- Kategorie bloga:
- Amicidebici.229
- do M..94
- jadę sam, jak palec albo coś tam.36
- ni to ni sio.36
- poŁodzi się.621
- Rekordy.6
- Wiedeń.90
- wycieczka.134
- Wypad.54
- Wyprawy i Wylewy ;).396
Miało być jak nigdy, wyszło jak zwykle ;)
Sobota, 10 września 2011 | dodano:10.09.2011 Kategoria wycieczka
- DST: 76.46km
- Czas: 03:47
- VAVG 20.21km/h
- VMAX 40.50km/h
- Temp.: 21.0°C
- Kalorie: 1122kcal
- Podjazdy: 437m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Teren: 17.80
Czyli mieliśmy z M. machnąć jedną z pętli Setki Po Łódzku (jedną, bo na dwie za późno zaczęliśmy), ale udało nam się tylko zrobić połowę jej. Trasa super :)
ale oczywiście, ja, jak to ja, dałam... nie popisałam się :p ;)
Już wczoraj byłam porządnie przeziębiona, więc dziś w terenie siły odeszły mnie jeszcze szybciej niż zwykle.
Po dojechaniu do domu czułam się, jakbym nie wiem ile zrobiła, 300?:P
Szkoda tylko, że M. przeze mnie ani nie zrobił setki, ani nawet pięćdziesiątki, tylko musieliśmy wrócić.
Bida z nędzą ze mnie i tyle. nadaję się tylko na asfalt ;)
Czyli mieliśmy z M. machnąć jedną z pętli Setki Po Łódzku (jedną, bo na dwie za późno zaczęliśmy), ale udało nam się tylko zrobić połowę jej. Trasa super :)
ale oczywiście, ja, jak to ja, dałam... nie popisałam się :p ;)
Już wczoraj byłam porządnie przeziębiona, więc dziś w terenie siły odeszły mnie jeszcze szybciej niż zwykle.
Po dojechaniu do domu czułam się, jakbym nie wiem ile zrobiła, 300?:P
Szkoda tylko, że M. przeze mnie ani nie zrobił setki, ani nawet pięćdziesiątki, tylko musieliśmy wrócić.
Bida z nędzą ze mnie i tyle. nadaję się tylko na asfalt ;)
miasto
Wtorek, 6 września 2011 | dodano:06.09.2011 Kategoria poŁodzi się
- DST: 10.71km
- Czas: 00:33
- VAVG 19.47km/h
- VMAX 29.45km/h
- Temp.: 23.0°C
- Podjazdy: 45m
- Sprzęt: Rower Czerwony
- Aktywność: Jazda na rowerze
Pietryna - zapisać się do komisji ;D
Czerwonego nikt nie chce ukraść. Nawet w bramie :P ;)
(zostawiłam go na czas wypełnienia zgłoszenia nieprzypiętego i czekał wiernie jak pies :P)
Czerwonego nikt nie chce ukraść. Nawet w bramie :P ;)
(zostawiłam go na czas wypełnienia zgłoszenia nieprzypiętego i czekał wiernie jak pies :P)
miasto
Poniedziałek, 5 września 2011 | dodano:05.09.2011 Kategoria do M., poŁodzi się
- DST: 11.62km
- Czas: 00:39
- VAVG 17.88km/h
- VMAX 30.81km/h
- Temp.: 23.0°C
- Podjazdy: 51m
- Sprzęt: Rower Czerwony
- Aktywność: Jazda na rowerze
Uniwerek po książki do magisterki. Jak zwykle nietrafione...
