Info

button stats bikestats.pl
Sezony poprzednie:
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

 Moje rowery

Rower Zielony 7846 km
Rower Czerwony 3954 km
Rower Czarny 36371 km

 Znajomi

wszyscy znajomi(14)

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Carmeliana.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2012

Dystans całkowity:846.24 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:45:37
Średnia prędkość:18.55 km/h
Maksymalna prędkość:54.10 km/h
Suma podjazdów:6541 m
Suma kalorii:9991 kcal
Liczba aktywności:17
Średnio na aktywność:49.78 km i 2h 41m
Więcej statystyk

W bałkańskim kotle dzień 8

Sobota, 30 czerwca 2012 | dodano:21.07.2012 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
  • DST: 91.55km
  • Czas: 05:49
  • VAVG 15.74km/h
  • VMAX 49.80km/h
  • Temp.: 38.0°C
  • Kalorie: 1511kcal
  • Podjazdy: 1280m
  • Sprzęt: Rower Czarny
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Scepan Polje - Pluzine - Niksic - Slansko Ezero

Wyruszamy ze Scepan Polje ze wstępnymi planami, aby dotrzeć do Boki i tym samym nadrobić stracony wczoraj czas i wyrobić plan.

Dzień okazuje się jednak wyjątkowo ciężki,ciągle pod górę (no kto by pomyślał?),jestem zmęczona, bardzo chciałabym dzień restowy, ale na takowy wcale się nie zanosi, nie ma gdzie go zrobić. Może nad Boką, jeśli tam dziś dotrzemy...
Może dlatego tak mi zależy, żeby tam dojechać jeszcze tego dnia :P

Zanim jednak zacznie się najgorsze, na naszej trasie Piva i jej kanion :) Coś absolutnie przepięknego.

Pięknie jest :) © Carmelliana


rzeka Piva:) © Carmelliana


Pivsko © Carmelliana


Pivsko © Carmelliana


Później jednak, przez wiele kilometrów, widoki przestają być spektakularne, nie ma też wody, a co za tym idzie nie ma również domów, a zatem sklepów i restauracyjek (tak tutaj popularnych). Jesteśmy zdani tylko na to, co mamy, na szczęście wiedzieliśmy, co nas tu najprawdopodobniej czeka (Tzn. M. wiedział, skądinąd), więc nie jest to dla nas bardzo dużym problemem, chociaż jednak miło by było natknąć się na chociaż jeden restoran.

W końcu jakiś się znajduje, co prawda właściwie na końcu naszej mordęgi przez ciągłe podjazdy i zjazdy. Nabieramy tam wody, nieco się restujemy i ruszamy dalej w ten upał. Ja ciągle mam zamiar dojechać do Boki.

Spotykamy sakwiarza z Czech "do Niksica macie już w dół" mhm.... żeby było w dół trzeba było się jeszcze nieźle wdrapać i zjechać w między czasie :P

W końcu jednak docieramy w okolice miasta. Zaczyna się cywilizacja, czyli sklepy, czyli cytrynowe piwo ;)
Niedługo się zacznie ściemniać, coraz bardziej wątpię, że dojedziemy nad Adriatyk. Postanawiamy jechać nad Slanskie Jezioro i je obejrzeć, czy można tam się rozbić.

Znajdujemy zjazd do jeziora i zamieszkały domek, skąd bierzemy wodę, woda zawsze się przyda, chociaż w tym przypadku okazało się, że niekoniecznie do mycia. Umyliśmy się w jeziorze :) Ciepła woda, piękne widoki, świetna sprawa ;)

jezioro Slansko © Carmelliana


nocleg nad jeziorem (jezioro za domem:P) © Carmelliana


Jednak od tej pory przez długi czas będzie nam towarzyszyło poczucie ciągłego opóźnienia...

