- Kategorie bloga:
- Amicidebici.229
- do M..94
- jadę sam, jak palec albo coś tam.36
- ni to ni sio.36
- poŁodzi się.614
- Rekordy.6
- Wiedeń.65
- wycieczka.131
- Wypad.54
- Wyprawy i Wylewy ;).396
Wpisy archiwalne w kategorii
Wyprawy i Wylewy ;)
Dystans całkowity: | 24068.77 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 1413:03 |
Średnia prędkość: | 16.94 km/h |
Maksymalna prędkość: | 56.50 km/h |
Suma podjazdów: | 227986 m |
Suma kalorii: | 120027 kcal |
Liczba aktywności: | 395 |
Średnio na aktywność: | 60.93 km i 3h 35m |
Więcej statystyk |
dzień restowy - Cisnadioara
Niedziela, 21 sierpnia 2011 | dodano:30.08.2011 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
- DST: 3.66km
- Czas: 00:21
- VAVG 10.46km/h
- VMAX 30.70km/h
- Temp.: 38.0°C
- Kalorie: 56kcal
- Podjazdy: 66m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Dzień restowy w Cisnadioarze. M. wrócił z BIGów trochę za późno na ruszanie, więc bez żalu zrobiliśmy sobie dzień odpoczynku ;)
Przeceniając swoje zdolności przyjmowania słońca, wystawiłam brzuch na opalanie.
Przez kolejne dni będzie mnie bolał dotyk bluzki, później ozdobią go pęcherze a do końca wyjazdu i dłużej będzie mi schodziła z niego skóra;)
W miasteczku kościółek (czy inny budynek tego pokroju)
,
który przy okazji zakupów obejrzeliśmy (no, nie tak przy okazji, strome schody wykluczały zajście do budlowii od niechcenia ;) )
Przeceniając swoje zdolności przyjmowania słońca, wystawiłam brzuch na opalanie.
Przez kolejne dni będzie mnie bolał dotyk bluzki, później ozdobią go pęcherze a do końca wyjazdu i dłużej będzie mi schodziła z niego skóra;)
W miasteczku kościółek (czy inny budynek tego pokroju)
domek© Carmelliana
który przy okazji zakupów obejrzeliśmy (no, nie tak przy okazji, strome schody wykluczały zajście do budlowii od niechcenia ;) )
wejscie© Carmelliana
panorama Cisnadioary© Carmelliana
cisnadioara© Carmelliana
Sibiu
Sobota, 20 sierpnia 2011 | dodano:30.08.2011 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
- DST: 115.51km
- Czas: 06:07
- VAVG 18.88km/h
- VMAX 44.90km/h
- Temp.: 32.0°C
- Kalorie: 1680kcal
- Podjazdy: 873m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Sighisoara - Mediaș - Sibiu
max climb 19%
Od rana oglądanie Sighisoary, a wieczorem Sibiu,
które przypomina Gdańsk i bardzo mi się podoba.
Przy zjeździe do campingu pod Sibiu po raz drugi wypadają na nas psy, którymi tak nas straszono przed podróżą do Rumunii. (pierwszy raz gdzieś w Suceavie)
Wtedy poskutkowało zatrzymanie się, więc i teraz to zrobiłam. Psy przestały biec za mną, tylko już stały i szczekały.
Bardzo się ich boję, więc zaraz schodzę z roweru i go prowadzę.
A gdzieś na trasie:) :
[
max climb 19%
Od rana oglądanie Sighisoary, a wieczorem Sibiu,
Sibiu© Carmelliana
które przypomina Gdańsk i bardzo mi się podoba.
Przy zjeździe do campingu pod Sibiu po raz drugi wypadają na nas psy, którymi tak nas straszono przed podróżą do Rumunii. (pierwszy raz gdzieś w Suceavie)
Wtedy poskutkowało zatrzymanie się, więc i teraz to zrobiłam. Psy przestały biec za mną, tylko już stały i szczekały.
Bardzo się ich boję, więc zaraz schodzę z roweru i go prowadzę.