Trochę odczuwam teren tu i ówdzie ;)
Ciekawe, że "kondycja terenowa" ma tak niewiele wspólnego z asfaltową. Przynajmniej u mnie;)
Trochę odczuwam teren tu i ówdzie ;)
Ciekawe, że "kondycja terenowa" ma tak niewiele wspólnego z asfaltową. Przynajmniej u mnie;)
Dolina Mrogi
Niedziela, 4 września 2011 | dodano:04.09.2011 Kategoria wycieczka
- DST: 96.36km
- Czas: 05:13
- VAVG 18.47km/h
- VMAX 43.70km/h
- Temp.: 25.0°C
- Kalorie: 1416kcal
- Podjazdy: 614m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
z M. :)
Łódź - Andrzejów - Wiączyń - Las Wiączyński - Adamów - Doliną Mrogi do Bogdanki - Tworzyjanki - Wągry - Doliną Mrogi do Kołacina - Syberia - Górna Mrożyca - Grzmiąca - Polik - Moskwa - Plichtów - Nowosolna - Łódź
Teren: 36.5
Zachciało mi się górek ;) i żeby się tak sponiewierać i upocić jak na wyprawie :P ;);)
Zatem wybraliśmy się się w teren, zjechać Dolinę Morgi o tyle o ile się da ;)
te 33 w terenie są dwa razy gorsze od asfaltowej dwusetki :P
Jednakowoż jestem dzieckiem szosy :P za każdym razem wypadając z terenu na ulicę oddychałam z ulgą :P
Aczkolwiek sam teren i wycieczka nasza bardzo była fajna :)
A terenowe zjazdy są fajniejsze niż asfaltowe ;) chociaż pokonuję je raczej w stylu emeryta - rencisty, ale i tak świetnie:)
Ale co mi się dziwić,, jak na prostej drodze wyleciałam z roweru :P koło omsknęło się na kamieniu i trzasnęłam o ziemię, zbijając sobie kość poniżej biodra, mogę zapomnieć o spaniu na prawym boku w najbliższym czasie :P ;)
Łódź - Andrzejów - Wiączyń - Las Wiączyński - Adamów - Doliną Mrogi do Bogdanki - Tworzyjanki - Wągry - Doliną Mrogi do Kołacina - Syberia - Górna Mrożyca - Grzmiąca - Polik - Moskwa - Plichtów - Nowosolna - Łódź
Teren: 36.5
Zachciało mi się górek ;) i żeby się tak sponiewierać i upocić jak na wyprawie :P ;);)
Zatem wybraliśmy się się w teren, zjechać Dolinę Morgi o tyle o ile się da ;)
te 33 w terenie są dwa razy gorsze od asfaltowej dwusetki :P
Jednakowoż jestem dzieckiem szosy :P za każdym razem wypadając z terenu na ulicę oddychałam z ulgą :P
Aczkolwiek sam teren i wycieczka nasza bardzo była fajna :)
A terenowe zjazdy są fajniejsze niż asfaltowe ;) chociaż pokonuję je raczej w stylu emeryta - rencisty, ale i tak świetnie:)
Ale co mi się dziwić,, jak na prostej drodze wyleciałam z roweru :P koło omsknęło się na kamieniu i trzasnęłam o ziemię, zbijając sobie kość poniżej biodra, mogę zapomnieć o spaniu na prawym boku w najbliższym czasie :P ;)

Pozostałości po młynie z 2 poł. XIX w.© Carmelliana
miasto
Sobota, 3 września 2011 | dodano:03.09.2011 Kategoria poŁodzi się
- DST: 20.73km
- Czas: 01:03
- VAVG 19.74km/h
- VMAX 25.37km/h
- Temp.: 19.0°C
- Podjazdy: 54m
- Sprzęt: Rower Czerwony
- Aktywność: Jazda na rowerze
Retkinia
Ale się beznadziejnie jeździ na czerwonym :P jak ja mogłam na nim zasuwać, zanim przesiadłam się na Treka? :P
Pojechałabym sobie w jakieś góry... :)) (chyba mnie dopadło ... sama nie wiem jak to nazwać :p ale, że podjazdy to jest to, żebym nie wiem jakimi paniami lekkich obyczajów ciskała i się wściekała ze zmęczenia ;) )
Ale się beznadziejnie jeździ na czerwonym :P jak ja mogłam na nim zasuwać, zanim przesiadłam się na Treka? :P
Pojechałabym sobie w jakieś góry... :)) (chyba mnie dopadło ... sama nie wiem jak to nazwać :p ale, że podjazdy to jest to, żebym nie wiem jakimi paniami lekkich obyczajów ciskała i się wściekała ze zmęczenia ;) )
miasto
Piątek, 2 września 2011 | dodano:02.09.2011 Kategoria poŁodzi się
- DST: 11.51km
- Czas: 00:40
- VAVG 17.27km/h
- VMAX 27.19km/h
- Temp.: 21.0°C
- Podjazdy: 45m
- Sprzęt: Rower Czerwony
- Aktywność: Jazda na rowerze
Dziekanat - Galeria - Przychodnia
W stronę do - pod wiatr i w korkach
a w od - strąbiona przez kierowcę który mnie nie widział, a ja go owszem i nie wiem po co trąbił, skoro się zatrzymałam, żeby jechał :P
W stronę do - pod wiatr i w korkach
a w od - strąbiona przez kierowcę który mnie nie widział, a ja go owszem i nie wiem po co trąbił, skoro się zatrzymałam, żeby jechał :P
miasto
Czwartek, 1 września 2011 | dodano:01.09.2011 Kategoria poŁodzi się, do M.