W bałkańskim kotle dzień 7

Piątek, 29 czerwca 2012 | dodano:20.07.2012 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
  • DST: 36.62km
  • Czas: 02:38
  • VAVG 13.91km/h
  • VMAX 43.50km/h
  • Temp.: 37.0°C
  • Podjazdy: 586m
  • Sprzęt: Rower Czarny
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Tjentiste - Scepan Polje(MNE)

Dziś mamy w planach szybko uporać się z resztą Bośni, która nam została i rozpocząć Czarnogórę. Przed nami jednak w perspektywie był przejazd górami drogą wyjątkowo na około, więc postanowiliśmy znaleźć skrót, aby chytrze się przebić... Nie na darmo jednak ludowe mądrości są ludowymi mądrościami, pośród których jest jedna o chytrym, co to traci dwa razy :P

Znaleźliśmy jednak skrót, zdaje się, że jakaś dawna wojskowa droga, asfaltem w dół, aż do krzaków, gdzie błotem i krzakami trzeba było się przedrzeć dalej. Kiedy zrobił się prześwit i człowiek odetchnął z ulgą, że to już, oczom jego ukazywał się most...

przeprawa przez most © Carmelliana


Poziome belki mostu pod złym dotykiem spróchniałego palca zęba czasu ;) były w stanie posuniętego rozkładu i dość spektakularnie demonstrowały to swoje posunięcie, krusząc się i zapadając w siebie pod stopą... Można było zatem wchodzić na te, pod którymi bezpośrednio był dźwigar (mocno zardzewiały i przynajmniej mojego zaufania nie budzący), albo czasem wspomóc się nałożonymi na te poziome, pionowymi deskami.

Chyba z niedowierzania, że to się dzieje naprawdę, nawet się słowem nie odezwałam, żebyśmy wracali :P
Najpierw ruszył M. z moim rowerem prawą stroną, która okazała się nieprzechadzalna i zostawił Treka na środku mostu... :P

Przeszedł w jedną i drugą stronę i mnie wysłał, żebym przeszła, jeśli zdołam, a jak już przejdę to on przeniesie wszystko...

No to weszłam na most.. już samo wejście było dość kłopotliwe, ale prawdziwa zabawa zaczynała się, kiedy już się udało wybrać bale na dźwigarach i przejść po nich na sam dźwigar.. i właściwie szło się po nim cały most, dźwigar, rzecz jasna, węższy od stopy.

Przytrzymując się barierki powoli do przodu... dodatkową atrakcją było to, że barierki w jednym czy dwóch miejscach nie było wcale, a w jednym była pęknięta...

Przemierzając most, nogi trzęsły mi się jak nigdy w życiu, byłam pewna, że wyglądam jak te kreskówkowe postacie, co im kolana latają w prawo i w lewo ze strachu :P

W pewnym momencie naszła mnie ochota zawrócić, ale na samą myśl takiego manewru na moście szybko zrezygnowałam z tego pomysłu i ruszyłam dalej.

Przynajmniej widoki z mostu przepiękne :P na błękitną rzekę, nawet nie tak bardzo wysoko, ale jakoś mimo wszystko... :P

Na brzegu musiało minąć ładnych parę chwil, zanim doszłam do siebie, a wtedy kolejnym wyzwaniem było przenosić sakwy i potem rowery w górę, trochę po zboczu, między kamieniami i krzakami (tu i ówdzie gęsto zarośniętymi i kolczastymi) do strumyka, przez który musieliśmy się też przeprawić.

Upał był straszliwy i łatwo nie było, zwłaszcza z rowerem :P
A za każdym razem wracając po kolejne sakwy miałam widok na most i przechodzącego po nim M., więc zawracając miałam nadzieję, że go zobaczę, a w pewnym momencie zauważyłam, że z mostu zwisa oderwany poprzeczny dźwigar, od razu zrobiło mi się słabo i już widziałam, jak się zarywa, a M. wpada do rzeki.. Na szczęście prędko się jednak okazało, że to już tak było, a M. śmiga po dźwigarze, po kolejną sakwę...

Jakkolwiek to zrobił, przeniósł wszystko (wpadła tylko lampka;)) i w końcu mogliśmy się przeprawić przez strumyk i ruszyć na Czarnogórę. Cała ta przygoda zajęła nam kilka godzin i zamiast oszczędzić, nadłożyliśmy czasu, a potem i tak było mocno pod górę....