A gdzieś na trasie:) :
[
The Master Card ;)© Carmelliana
Sighisoara
Piątek, 19 sierpnia 2011 | dodano:30.08.2011 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
- DST: 130.12km
- Czas: 06:06
- VAVG 21.33km/h
- VMAX 45.40km/h
- Temp.: 35.0°C
- Kalorie: 1973kcal
- Podjazdy: 636m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Brașov - Sighisoara
W Sighisoarze na campingu Polacy. Dostaliśmy od nich wino. Bardzo sympatyczne chłopaki, tylko co myśmy z tym winem mieli zrobić? Rano trzeba wstawać i kręcić dalej ;) a zdobywać górek w upale, niewyspani, albo może nawet na kacu, nie mamy ochoty. Musieliśmy więc oddać rano wino innym Polakom (potajemnie, kiedy tamci już wyjechali ;) ) ;).
W Sighisoarze na campingu Polacy. Dostaliśmy od nich wino. Bardzo sympatyczne chłopaki, tylko co myśmy z tym winem mieli zrobić? Rano trzeba wstawać i kręcić dalej ;) a zdobywać górek w upale, niewyspani, albo może nawet na kacu, nie mamy ochoty. Musieliśmy więc oddać rano wino innym Polakom (potajemnie, kiedy tamci już wyjechali ;) ) ;).
Sighisoara© Carmelliana
dzień restowy - Bran, Rașnov
Czwartek, 18 sierpnia 2011 | dodano:30.08.2011 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
- DST: 87.57km
- Czas: 04:20
- VAVG 20.21km/h
- VMAX 41.10km/h
- Temp.: 28.0°C
- Kalorie: 1287kcal
- Podjazdy: 559m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś dzień restowy.
M. skoczył zdobyć dwa BIGi, a ja w tym czasie rzuciłam okiem na Bran(nic szczególnego)
Wracając z Branu znowu dookoła góry. Fantastycznie.
oraz na Rașnov. Zamek nawet niezły, ale bez szaleństw.
Trochę mnie pobolewa lewe kolano, smaruję więc je „słoniową” maścią. Chyba jestem słoniem, bo nic mi się nie dzieje po tej maści ;) Trochę pali, ale nic nie do zniesienia. Nawet przyjemnie :P
M. skoczył zdobyć dwa BIGi, a ja w tym czasie rzuciłam okiem na Bran
Bran© Carmelliana
Wracając z Branu znowu dookoła góry. Fantastycznie.
Góry - Bran - Rasnov© Carmelliana
oraz na Rașnov
Rasnov© Carmelliana
zamek w Rasnovie© Carmelliana
Rasnov z bliska© Carmelliana
Panorama Rasnova© Carmelliana
Trochę mnie pobolewa lewe kolano, smaruję więc je „słoniową” maścią. Chyba jestem słoniem, bo nic mi się nie dzieje po tej maści ;) Trochę pali, ale nic nie do zniesienia. Nawet przyjemnie :P
Brașov
Środa, 17 sierpnia 2011 | dodano:30.08.2011 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
- DST: 130.35km
- Czas: 06:04
- VAVG 21.49km/h
- VMAX 42.50km/h
- Temp.: 30.0°C
- Kalorie: 1919kcal
- Podjazdy: 531m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Cȃrța - Baile Tușnad - Brașov
max climb 6%
Docieramy do Brașova. Camping na końcu miasta, wydwało się, że będzie drogi, ale cena jak zwykle mile nas zaskoczyła.
max climb 6%
Docieramy do Brașova. Camping na końcu miasta, wydwało się, że będzie drogi, ale cena jak zwykle mile nas zaskoczyła.
Bicaz
Wtorek, 16 sierpnia 2011 | dodano:30.08.2011 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
- DST: 116.37km
- Czas: 05:57
- VAVG 19.56km/h
- VMAX 43.10km/h
- Temp.: 25.0°C
- Kalorie: 1724kcal
- Podjazdy: 1115m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Piatra Neamț - Bicaz - Wąwóz Bicaz - Georheni - Cȃrța
max climb 13%
Z samego rana M. jedzie do serwisu, gdzie spawają bagażnik. Bagażnik będzie trzymał solidnie do samego końca wyprawy.