- DST: 21.42km
- Czas: 01:09
- VAVG 18.63km/h
- VMAX 29.45km/h
- Temp.: 24.0°C
- Podjazdy: 57m
- Sprzęt: Rower Czerwony
- Aktywność: Jazda na rowerze
Biblio (jedna, druga) i Port Łódź i mały zaległy M. ;)
Ale dziwnie, jak pot nie leje się strumieniami :P
Właściwie to chłodnawo dzisiaj ;)
A jakie mam nogi ekstra dzięki rowerowaniu! To klękajcie narody! :D:D ;)
Ale dziwnie, jak pot nie leje się strumieniami :P
Właściwie to chłodnawo dzisiaj ;)
A jakie mam nogi ekstra dzięki rowerowaniu! To klękajcie narody! :D:D ;)
ten ostatni wtorek
Wtorek, 30 sierpnia 2011 | dodano:30.08.2011 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
- DST: 118.33km
- Czas: 05:25
- VAVG 21.85km/h
- VMAX 49.60km/h
- Temp.: 25.0°C
- Kalorie: 1786kcal
- Podjazdy: 710m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Seged (pociąg) Hidasnemeti - Koszyce (pociąg) - Poprad - Nowy Targ (pociąg) - Łódź
(wszystkie zdjęcia z wyprawy Tu
Wsiadamy rano w pociąg i wysiadamy Budapeszcie, wsiadamy w kolejny pociąg i wysiadamy w Hidasnemeti, skąd rowerami jedziemy do Koszyc.
Pociągi węgierskie mają bardzo duże przedsionki, rowery spokojnie wchodzą. W Koszycach wsiadamy w bardzo ładny pociąg do Popradu. Klimatyzacja, woda w kranie, automatyczne drzwi. Europa;) Konduktorzy przesympatyczni. Jest super.
Poprad. Stąd jedziemy do Nowego Targu. Początku miało być Zakopane, bo to stacja startowa, a nie wiadomo jak dużo ludzi będzie jechało w pociągu. Jednak dość szybko się okazuje, że ja ledwo jadę, a do Zakopca pod górę. Jestem ciągle głodna, zaczyna być mi słabo, w pewnym momencie zaczynają mi się zamykać oczy, w żołądku mnie kłuje, oblewa mnie zimny pot, chyba nie mający nic wspólnego z chłodem panującym w górach.
Na drodze bardzo fajnej ścieżki rowerowej jest zajazd/restauracja. Trzy kawałki karmelowo – czekoladowego ciasta. Pyszne i chyba najdroższe jakie jadłam w życiu ;) Trochę pomaga, chociaż na podjeździe na przełęcz wciąż jest mi tak sobie, a po wstaniu z ławki na postoju kręci mi się w głowie.
Później przechodzi zupełnie. Na szczęście. Może ciasto się strawiło;)
Dojeżdżamy do okropnego dworca w Nowym Targu. Kiedy w końcu nadjeżdża pociąg (parę minut po 21) (co w przypadku PKP wcale nie było takie pewne przecież) i w dodatku jest dość długi (co tym bardziej nie jest pewne) okazuje się, że jest przedział rowerowy. Były też miejsca siedzące, nawet tyle, że każde z nas miało początkowo dwa miejsca obok siebie dla siebie i mogliśmy się jako tako na nich zwinąć i pójść spać.