Do Scepan Polje nie uświadczyliśmy ani jednego sklepu, za to na przejściu granicznym strajk :P i naczekaliśmy się kilka ładnych minut, żeby pan zerknął na nasze paszporty i bez pieczątki ani wgrania nas do systemu puścił.

Zaraz przy przejściu były też kempingi, wybraliśmy zatem jeden i zostaliśmy w nim, a dzięki temu, że byliśmy z Polski, nie musieliśmy płacić :P

Kemping bardzo w porządku, chociaż też z tureckimi kiblami i w dodatku niezamykanymi, co się zresztą okaże normą, nie wiem co ci ludzie...

Ale chociaż widok świetny, zdaje się, że na tę rzekę od mostu.

Scepan Polje © Carmelliana

W bałkańskim kotle dzień 6

Czwartek, 28 czerwca 2012 | dodano:19.07.2012 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
  • DST: 132.58km
  • Czas: 08:01
  • VAVG 16.54km/h
  • VMAX 45.10km/h
  • Temp.: 34.0°C
  • Kalorie: 2113kcal
  • Podjazdy: 1689m
  • Sprzęt: Rower Czarny
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Blagaj - przełęcz Grebak - Nevesinje (świetny płaskowyż i niesamowita dolina z ponorami) Gacko Cemerno (przełęcz) - Tjentiste

Pożegnani przez kempingowe koty w Blagaju (swoją drogą kemping bardzo przyzwoity:))
blagajskie koty © Carmelliana

Ruszyliśmy ku dwóm przełęczom, jakie na nas dzisiaj czekały.
Pierwsza z nich ciągnęła się niemiłosiernie, a druga obfitowała w zjazdy na podjeździe. Ale widoki naprawdę przecudowne!
płaskowyż © Carmelliana


bośnia - płaskowyż © Carmelliana


Ponor © Carmelliana


Do Tjentiste wjeżdżamy przez przepiękny kanion, niestety jest ciemno, więc zdjęcia nie wychodzą dobrze.

kanion - Tjentiste © Carmelliana


W samym miasteczku szukamy kempingu, okazuje się, że jest przy hotelu. Hotel był dość podrzędny, więc i wygląd kempingu nie zaskoczył, zwykłe pole przy rzece z zardzewiałymi kranami wystającymi z rury. No cóż, przynajmniej byliśmy sami. Zanim jednak mogliśmy się tym nacieszyć, musieliśmy znaleźć kible i toalety... trzeba było wrócić aż do hotelu, żeby nam pokazali, który ze stojących opodal baraków jest tym, czego szukamy, bo zajrzeliśmy chyba we wszystkie i żaden nie był toaletą ;)

Chyba jednak wolałabym, żebyśmy ich nie znaleźli. Zajrzawszy do toalety szybko z niej wyszłam... tureckie kible chyba nigdy nie czyszczone... tak samo prysznice... no i oczywiście z zimną wodą :) były bojlery, ale wyłączone,lub zepsute, w każdym razie doszliśmy do tego podczas mycia a szukanie kogoś było raczej ostatnią rzeczą, którą teraz chcieliśmy się zajmować... Wykończeni, padliśmy spać, bo nazajutrz miał nas czekać długi i ciężki dzień. No i był, ale nie w taki sposób w jaki planowaliśmy ;)

W bałkańskim kotle dzień 5

Środa, 27 czerwca 2012 | dodano:19.07.2012 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
  • DST: 131.28km
  • Czas: 05:40
  • VAVG 23.17km/h
  • VMAX 54.10km/h
  • Temp.: 33.0°C
  • Kalorie: 2069kcal
  • Podjazdy: 773m
  • Sprzęt: Rower Czarny
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Ilidza - Konjic - dolina Neretvy - Jablanica - kanion Neretvy (bez szału)- Mostar- Blagaj.