Zdobywamy dziś Bicaz. Przepiękny wąwóz na który świetnie mi się podjeżdża. Jest ekstra, chociaż łapie nas pod koniec ulewa.
Dojeżdżamy wieczorem do Cȃrțy. Niestety, Cȃrța jest niejedna w Rumunii i to nie w tej jest camping. W tej za to są sami Węgrzy, żadnych Rumunów.
Pół wsi się zebrało dookoła nas i radziło co to z nami zrobić;) aż w końcu dostaliśmy klucz do pałacyku, który był w remoncie, chyba będzie w nim restauracja, bo znaleźliśmy stosy naczyń. W pałacyku mieliśmy pokoik z łazienką. Bardzo przyjemny był to nocleg (i w dodatku za darmo;) ) :) i bardzo zaskoczyło mnie zachowanie tych Węgrów, już wcześniej ludzie w Rumunii byli bardzo mili, ale żeby aż tak?:)super :)
max climb 13%
Z samego rana M. jedzie do serwisu, gdzie spawają bagażnik. Bagażnik będzie trzymał solidnie do samego końca wyprawy.
Zdobywamy dziś Bicaz. Przepiękny wąwóz na który świetnie mi się podjeżdża. Jest ekstra, chociaż łapie nas pod koniec ulewa.
Bicaz© Carmelliana
Dojeżdżamy wieczorem do Cȃrțy. Niestety, Cȃrța jest niejedna w Rumunii i to nie w tej jest camping. W tej za to są sami Węgrzy, żadnych Rumunów.
Pół wsi się zebrało dookoła nas i radziło co to z nami zrobić;) aż w końcu dostaliśmy klucz do pałacyku, który był w remoncie, chyba będzie w nim restauracja, bo znaleźliśmy stosy naczyń. W pałacyku mieliśmy pokoik z łazienką. Bardzo przyjemny był to nocleg (i w dodatku za darmo;) ) :) i bardzo zaskoczyło mnie zachowanie tych Węgrów, już wcześniej ludzie w Rumunii byli bardzo mili, ale żeby aż tak?:)super :)
Piatra Neamț
Poniedziałek, 15 sierpnia 2011 | dodano:30.08.2011 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
- DST: 128.67km
- Czas: 05:46
- VAVG 22.31km/h
- VMAX 53.20km/h
- Temp.: 32.0°C
- Kalorie: 1993kcal
- Podjazdy: 927m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Dragomirna - Suceava - Tȃrgu Neamț - Piatra Neamț
Trochę oglądania Suceavy.
W ciągu dnia okazuje się, że M. pękł bagażnik. Albo kupujemy nowy albo spawamy. Sklepów rowerowych nie uświadczysz, poza tym jest już zbyt późno aby coś było otwarte. W Piatra Neamț spotykamy chłopaka, który później przekazuje nam informacje o sklepach rowerowych, oraz radzi, gdzie mamy jechać, żeby znaleźć pokój na noc.
Zanim jednak znajdujemy pokój, wpada nam w oko serwis samochodowy, gdzie są szanse na spaw jutro.
Trochę oglądania Suceavy.
Suceava© Carmelliana
W ciągu dnia okazuje się, że M. pękł bagażnik. Albo kupujemy nowy albo spawamy. Sklepów rowerowych nie uświadczysz, poza tym jest już zbyt późno aby coś było otwarte. W Piatra Neamț spotykamy chłopaka, który później przekazuje nam informacje o sklepach rowerowych, oraz radzi, gdzie mamy jechać, żeby znaleźć pokój na noc.
Zanim jednak znajdujemy pokój, wpada nam w oko serwis samochodowy, gdzie są szanse na spaw jutro.
Rumunia welcome to ;)
Niedziela, 14 sierpnia 2011 | dodano:30.08.2011 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
- DST: 109.77km
- Czas: 05:36
- VAVG 19.60km/h
- VMAX 46.00km/h
- Temp.: 36.0°C
- Kalorie: 1661kcal
- Podjazdy: 1036m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Czerniowce - Siret - Suceava - Dragomirna
max climb 10%
O 6 rano jesteśmy w Czerniowcach, trochę wymięci
, ale jesteśmy.
