- Kategorie bloga:
- Amicidebici.229
- do M..94
- jadę sam, jak palec albo coś tam.36
- ni to ni sio.36
- poŁodzi się.614
- Rekordy.6
- Wiedeń.65
- wycieczka.131
- Wypad.54
- Wyprawy i Wylewy ;).396
W bałkańskim kotle dzień 15
Sobota, 7 lipca 2012 | dodano:23.07.2012 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
- DST: 133.62km
- Czas: 06:43
- VAVG 19.89km/h
- VMAX 49.60km/h
- Temp.: 38.0°C
- Kalorie: 2063kcal
- Podjazdy: 1297m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Tetovo - autostrada - Gostivar - przełęcz Straża (1212) - Kicevo - przełęcz Preseka (1082) - Ohrid
Ruszamy w kierunku Ohridu, który podobno jest warty zobaczenia. Wszystkie znaki (na niebie i ziemi) kierują nas na autostradę, no to chcąc nie chcąc (a raczej chcąc bo krócej i płaściej;) ) wjeżdżamy na nią. O dziwo nie posiada żadnego pobocza, w ogóle wygląda jak czteropasmówka (z murkiem pomiędzy dwoma pasami dla każdej strony) hucznie nazwana autostradą. Nikomu jednak nie przeszkadzamy, chociaż ruch nie jest znikomy, na co mieliśmy nadzieję.
Przelatujemy autostradę i ruszamy na dwie przełęcze, które na nas już czekają.
Obie w palącym słońcu, co w końcu poskutkowało tym, że na jednej mnie zupełnie przegrzało (dobrze, że na samej już przełęczy :P) i M. urządził ochładzającą akcję ratunkową :) no i oddał mi swoją bandanę, za co sam dostał i jego również dogrzało :(
Bardzo ciężko nam się jechało, a do Ohridu ciągle było daleko i daleko, chociaż minęliśmy mnóstwo znaków informujących o zabytkach miasta.
Wreszcie dostrzegamy twierdzę nad miastem
i niebawem wjeżdżamy do miasta, wita nas transparent "CITY OF UNESCO", tylko, że zabytków żadnych, trafiliśmy w jakiś zaułek, który rzeczywiście mógł ubiegać się o ochronę UNESCO, stara uliczka z jakimiś gliniano - kamiennymi domkami, chyba pamiętająca początki Ohridu :P w każdym razie bardzo klimatycznie :) ale poza nim nic nam się w oczy nie rzuciło :P
Za to na nas rzucali się naganiacze "need room? need room?"
Decydujemy się na pokój, jesteśmy zmęczeni, przegrzani, chcemy już tylko się umyć i odpocząć. Niestety okazuje się, że właściciel domu miał żonę Polkę i gada po polsku... w pierwszej chwili było to miłe zaskoczenie, ale kiedy zaczął bez ustanku paplać, zachwalać swoje pokoje, a na końcu opowiadać o tym, że ma jakiś problem z mailem do przyjaciółki Polki i żebyśmy mu pomogli, stało się to niezwykle irytujące.
Kiedy jednak wróciliśmy z zakupami do pokoju, nikogo w obejściu nie było, więc szybko się wpakowaliśmy i zamknęliśmy zamki :P na szczęście nikt nas już nie niepokoił, zdecydowanie nie mieliśmy ochoty na integracje i pogawędki.
Ruszamy w kierunku Ohridu, który podobno jest warty zobaczenia. Wszystkie znaki (na niebie i ziemi) kierują nas na autostradę, no to chcąc nie chcąc (a raczej chcąc bo krócej i płaściej;) ) wjeżdżamy na nią. O dziwo nie posiada żadnego pobocza, w ogóle wygląda jak czteropasmówka (z murkiem pomiędzy dwoma pasami dla każdej strony) hucznie nazwana autostradą. Nikomu jednak nie przeszkadzamy, chociaż ruch nie jest znikomy, na co mieliśmy nadzieję.
Przelatujemy autostradę i ruszamy na dwie przełęcze, które na nas już czekają.
Obie w palącym słońcu, co w końcu poskutkowało tym, że na jednej mnie zupełnie przegrzało (dobrze, że na samej już przełęczy :P) i M. urządził ochładzającą akcję ratunkową :) no i oddał mi swoją bandanę, za co sam dostał i jego również dogrzało :(
Bardzo ciężko nam się jechało, a do Ohridu ciągle było daleko i daleko, chociaż minęliśmy mnóstwo znaków informujących o zabytkach miasta.
Wreszcie dostrzegamy twierdzę nad miastem
Ohrid© Carmelliana
i niebawem wjeżdżamy do miasta, wita nas transparent "CITY OF UNESCO", tylko, że zabytków żadnych, trafiliśmy w jakiś zaułek, który rzeczywiście mógł ubiegać się o ochronę UNESCO, stara uliczka z jakimiś gliniano - kamiennymi domkami, chyba pamiętająca początki Ohridu :P w każdym razie bardzo klimatycznie :) ale poza nim nic nam się w oczy nie rzuciło :P
Za to na nas rzucali się naganiacze "need room? need room?"
Decydujemy się na pokój, jesteśmy zmęczeni, przegrzani, chcemy już tylko się umyć i odpocząć. Niestety okazuje się, że właściciel domu miał żonę Polkę i gada po polsku... w pierwszej chwili było to miłe zaskoczenie, ale kiedy zaczął bez ustanku paplać, zachwalać swoje pokoje, a na końcu opowiadać o tym, że ma jakiś problem z mailem do przyjaciółki Polki i żebyśmy mu pomogli, stało się to niezwykle irytujące.
Kiedy jednak wróciliśmy z zakupami do pokoju, nikogo w obejściu nie było, więc szybko się wpakowaliśmy i zamknęliśmy zamki :P na szczęście nikt nas już nie niepokoił, zdecydowanie nie mieliśmy ochoty na integracje i pogawędki.
Komentarze
No i oczywiście, jak szukaliśmy pokoju z klimatyzacją, to w Ohrydzie panował taki mikroklimat, że klimatyzacja niepotrzebna. Ale jak już byliśmy w tym pokoju bez klimy, to nawet mimo stale odkręconego prysznica z zimną wodą oraz głębokiego zacienienia tej strony domu i tak ledwo się dało wytrzymać :P
aard - 20:59 środa, 21 listopada 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!