Dzisiaj atrakcją miał być kanion Neretvy, jednak okazał się dość nudny i nie zrobił wrażenia, jasne, było pięknie, ale po zeszłorocznym serbskim przełomie Dunaju ten nie powalił na kolana. Na szczęście przed nami jeszcze widoki, które przyćmią nawet Dunaj ;) (a tych najpiękniejszych nie ma oczywiście na zdjęciach :P)

Jednakowoż Bośnia przepiękna, wspaniały potencjał (gdzieś w górach, w zupełnej dziczy i pustce natknęliśmy się na olbrzymie, fantastyczne jezioro pomiędzy wielkimi górami).

bośnia © Carmelliana


bośniacki most © Carmelliana


bośnia © Carmelliana


bośnia, jest fajnie :) © Carmelliana


Dziś jeszcze punktem specjalnym był Mostar, niestety nie powalił na kolana, tak jak miał, chyba sobie za wiele obiecuję w stosunku do tych miejsc, które są opiewane.

Bardzo wiele pustych domów i ruin, niektóre ściany usiane dziurami po kulach.
Ciekawa architektura z elementami muzułmańskich ornamentów, ogólnie interesujące miejsce :) A wapienne(?) schody wydeptane tak, że można było się po nich z łatwością ślizgać ;)

Mostar © Carmelliana


Mostar uliczka © Carmelliana

W bałkańskim kotle dzień 4

Wtorek, 26 czerwca 2012 | dodano:19.07.2012 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
  • DST: 32.45km
  • Czas: 01:51
  • VAVG 17.54km/h
  • VMAX 29.70km/h
  • Temp.: 26.0°C
  • Podjazdy: 83m
  • Sprzęt: Rower Czarny
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Doboj (pociąg) - Sarajewo

Chcieliśmy zyskać na czasie i dotrzeć do Sarajewa pociągiem. Właściwie nie wiem czemu nie zdecydowaliśmy się jechać rowerami, jak tylko okazało się, że na pociąg musimy czekać kilka ładnych godzin. W każdym razie postanowiliśmy czekać i zaszyć się gdzieś na mieście.

Próbowaliśmy jeszcze autobusu, pan w kasie bardzo się przejął i wypatrywał zawzięcie autobusu, który miałby nas zabrać, ale niestety, kierowca i tak stwierdził, że nie miejsca.

No więc trudno, ruszyliśmy na miasto znaleźć jakąś knajpkę. Tutejsze jedzenie okazało się niestety tłuste i niezbyt smaczne. Kolejnym więc punktem była kawiarenka, gdzie kupiliśmy kawę, do której dostaliśmy wodę, co się okazało typowym bałkańskim zestawem, do tej pory nie wiem za bardzo dlaczego, chyba chodzi o to, że po kawie chce się po prostu pić? ale żeby aż tak...?:P

Obok naszego stolika siedziało kilku dość dorodnych panów :P W pewnym momencie zainteresowali się naszymi osobami, co zresztą dziwnym nie było, każdego interesowaliśmy :P

Kiedy jednak doszło do płacenia za kawy, lody i kilka burków, które zamówiliśmy (nadziewane ciasto francuskie, podawane na ciepło), okazało się, że szef knajpy (jeden z facetów siedzących obok) za nas już zapłacił! :O Byliśmy w niezłym szoku, zostawiliśmy więc tylko napiwek dla obsługującego nas chłopaka :)

Pociąg przyjechał punktualnie, ale do końca nie było wiadomo, czy wsiądziemy, bo biletów na rower nam nie sprzedano (swoją drogą bilety były wypisywane ręcznie;) ), takie rzeczy załatwia się z konduktorem. Ale na szczęście nasze rowery nie były dla nikogo problemem.

Cieszyliśmy się, że niebawem będziemy w Sarajewie, kiedy to po niedługim czasie od startu pociąg stanął w polu. I stał. I stał. I stał......
Następnie przejechał niewiele, aby stanąć na jakiejś bocznej stacji w miasteczku i stał... stał... stał...