Pospaliśmy w taki sposób do pierwszej w nocy, bo potem pociąg zalała fala dzikiego tłumu i już nie mieliśmy dwóch siedzeń dla siebie ;)
Niedługo potem konduktor oświadczył, że był wypadek i będziemy opóźnieni. Później się okaże, że trzy godziny. Po nocy w pociągu cała byłam obolała, ale w końcu dojechaliśmy do Łodzi ;)
Podsumowując:
Super wyprawa, Rumunia bardzo mi się podobała, ludzie bardzo sympatyczni, którzy prawie zawsze nam machali albo uśmiechali się, niestety również prawie zawsze trąbili, a to, że wyprzedzają, a to, że pozdrawiają, trochę to było uciążliwe;)
Upały, które były w Rumunii okazały się być naprawdę przyjemne i znośne w porównaniu z serbskimi.
Piękne widoki w Rumunii, bardzo przyjemne, ładne miasteczka i bardzo fajne miasta.
Niestety dużo półdzikich psów, które atakują rowerzystów. Nie wszystkie, wiele z nich raczej jest zastraszonych i głodnych, a część to bardzo milusińskie zwierzęta.
Rumunia nie należy też do najczystszych krajów. Na poboczach leżą rozwłóczone śmieci, a na ulicy potrącone zwierzęta, przeważnie psy.
Finansowo Rumunia mile zaskakuje.
Natomiast Serbia, poza Dunajem, okazała się nudna i brzydka. Brzydkie miasteczka i wsie, okropne upały i patelnia, często zupełny brak cienia. Również nie należy do najczystszych miast, a ponadto ludzie nie są tak mili. Często przeszkadzało im, że stawiamy rowery nie w tym miejscu co trzeba (według nich).
W Serbii było jednak pyszne salami, już w Rumunii było świetne, ale w Serbii jeszcze lepsze. A w obu krajach napoje były dużo za słodkie ;)
W Serbii, ale również w Rumunii, bardzo dużo opuszczonych budynków.
Finansowo Serbia okazała się mniej więcej taka jak Polska. Campingi w Serbii gorsze niż w Rumunii.
Super też było przejechać przez Słowację i Polskę górami :)
Natomiast, jeśli chodzi o M. to jestem pod niesamowitym wrażeniem i podziwiam go, jak potrafi się orientować w mapie/terenie i jak zawsze wie, czy dobrze jedziemy. Jak jest w stanie zrobić zakupy w sklepie, chociaż brakuje mu całości kwoty ;) jak umie stargować cenę w każdym języku i że w ogóle jest w stanie się dogadać w każdym języku i radzi sobie w sklepach, które mnie trochę dezorientowały, z czego zdałam sobie sprawę trochę później, ale się nie przyznałam, aż do teraz ;)
No i jestem mu bardzo wdzięczna za tę cierpliwość, jaką ma;)
A jeśli chodzi o mnie to jestem zdziwiona, że każdego dnia miałam siłę na luzaku przejechać każdy dystans jaki był do przejechania, chociaż podjazdy nie raz mnie bardzo męczył i nieraz ciskałam Trekiem na pobocze, jakby to była jego czy czyjakolwiek wina, że już mam serdecznie dość.
Trochę żałuję, że nie jechałam na BIGi, ale nie były nigdy po drodze, a zawsze gdzieś w bok, kiedy jednak mając do wyboru odpoczynek po kilku ładnych podjazdach wybierałam ten odpoczynek. Mam chyba za mało samozaparcia.
I zła jestem na siebie o te ruchliwe zjazdy i zatłoczone, ruchliwe ulice, że się ich boję, tego ruchu i ich nie cierpię.
Ale i tak, mimo wszystko jestem z siebie bardziej zadowolona niż niezadowolona;)))
(wszystkie zdjęcia z wyprawy Tu
Wsiadamy rano w pociąg i wysiadamy Budapeszcie, wsiadamy w kolejny pociąg i wysiadamy w Hidasnemeti, skąd rowerami jedziemy do Koszyc.
Pociągi węgierskie mają bardzo duże przedsionki, rowery spokojnie wchodzą. W Koszycach wsiadamy w bardzo ładny pociąg do Popradu. Klimatyzacja, woda w kranie, automatyczne drzwi. Europa;) Konduktorzy przesympatyczni. Jest super.