Czerniowce to nic szczególnego, ale dworzec mają imponujący, zwłaszcza jak na taką mieścinkę.
Zanim jednak dotrzemy do Rumunii chcemy wydać wszystkie hrywny. Ciężko. Tanio na tej Ukrainie :P
Droga bez żadnych przygód, póki nie docieramy do Suceavy. Szukamy w niej campingu, ale okazuje się, że nie ma go tu od 8 lat. Jedziemy więc dalej, do Dragomirny, którą mamy w spisie swoich campingów.
Kiedy w końcu docieramy do niej, camping okazuje się ładny i przyjemny. Padając na łóżko po południu obudziliśmy się dopiero rano.
max climb 10%
O 6 rano jesteśmy w Czerniowcach, trochę wymięci
bardzo się cieszę, że wreszcie dotarliśmy ;)© Carmelliana
Czerniowce to nic szczególnego, ale dworzec mają imponujący, zwłaszcza jak na taką mieścinkę.
Zanim jednak dotrzemy do Rumunii chcemy wydać wszystkie hrywny. Ciężko. Tanio na tej Ukrainie :P
Droga bez żadnych przygód, póki nie docieramy do Suceavy. Szukamy w niej campingu, ale okazuje się, że nie ma go tu od 8 lat. Jedziemy więc dalej, do Dragomirny, którą mamy w spisie swoich campingów.
Kiedy w końcu docieramy do niej, camping okazuje się ładny i przyjemny. Padając na łóżko po południu obudziliśmy się dopiero rano.
Wyprawa czas start ;)
Piątek, 12 sierpnia 2011 | dodano:30.08.2011 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
- DST: 24.40km
- Czas: 01:33
- VAVG 15.74km/h
- VMAX 30.00km/h
- Temp.: 20.0°C
- Kalorie: 336kcal
- Podjazdy: 105m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
12 – 13. 08
Łódź (pociąg) – Kraków (pociąg) – Przemyśl (autobus) – Lwów (pociąg) – Czerniowce
max climb 17%
Wreszcie ruszamy na odkładaną od trzech dni wyprawę. Tuż przed wystartowaniem z domu słyszymy o wypadku pociągu. Na szczęście, że to nie na naszej trasie.
O my naiwni.
Pociąg owszem, podjechał jak w zegarku, zapakowaliśmy się i szybko okazało się, że pociąg, zarówno ten nasz, jak i każdy stojący na Kaliskiej, nieprędko odjedzie. Ekipa kierująca składem nie może dotrzeć z powodu wypadku, o którym słyszeliśmy w telewizji.
Tłumy ludzi chodzą po peronach, a my zaczynamy kombinować, jak inaczej dostać się do Krakowa, a nawet, czy by nie pojechać gdzieś indziej? Mamy czas do 23, inaczej nie zdążymy na nasz pociąg w Krakowie.
Później okaże się, że jesteśmy jeszcze bardziej naiwni, niż sądziliśmy.
Pociąg nareszcie rusza. Koło północy dziękujemy Mikiemu150 z Forum, że chciał nas przenocować, ale w Krakowie będziemy mniej więcej o 2, a przed 4 mamy pociąg do Przemyśla.
Spędzamy dwie godziny oglądając Kraków nocą. Kraków, którego obraz brutalnie zderzył się z moim sielankowym wspomnieniem o nim.
Głośny, zatłoczony Rynek, pełen wałęsających się od krawężnika do krawężnika opitych cudzoziemców i kuso odzianych panienek polujących na tychże cudzoziemców. Nic godnego uwagi, ani nic przyjemnego.
Wracamy na peron. Jest i Miki, który również jedzie z rowerem do Przemyśla. Nadjeżdża pociąg. Bardzo krótki i bardzo zatłoczony. Nawet te kilka osób, które z nami czekało wcisnęło się z pewnym trudem, nie było więc szans, abyśmy się zmieścili.