Chyba tylko my nie wiedzieliśmy o co chodzi, bo ludzie sobie wychodzili na zakupy, dosiadali się do pociągu.. Poszła plotka, że czekamy na pociąg z Chorwacji (czy do Chorwacji), ale pociąg przyjechał i pojechał, a my dalej staliśmy....
W sumie wystaliśmy tak około 4 godzin. A jechaliśmy 3.

Byliśmy wieczorem w Sarajewie i jeszcze zostało nam do dojechania do kempingu.
Była to jedna z gorszych tras całej wyprawy, prawdopodobnie odczucie było spowodowane wymęczeniem po podróży pociągiem. Jechaliśmy przez miasto, wielki ruch, samochody, autobusy i ciężarówki mijające na centymetry, a na deser tir, który nas strąbił jadąc za nami. Dla mnie to było za dużo, najchętniej bym wtedy została pod krzakiem na noc i zalała się łzami z nerwów i zmęczenia.

Kiedy w końcu dojechaliśmy jednak do kempingu okazał się dość drogi, nie wiedzieć za co. nie było ławek ani stolików, prysznice były za kotarami (co nie było problemem, no ale skoro cena taka no to może jakiś lepszy standard?) i pierwsze tureckie kible, które stały się moją zmorą wyprawy. (Aczkolwiek szczęśliwie był jeden zwykły :] )

W bałkańskim kotle dzień 3

Poniedziałek, 25 czerwca 2012 | dodano:19.07.2012 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
  • DST: 108.89km
  • Czas: 04:59
  • VAVG 21.85km/h
  • VMAX 41.90km/h
  • Temp.: 35.0°C
  • Kalorie: 1711kcal
  • Podjazdy: 412m
  • Sprzęt: Rower Czarny
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Velika Pozega Slavonski Brod (Bośnia i Hercegowina) Derventa Kotorsko

W Bośni dalszy ciąg pustych domów, również tych niedokończonych. Te prawdopodobnie powojenne pozostałości wywołują we mnie dość specyficzne uczucie, które ciężko nazwać, może zdumienie pomieszane z przerażeniem, na myśl o tym co tu się działo i że działo się to tak niedawno. Pamiętam jak w szkole się mówiło o tych regionach "kocioł bałkański" aaa, bo tam jest upał i teraz jeszcze wojna, to ciepło mają.

Dzisiaj śpimy na dziko, dla mnie to pierwszy raz ;) Tak samo jak mycie się na dziko ;) Szczęśliwie mamy prysznic Ortlieba, nie musimy się chlapać z butelek :P
Rozbijanie się na dziko jest dla mnie trochę stresujące, ale nie tak bardzo jak mycie się pod krzakami :P
Aczkolwiek było to całkiem fajne :)

A jakiś czas później nadeszła burza;)

Bośnia © Carmelliana

W bałkańskim kotle dzień 2

Niedziela, 24 czerwca 2012 | dodano:19.07.2012 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
  • DST: 122.19km
  • Czas: 06:31
  • VAVG 18.75km/h
  • VMAX 52.00km/h
  • Temp.: 34.0°C
  • Podjazdy: 947m
  • Sprzęt: Rower Czarny
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Pecs - Drenovac Przelecz Nevoljas - Velika

Nim rankiem M. wyruszył zdobyć BIGa, zdążył zostać zrugany przez właścicielkę (po niemiecku, nie po węgiersku), że jak to tak?! Że jak my się tu dostaliśmy po nocy?! Tu było zamknięte! Tak nie można! Nie wolno tak! I że ona chce nasze paszporty! Po które przyjdzie później, o!

No więc po przemiłym przywitaniu, ja, w czasie gdy nie było M., jak na prawdziwą kobietę przystało ruszyłam prać i robić śniadanie ;)
Zanim jednak przystąpiłam do dzieła udałam się na poranną toaletę. W łazience jednak dopadła mnie pani właścicielka i sklęła na czym świat stoi za wciśniętą spłuczkę.