Poprad. Stąd jedziemy do Nowego Targu. Początku miało być Zakopane, bo to stacja startowa, a nie wiadomo jak dużo ludzi będzie jechało w pociągu. Jednak dość szybko się okazuje, że ja ledwo jadę, a do Zakopca pod górę. Jestem ciągle głodna, zaczyna być mi słabo, w pewnym momencie zaczynają mi się zamykać oczy, w żołądku mnie kłuje, oblewa mnie zimny pot, chyba nie mający nic wspólnego z chłodem panującym w górach.
Na drodze bardzo fajnej ścieżki rowerowej jest zajazd/restauracja. Trzy kawałki karmelowo – czekoladowego ciasta. Pyszne i chyba najdroższe jakie jadłam w życiu ;) Trochę pomaga, chociaż na podjeździe na przełęcz wciąż jest mi tak sobie, a po wstaniu z ławki na postoju kręci mi się w głowie.
Później przechodzi zupełnie. Na szczęście. Może ciasto się strawiło;)
Dojeżdżamy do okropnego dworca w Nowym Targu. Kiedy w końcu nadjeżdża pociąg (parę minut po 21) (co w przypadku PKP wcale nie było takie pewne przecież) i w dodatku jest dość długi (co tym bardziej nie jest pewne) okazuje się, że jest przedział rowerowy. Były też miejsca siedzące, nawet tyle, że każde z nas miało początkowo dwa miejsca obok siebie dla siebie i mogliśmy się jako tako na nich zwinąć i pójść spać.
Pospaliśmy w taki sposób do pierwszej w nocy, bo potem pociąg zalała fala dzikiego tłumu i już nie mieliśmy dwóch siedzeń dla siebie ;)
Niedługo potem konduktor oświadczył, że był wypadek i będziemy opóźnieni. Później się okaże, że trzy godziny. Po nocy w pociągu cała byłam obolała, ale w końcu dojechaliśmy do Łodzi ;)
Podsumowując:
Super wyprawa, Rumunia bardzo mi się podobała, ludzie bardzo sympatyczni, którzy prawie zawsze nam machali albo uśmiechali się, niestety również prawie zawsze trąbili, a to, że wyprzedzają, a to, że pozdrawiają, trochę to było uciążliwe;)
Upały, które były w Rumunii okazały się być naprawdę przyjemne i znośne w porównaniu z serbskimi.
Piękne widoki w Rumunii, bardzo przyjemne, ładne miasteczka i bardzo fajne miasta.
Niestety dużo półdzikich psów, które atakują rowerzystów. Nie wszystkie, wiele z nich raczej jest zastraszonych i głodnych, a część to bardzo milusińskie zwierzęta.
Rumunia nie należy też do najczystszych krajów. Na poboczach leżą rozwłóczone śmieci, a na ulicy potrącone zwierzęta, przeważnie psy.
Finansowo Rumunia mile zaskakuje.
Natomiast Serbia, poza Dunajem, okazała się nudna i brzydka. Brzydkie miasteczka i wsie, okropne upały i patelnia, często zupełny brak cienia. Również nie należy do najczystszych miast, a ponadto ludzie nie są tak mili. Często przeszkadzało im, że stawiamy rowery nie w tym miejscu co trzeba (według nich).
W Serbii było jednak pyszne salami, już w Rumunii było świetne, ale w Serbii jeszcze lepsze. A w obu krajach napoje były dużo za słodkie ;)
W Serbii, ale również w Rumunii, bardzo dużo opuszczonych budynków.
Finansowo Serbia okazała się mniej więcej taka jak Polska. Campingi w Serbii gorsze niż w Rumunii.
Super też było przejechać przez Słowację i Polskę górami :)
Natomiast, jeśli chodzi o M. to jestem pod niesamowitym wrażeniem i podziwiam go, jak potrafi się orientować w mapie/terenie i jak zawsze wie, czy dobrze jedziemy. Jak jest w stanie zrobić zakupy w sklepie, chociaż brakuje mu całości kwoty ;) jak umie stargować cenę w każdym języku i że w ogóle jest w stanie się dogadać w każdym języku i radzi sobie w sklepach, które mnie trochę dezorientowały, z czego zdałam sobie sprawę trochę później, ale się nie przyznałam, aż do teraz ;)
No i jestem mu bardzo wdzięczna za tę cierpliwość, jaką ma;)
A jeśli chodzi o mnie to jestem zdziwiona, że każdego dnia miałam siłę na luzaku przejechać każdy dystans jaki był do przejechania, chociaż podjazdy nie raz mnie bardzo męczył i nieraz ciskałam Trekiem na pobocze, jakby to była jego czy czyjakolwiek wina, że już mam serdecznie dość.