Miki przygarnął nas do siebie, za co mu bardzo dziękujemy raz jeszcze, i dzięki temu mogliśmy się przespać do następnego pociągu. Prawdopodobnie to jemu zawdzięczamy, że zwlekliśmy się na poranny pociąg do Przemyśla. My nie mieliśmy ochoty walczyć. Miki pokazał nam też, że jest do Czerniowiec połączenie z Lwowa.
Przyjeżdża pociąg i udaje się wsiąść. Nawet są miejsca siedzące ;)
W Przemyślu rozdzielamy się z Mikim i jego kolegą, który już siedział w pociągu. Sprawdzamy autobus na Ukrainę i zajmujemy sobie czymś czas.
Autobusu nie ma o ustalonej godzinie. M. mówi, że to czuć wschód, a mnie tylko nerwy puszczają. Nienawidzę, kiedy sytuacja nie jest pod kontrolą. Podziwiam M. za jego stoicki, a nawet luzacki spokój.
Kiedy przyjeżdża kierowca mówi, że pięć godzin czekał na granicy. Ciekawe ile my będziemy…
Na rowery znajduje się miejsce z tyłu autobusu. Dobrze, bo autobus jest w takim stanie, że luki mogą się otworzyć w każdej chwili :P
Na szczęście na granicy staliśmy jakieś 20 minut.
Do Lwowa docieramy koło 21 tamtejszego czasu.
Kupujemy bilety na pociąg z kuszetkami. Kolejne wagony bardzo wyraźnie oznakowane, każdy ma swoją kuszetkę. Wszystko bardzo dobrze zorganizowane.
Konduktor mówi, że mamy złe bilety. Nie na rower, tylko na bagaż. Ale to mu dopłacimy i po problemie. No jasne, że po problemie;) Ale pan był tak miły, a hrywny o tak przyjaznym złotówkom kursie, że i my nie mieliśmy z tym problemu ;)
Należało tylko zdjąć po kole z każdego roweru, żeby można je było ustawić w jakimś zaułku między wagonami, a luźne koła w schowku. Żeby nie ukradli. Nie wiem dlaczego, ale operacja rozbierania koła bardzo mnie zdenerwowała, to chyba brak snu i nerwy.
Noc przesypiamy na kuszetkach.
Łódź (pociąg) – Kraków (pociąg) – Przemyśl (autobus) – Lwów (pociąg) – Czerniowce
max climb 17%
Wreszcie ruszamy na odkładaną od trzech dni wyprawę. Tuż przed wystartowaniem z domu słyszymy o wypadku pociągu. Na szczęście, że to nie na naszej trasie.
O my naiwni.
Pociąg owszem, podjechał jak w zegarku, zapakowaliśmy się i szybko okazało się, że pociąg, zarówno ten nasz, jak i każdy stojący na Kaliskiej, nieprędko odjedzie. Ekipa kierująca składem nie może dotrzeć z powodu wypadku, o którym słyszeliśmy w telewizji.
Tłumy ludzi chodzą po peronach, a my zaczynamy kombinować, jak inaczej dostać się do Krakowa, a nawet, czy by nie pojechać gdzieś indziej? Mamy czas do 23, inaczej nie zdążymy na nasz pociąg w Krakowie.
Łódź Kaliska© Carmelliana
Później okaże się, że jesteśmy jeszcze bardziej naiwni, niż sądziliśmy.
Pociąg nareszcie rusza. Koło północy dziękujemy Mikiemu150 z Forum, że chciał nas przenocować, ale w Krakowie będziemy mniej więcej o 2, a przed 4 mamy pociąg do Przemyśla.
Spędzamy dwie godziny oglądając Kraków nocą. Kraków, którego obraz brutalnie zderzył się z moim sielankowym wspomnieniem o nim.
Głośny, zatłoczony Rynek, pełen wałęsających się od krawężnika do krawężnika opitych cudzoziemców i kuso odzianych panienek polujących na tychże cudzoziemców. Nic godnego uwagi, ani nic przyjemnego.
Wracamy na peron. Jest i Miki, który również jedzie z rowerem do Przemyśla. Nadjeżdża pociąg. Bardzo krótki i bardzo zatłoczony. Nawet te kilka osób, które z nami czekało wcisnęło się z pewnym trudem, nie było więc szans, abyśmy się zmieścili.