Spłuczka ta miała kształt dużego guzika, który trzeba było wcisnąć w rurę, żeby woda spłynęła i z czasem się wypychała. No więc dowiedziałam się, że to nicht normal! że na pewno zrobiłam tak - i zaczęła walić ręką w spłuczkę, że tak się nie robi, że się zepsuło! i w końcu poszła, albo może ja poszłam, po pranie...

Kiedy prałam zjawiła się znów kobieta - złoto i nawrzeszczała na mnie od góry do dołu, że tu to się nie pierze. że od prania to jest pralnia! że to jest chyba oczywiste?!i mnie zaprowadziła do skitranej kanciapy z umywalką... o rany... no to piorę, a w tym czasie pani wrzeszczy, że gdzie jest meine herr?!za ile będzie?! że ona to potrzebuje dokumenty!że teraz zaraz natychmiast!gdzie on jest! że doba się już nam kończy!

Będąc w ciężkim szoku i lekko zestresowana, nie byłam w stanie nic jej odpowiedzieć w żadnym języku, przyniosłam jej tylko swój dowód. Ochrzaniła mnie, że miały być dwa! A ja z tego wszystkiego zapomniałam, że M. mi zostawił swój dokument...

Kiedy wreszcie meine herr przyjechał, baba dostała dokumenty i kasę, dopytując, kiedy wyjedziemy..

Jeszcze przed samym wyjazdem dostało mi się, że wyrzuciłam butelkę do śmietnika. Śmietniki nie były oznaczone, że niby następuje w nich jakaś segregacja..więc po prostu wyrzuciłam...Źle.

Po tym przemiłym poranku ruszyliśmy w stronę Chorwacji, zostawiając za sobą Węgry i Węgrów..
widok na Pecs © Carmelliana


Była niedziela, więc w Chorwacji absolutnie wszystko było zamknięte, w dodatku wsie, które mijamy już dawno opuszczone.

W jednym z zamieszkałych miasteczek natykamy się na lokal, który wygląda jak bar, kręcą się ludzie, popijają piwo. Chcemy coś zjeść i napić się, ale okazuje się, że to chrzciny. No trudno.. jednak, kiedy gospodarze i kelner z kelnerką nas tylko zobaczyli od razu nas sadzają przy stoliku i znoszą jedzenie (w tym przepyszny ser) i picie, dużo różnego picia (niezbyt dobrego:P poza przepysznym cytrynowym piwem, które będzie hitem aż do Grecji, gdzie go już nie będzie niestety). Są przemili, aż trochę za bardzo :)

Na drogę dostajemy dużo picia i resztę jedzenia ;) Ruszamy w stronę przełęczy.

A przełęcz, która nas dziś czeka jest w parku krajobrazowym Papuk. Jest pięknie, chłodno i bardzo przyjemnie.
wodospad w Rez. Papuk © Carmelliana


Chorwacja, przeł. Nevoljas © Carmelliana


Całość psuje tylko szutrowy podjazd, oraz fakt, że jesteśmy tu dość późno i nie ma żadnych znaków, do samej przełęczy nie wiemy, czy jedziemy dobrze, dopiero tam udaje się zatrzymać jedno z nielicznych przejeżdżających aut i dowiedzieć, że na dole znajduje się nasza Velika.

Ubieramy się na zjazd w pośpiechu,żeby nie zrobiło się całkiem ciemno, ale zjazd jest w lesie, więc i tak momentalnie zapada zmrok. Zanim jednak zaczniemy zjeżdżać, okazuje się, że po przełęczy jest jeszcze kawałek w górę!

Kiedy wreszcie możemy ruszać w dół, jest bardzo ciemno, a droga szutrowa. Właściwie nie jest tak źle, nawet powiedziałabym, że całkiem nieźle, póki tylne koło nie wpada na szutrze w poślizg, a za nim przednie... tuż obok jest urwisko... Trek uparcie chce zjechać właśnie tam.

