- Kategorie bloga:
- Amicidebici.229
- do M..94
- jadę sam, jak palec albo coś tam.36
- ni to ni sio.36
- poŁodzi się.614
- Rekordy.6
- Wiedeń.65
- wycieczka.131
- Wypad.54
- Wyprawy i Wylewy ;).396
W bałkańskim kotle dzień 16
Niedziela, 8 lipca 2012 | dodano:23.07.2012 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
- DST: 30.91km
- Czas: 01:47
- VAVG 17.33km/h
- VMAX 48.30km/h
- Temp.: 38.0°C
- Kalorie: 486kcal
- Podjazdy: 381m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Ohrid - Ljubaniste
Od rana M. wyskakuje na Biga, który jest niedaleko, więc ja mam czas się trochę wyspać. BIG okazuje się być bardzo niedaleko, bo budzę się tuż przed sygnałem M., oznaczającym, że już wraca. Ekspresowe ogarnięcie i bieg do sklepu ;) w którym okazuje się że mam za mało pieniędzy! :O muszę przy kasie zostawić wszystkie zakupy poza sosem tatarskim, który potrzebny był mi do kontynuowania robienia kanapek na śniadanie i na drogę ;) pani ekspedientka była bardzo niezadowolona, nie wiedziałam, że można przewracać oczami na tyle stron :P
W końcu wyruszamy, mamy dzisiaj w planach spanie na dziko w Albanii.
Jedziemy przez Ohrid i nie znajdujemy ani jednego zabytku, nie wiem co to UNESCO tutaj ochrania :P
Zaraz za miastem Jezioro Ohrydzkie...
siadamy nad nim, jest krystalicznie czyste i ciepłe, super. Siedzimy nad nim dość długo, bardzo nam się podoba, podoba nam się na tyle, że dowiadujemy się o następne kempingi nad jeziorem i postanawiamy zrobić dzisiaj dzień restowy, a jutro przejechać przez Albanię.
Ruszamy więc do Ljubaniste, a prawie cała trasa do miasteczka prowadzi przez potwornie pofałdowany teren (nawet 12%), ciężki ten dzień restowy ;)
Jednak jest bardzo ładnie, Macedonia punktuje tym miejscem :)
Po górkach reszta trasy jest oczywiście w dół, w naprawdę ostry dół, gdzie ja na jednym zakręcie prawie wypadam z prawej strony prosto pod dżipa, tracąc przyczepność tylnego koła, udaje mi się zmienić kierunek, ale trochę mam miękkie nogi po tej przygodzie, nie powiem;)
Docieramy na kemping i rozbijamy się w miejscu w miarę odludnym, jak naiwnie sądzimy, po czym, po wszystkich sprawach organizacyjnych ruszamy nad jezioro kąpać się i wylegiwać. Jest wcześnie, mamy więc dużo czasu na odpoczynek ;)
Wieczorem zaś okazuje się, że tuż obok nas gnieździ się macedońska młodzież, której typowym wieczornym zwyczajem jest biesiadowanie. Puszczają więc muzykę niemal na cały regulator i się zarywają od śmiechu....
Nie poskutkowały ani nasze prośby, ani recepcja, do której udał się M., ani ochroniarz, którego wysłała recepcja, żeby ściszyli odrobinę. Cisza jest o 12 i oni do tej pory będą ryczeli i dudnili z głośników... Nie mam pojęcia do której hałasowali, poszliśmy spać słuchając muzyki ze swoich odtwarzaczy :P
Od rana M. wyskakuje na Biga, który jest niedaleko, więc ja mam czas się trochę wyspać. BIG okazuje się być bardzo niedaleko, bo budzę się tuż przed sygnałem M., oznaczającym, że już wraca. Ekspresowe ogarnięcie i bieg do sklepu ;) w którym okazuje się że mam za mało pieniędzy! :O muszę przy kasie zostawić wszystkie zakupy poza sosem tatarskim, który potrzebny był mi do kontynuowania robienia kanapek na śniadanie i na drogę ;) pani ekspedientka była bardzo niezadowolona, nie wiedziałam, że można przewracać oczami na tyle stron :P
W końcu wyruszamy, mamy dzisiaj w planach spanie na dziko w Albanii.
Jedziemy przez Ohrid i nie znajdujemy ani jednego zabytku, nie wiem co to UNESCO tutaj ochrania :P
Zaraz za miastem Jezioro Ohrydzkie...
Ohrydzkie jezioro© Carmelliana
siadamy nad nim, jest krystalicznie czyste i ciepłe, super. Siedzimy nad nim dość długo, bardzo nam się podoba, podoba nam się na tyle, że dowiadujemy się o następne kempingi nad jeziorem i postanawiamy zrobić dzisiaj dzień restowy, a jutro przejechać przez Albanię.
Ruszamy więc do Ljubaniste, a prawie cała trasa do miasteczka prowadzi przez potwornie pofałdowany teren (nawet 12%), ciężki ten dzień restowy ;)
Jednak jest bardzo ładnie, Macedonia punktuje tym miejscem :)
Po górkach reszta trasy jest oczywiście w dół, w naprawdę ostry dół, gdzie ja na jednym zakręcie prawie wypadam z prawej strony prosto pod dżipa, tracąc przyczepność tylnego koła, udaje mi się zmienić kierunek, ale trochę mam miękkie nogi po tej przygodzie, nie powiem;)
Docieramy na kemping i rozbijamy się w miejscu w miarę odludnym, jak naiwnie sądzimy, po czym, po wszystkich sprawach organizacyjnych ruszamy nad jezioro kąpać się i wylegiwać. Jest wcześnie, mamy więc dużo czasu na odpoczynek ;)
Wieczorem zaś okazuje się, że tuż obok nas gnieździ się macedońska młodzież, której typowym wieczornym zwyczajem jest biesiadowanie. Puszczają więc muzykę niemal na cały regulator i się zarywają od śmiechu....
Nie poskutkowały ani nasze prośby, ani recepcja, do której udał się M., ani ochroniarz, którego wysłała recepcja, żeby ściszyli odrobinę. Cisza jest o 12 i oni do tej pory będą ryczeli i dudnili z głośników... Nie mam pojęcia do której hałasowali, poszliśmy spać słuchając muzyki ze swoich odtwarzaczy :P
Ohrid© Carmelliana
Komentarze
Co mi przypomina Bułgarię i dolinę przy monastyrze rilskim... akurat było jakieś święto i cała dolina była jedną wielką imprezą. Kempingi pełne i z głośną muzyką (i na żywo i ze sprzętu), wszyscy znoszą drewno na wieczorne ogniska. Znaleźliśmy zaciszny kemping dla niemieckich emerytów - zaciszny, to znaczy że muzyka była dopiero zza krzaków, a nie sprzed sąsiedniego namiotu. Impreza trwała do rana, ale jak się włożyło zatyczki do uszu, to dawało radę ;-)
Jak wieczorkiem poszliśmy w górę doliny, to okazało się, że gdy kończą się kemping, na każdej polance są namioty, ogniska, muzyka. A przy drode stoiska ze świeżo robionymi ponczikami i innym żarciem. meteor2017 - 13:28 czwartek, 7 lutego 2013 | linkuj
Jak wieczorkiem poszliśmy w górę doliny, to okazało się, że gdy kończą się kemping, na każdej polance są namioty, ogniska, muzyka. A przy drode stoiska ze świeżo robionymi ponczikami i innym żarciem. meteor2017 - 13:28 czwartek, 7 lutego 2013 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!