Info

button stats bikestats.pl
Sezony poprzednie:
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

 Moje rowery

Rower Zielony 7978 km
Obcy :) 143 km
Rower Czerwony 3954 km
Rower Czarny 36671 km

 Znajomi

wszyscy znajomi(14)

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Carmeliana.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

W bałkańskim kotle dzień 7

Piątek, 29 czerwca 2012 | dodano:20.07.2012 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
  • DST: 36.62km
  • Czas: 02:38
  • VAVG 13.91km/h
  • VMAX 43.50km/h
  • Temp.: 37.0°C
  • Podjazdy: 586m
  • Sprzęt: Rower Czarny
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Tjentiste - Scepan Polje(MNE)

Dziś mamy w planach szybko uporać się z resztą Bośni, która nam została i rozpocząć Czarnogórę. Przed nami jednak w perspektywie był przejazd górami drogą wyjątkowo na około, więc postanowiliśmy znaleźć skrót, aby chytrze się przebić... Nie na darmo jednak ludowe mądrości są ludowymi mądrościami, pośród których jest jedna o chytrym, co to traci dwa razy :P

Znaleźliśmy jednak skrót, zdaje się, że jakaś dawna wojskowa droga, asfaltem w dół, aż do krzaków, gdzie błotem i krzakami trzeba było się przedrzeć dalej. Kiedy zrobił się prześwit i człowiek odetchnął z ulgą, że to już, oczom jego ukazywał się most...

przeprawa przez most © Carmelliana


Poziome belki mostu pod złym dotykiem spróchniałego palca zęba czasu ;) były w stanie posuniętego rozkładu i dość spektakularnie demonstrowały to swoje posunięcie, krusząc się i zapadając w siebie pod stopą... Można było zatem wchodzić na te, pod którymi bezpośrednio był dźwigar (mocno zardzewiały i przynajmniej mojego zaufania nie budzący), albo czasem wspomóc się nałożonymi na te poziome, pionowymi deskami.

Chyba z niedowierzania, że to się dzieje naprawdę, nawet się słowem nie odezwałam, żebyśmy wracali :P
Najpierw ruszył M. z moim rowerem prawą stroną, która okazała się nieprzechadzalna i zostawił Treka na środku mostu... :P

Przeszedł w jedną i drugą stronę i mnie wysłał, żebym przeszła, jeśli zdołam, a jak już przejdę to on przeniesie wszystko...

No to weszłam na most.. już samo wejście było dość kłopotliwe, ale prawdziwa zabawa zaczynała się, kiedy już się udało wybrać bale na dźwigarach i przejść po nich na sam dźwigar.. i właściwie szło się po nim cały most, dźwigar, rzecz jasna, węższy od stopy.

Przytrzymując się barierki powoli do przodu... dodatkową atrakcją było to, że barierki w jednym czy dwóch miejscach nie było wcale, a w jednym była pęknięta...

Przemierzając most, nogi trzęsły mi się jak nigdy w życiu, byłam pewna, że wyglądam jak te kreskówkowe postacie, co im kolana latają w prawo i w lewo ze strachu :P

W pewnym momencie naszła mnie ochota zawrócić, ale na samą myśl takiego manewru na moście szybko zrezygnowałam z tego pomysłu i ruszyłam dalej.

Przynajmniej widoki z mostu przepiękne :P na błękitną rzekę, nawet nie tak bardzo wysoko, ale jakoś mimo wszystko... :P

Na brzegu musiało minąć ładnych parę chwil, zanim doszłam do siebie, a wtedy kolejnym wyzwaniem było przenosić sakwy i potem rowery w górę, trochę po zboczu, między kamieniami i krzakami (tu i ówdzie gęsto zarośniętymi i kolczastymi) do strumyka, przez który musieliśmy się też przeprawić.

Upał był straszliwy i łatwo nie było, zwłaszcza z rowerem :P
A za każdym razem wracając po kolejne sakwy miałam widok na most i przechodzącego po nim M., więc zawracając miałam nadzieję, że go zobaczę, a w pewnym momencie zauważyłam, że z mostu zwisa oderwany poprzeczny dźwigar, od razu zrobiło mi się słabo i już widziałam, jak się zarywa, a M. wpada do rzeki.. Na szczęście prędko się jednak okazało, że to już tak było, a M. śmiga po dźwigarze, po kolejną sakwę...

Jakkolwiek to zrobił, przeniósł wszystko (wpadła tylko lampka;)) i w końcu mogliśmy się przeprawić przez strumyk i ruszyć na Czarnogórę. Cała ta przygoda zajęła nam kilka godzin i zamiast oszczędzić, nadłożyliśmy czasu, a potem i tak było mocno pod górę....

Do Scepan Polje nie uświadczyliśmy ani jednego sklepu, za to na przejściu granicznym strajk :P i naczekaliśmy się kilka ładnych minut, żeby pan zerknął na nasze paszporty i bez pieczątki ani wgrania nas do systemu puścił.

Zaraz przy przejściu były też kempingi, wybraliśmy zatem jeden i zostaliśmy w nim, a dzięki temu, że byliśmy z Polski, nie musieliśmy płacić :P

Kemping bardzo w porządku, chociaż też z tureckimi kiblami i w dodatku niezamykanymi, co się zresztą okaże normą, nie wiem co ci ludzie...

Ale chociaż widok świetny, zdaje się, że na tę rzekę od mostu.

Scepan Polje © Carmelliana

Komentarze
Co mi przypomina, jak pzrejeżdzaliśmy mostkami na Sanie... niektórych nawet nie było na mapie, a już na pewno ruch po nich był zabroniony. Prolem że były podwieszane i pzrez to mocno bujało... :)
http://lavinka.bloog.pl/id,4951846,title,-Dolina-Sanu-,index.html

A oto te najgorsze dwa:
https://picasaweb.google.com/popolsce/DolinaSanu#5377370793454094098
https://picasaweb.google.com/popolsce/DolinaSanu#5377372231942323778

Wszystko ze skrzypiących, na wpół spróchniałych desek, piechtą może i, ale rowerem było trudno. Po takiej zaprawie takiego mostu już bym się aż tak nie bała ;)
lavinka
- 20:04 środa, 6 lutego 2013 | linkuj
:D
dokładnie taki! :D
Carmeliana
- 15:35 piątek, 20 lipca 2012 | linkuj
No no... Taki most to coś więcej niż most wanted! To most z piosenki ''zielony mosteczek ugina się''!
huann
- 15:25 piątek, 20 lipca 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!