Udaje mi się go przechylić na lewo i odzyskać kontrolę, nawet się nie przewracając, ale dawno tak się nie bałam... Jak się okaże to dopiero wstęp do tego, co mnie czeka :P

W Velice okazuje się po raz pierwszy, że nie ma kempingu, albo raczej jest ale z zimną wodą (nieczynny czy coś takiego). Dowiadujemy się o tym na festiwalu, który się odbywa w miasteczku. Chorwaci gromadzą się wokół nas i debatują, co z nami zrobić? Czyjaś mama prowadzi zajazd, tam nas upchnąć :P

Okazało się, że był to raczej pensjonat, chyba nawet dość drogi, ze śniadaniem w cenie, to nawet lepiej. Pokój był bardzo przyjemny, fajnie było paść do łóżka po takim dniu.

W bałkańskim kotle dzień 1

Piątek, 22 czerwca 2012 | dodano:18.07.2012 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
  • DST: 71.34km
  • Czas: 04:03
  • VAVG 17.61km/h
  • VMAX 44.40km/h
  • Temp.: 30.0°C
  • Kalorie: 1167kcal
  • Podjazdy: 686m
  • Sprzęt: Rower Czarny
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Zaczynamy wyprawę!:)

Łódź (pociąg) - Piwniczna - Słowacja: Stara Lubownia (pociąg) - Kosice - Węgry: pociągami do Pecsu.

Podróż zaczynamy w Łodzi wieczorem w piątek i kończymy wieczorem w sobotę.
Pod koniec jazdy pociągiem utrzymanie otwartych powiek jest nadludzkim wysiłkiem.

Na stacji w Pecsu mapa miasta nie obejmuje ulic, na których mają być spisane przez nas kempingi.

Ruszamy do jednego, który wydaje się być łatwiejszy do znalezienia, okazuje się, że jest ostro pod górę. Trochę za ostro jak na chwilę w której się znajdujemy.

Udaje się dorwać taksówkarza i jakoś z nim dogadać. Okazuje się, że kemping jest na pewno na dole miasta...

Owszem, był, zamknięty.
M. przeskakuje przez ogrodzenie i dowiaduje się, że właściciele już dawno śpią, ale klucz jest przy bramie. Otwieramy więc ją i kulturalnie wchodzimy na kemping, aby się rozbić i umyć i na tym się kończą przyjemności związane z tym miejscem, co się okaże już rano....

m jak magister miastem mknie by mydelniczkę mieć ;P

Czwartek, 21 czerwca 2012 | dodano:21.06.2012 Kategoria poŁodzi się
  • DST: 12.50km
  • Czas: 00:39
  • VAVG 19.23km/h
  • VMAX 27.60km/h
  • Temp.: 19.0°C
  • Kalorie: 161kcal
  • Sprzęt: Rower Czerwony
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Czyli ja B-)

Od rana bardzo skuteczna obrona :)
Z której ledwo się doczłapałam, szpilki to nie jest obuwie do chodzenia :P

Więc po południu tym przyjemniej było założyć mięciutkie sandałki ;) i ubrać się jak człowiek ;) żeby pomknąć po ostatnie zakupy na wyprawę, w tym po wspomnianą w tytule mydelniczkę :P

A wyprawa już jutro :))
(właściwie to w niedzielę, najpierw półtora dnia w pociągu;) )

miasto

Wtorek, 19 czerwca 2012 | dodano:19.06.2012 Kategoria do M., poŁodzi się
  • DST: 16.07km
  • Czas: 00:50
  • VAVG 19.28km/h
  • VMAX 26.00km/h
  • Temp.: 26.0°C
  • Kalorie: 208kcal
  • Sprzęt: Rower Czerwony
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Do fotografa, zrobić zdjęcia dyplomowe, na uczelnię porozmawiać o ewentualnym doktoracie, ale nie sądzę, żeby coś z tego było, mam już dość.
Zahaczyć o kiermasz książkowo - prasowy w celu zakupienia prasy do pociągu i na dzień restowy ten czy inny :P
I zahaczyć jeszcze o tego i owego;)

Gorąco, ale przy powiewach, więc jechało się dobrze :)