Miki przygarnął nas do siebie, za co mu bardzo dziękujemy raz jeszcze, i dzięki temu mogliśmy się przespać do następnego pociągu. Prawdopodobnie to jemu zawdzięczamy, że zwlekliśmy się na poranny pociąg do Przemyśla. My nie mieliśmy ochoty walczyć. Miki pokazał nam też, że jest do Czerniowiec połączenie z Lwowa.
Przyjeżdża pociąg i udaje się wsiąść. Nawet są miejsca siedzące ;)
W Przemyślu rozdzielamy się z Mikim i jego kolegą, który już siedział w pociągu. Sprawdzamy autobus na Ukrainę i zajmujemy sobie czymś czas.
Autobusu nie ma o ustalonej godzinie. M. mówi, że to czuć wschód, a mnie tylko nerwy puszczają. Nienawidzę, kiedy sytuacja nie jest pod kontrolą. Podziwiam M. za jego stoicki, a nawet luzacki spokój.
Kiedy przyjeżdża kierowca mówi, że pięć godzin czekał na granicy. Ciekawe ile my będziemy…
Na rowery znajduje się miejsce z tyłu autobusu. Dobrze, bo autobus jest w takim stanie, że luki mogą się otworzyć w każdej chwili :P
Na szczęście na granicy staliśmy jakieś 20 minut.
Do Lwowa docieramy koło 21 tamtejszego czasu.
Lwów© Carmelliana
Kupujemy bilety na pociąg z kuszetkami. Kolejne wagony bardzo wyraźnie oznakowane, każdy ma swoją kuszetkę. Wszystko bardzo dobrze zorganizowane.
Konduktor mówi, że mamy złe bilety. Nie na rower, tylko na bagaż. Ale to mu dopłacimy i po problemie. No jasne, że po problemie;) Ale pan był tak miły, a hrywny o tak przyjaznym złotówkom kursie, że i my nie mieliśmy z tym problemu ;)
Należało tylko zdjąć po kole z każdego roweru, żeby można je było ustawić w jakimś zaułku między wagonami, a luźne koła w schowku. Żeby nie ukradli. Nie wiem dlaczego, ale operacja rozbierania koła bardzo mnie zdenerwowała, to chyba brak snu i nerwy.
Noc przesypiamy na kuszetkach.
Mazury dzień 9 ostatni
Niedziela, 26 września 2010 | dodano:26.09.2010 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
- DST: 20.02km
- Czas: 01:00
- VAVG 20.02km/h
- VMAX 30.90km/h
- Temp.: 21.0°C
- Kalorie: 291kcal
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Stary F. - Suwałki - Łódź Kaliska
Z Suwałk
na pociąg z dwiema przesiadkami, no niestety, tak jak całkiem lubię jeździć pociągami to dzisiejsza przeprawa była okropna. Tłumna i towarzystwo pociągowe nie dopisało;)
No, ale tak czy inaczej Warmia - Mazury - Podlasie przepiękne:)
Zdecydowanie :
;)
a po skompletowaniu zdjęć będą one w albumie picasowskim ;)
2.10.10 Edit:
a oto i zdjęcia z Mazur, jedyne zachowane, dość mało ich i wygląda jakbyśmy cały wyjazd spędzili w zasadzie na mostach w stańczykach ;D
Mazury z M. :)
Z Suwałk
na pociąg z dwiema przesiadkami, no niestety, tak jak całkiem lubię jeździć pociągami to dzisiejsza przeprawa była okropna. Tłumna i towarzystwo pociągowe nie dopisało;)
No, ale tak czy inaczej Warmia - Mazury - Podlasie przepiękne:)
Zdecydowanie :
;)
a po skompletowaniu zdjęć będą one w albumie picasowskim ;)
2.10.10 Edit:
a oto i zdjęcia z Mazur, jedyne zachowane, dość mało ich i wygląda jakbyśmy cały wyjazd spędzili w zasadzie na mostach w stańczykach ;D
Mazury z M. :)