Trochę żałuję, że nie jechałam na BIGi, ale nie były nigdy po drodze, a zawsze gdzieś w bok, kiedy jednak mając do wyboru odpoczynek po kilku ładnych podjazdach wybierałam ten odpoczynek. Mam chyba za mało samozaparcia.
I zła jestem na siebie o te ruchliwe zjazdy i zatłoczone, ruchliwe ulice, że się ich boję, tego ruchu i ich nie cierpię.
Ale i tak, mimo wszystko jestem z siebie bardziej zadowolona niż niezadowolona;)))
Pierwszy i ostatni nocleg na Węgrzech ;)
Niedziela, 28 sierpnia 2011 | dodano:30.08.2011 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
- DST: 116.44km
- Czas: 05:41
- VAVG 20.49km/h
- VMAX 35.80km/h
- Temp.: 31.0°C
- Kalorie: 1690kcal
- Podjazdy: 189m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Feketić - Subotica - Szeged (Hu)
W Szegedzie (skądinąd bardzo ładnym)
, gdzie miał być camping, pani powiedziała, żebyśmy spadali, bo oni robią remont. Remont, w środku sezonu.
Odesłała nad 8 km dalej. Trochę niebardzo, zważywszy, że w centrum był dworzec, a nasz pociąg o 4:30. Dzięki informacji turystycznej udało nam się zarezerwować pokój w pensjonacie, ale przy drodze był drogowskaz na inny pensjonat, bliżej, a po drodze na tenże znaleźliśmy jeszcze inny. Dom był około kilometra od dworca.
W Szegedzie (skądinąd bardzo ładnym)

Szeged© Carmelliana
Odesłała nad 8 km dalej. Trochę niebardzo, zważywszy, że w centrum był dworzec, a nasz pociąg o 4:30. Dzięki informacji turystycznej udało nam się zarezerwować pokój w pensjonacie, ale przy drodze był drogowskaz na inny pensjonat, bliżej, a po drodze na tenże znaleźliśmy jeszcze inny. Dom był około kilometra od dworca.
Ostatni nocleg w Serbii
Sobota, 27 sierpnia 2011 | dodano:30.08.2011 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
- DST: 133.29km
- Czas: 05:52
- VAVG 22.72km/h
- VMAX 44.90km/h
- Temp.: 36.0°C
- Kalorie: 2078kcal
- Podjazdy: 573m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Belgrad - Nowy Sad - Feketić

Zjazd, który zaliczyliśmy dzisiejszego dnia, ja określiłam jako jeden z najgorszych, właściwie koszmarny. Może, gdybym od początku wiedziała, że jest jednokierunkowy byłoby dużo lepiej, ale zorientowałam się na samym końcu. Wyprzedzanie tych wlokących się ciężarówek było z jednej strony fajne, ale z drugiej kosztowało mnie zbyt wiele nerwów, ponieważ zjazd był bardzo ruchliwy. Nie, to nie na moje nerwy, cienki Bolek ze mnie strasznie, aż mi głupio.
Wieczorem docieramy do Feketića, camping jest od razu na początku wsi, od naszej strony, zupełnie pusty, rosną tu całkiem niezłe winogrona, którymi się objadamy na deser :)

Wschód słońca nad Dunajem© Carmelliana
Zjazd, który zaliczyliśmy dzisiejszego dnia, ja określiłam jako jeden z najgorszych, właściwie koszmarny. Może, gdybym od początku wiedziała, że jest jednokierunkowy byłoby dużo lepiej, ale zorientowałam się na samym końcu. Wyprzedzanie tych wlokących się ciężarówek było z jednej strony fajne, ale z drugiej kosztowało mnie zbyt wiele nerwów, ponieważ zjazd był bardzo ruchliwy. Nie, to nie na moje nerwy, cienki Bolek ze mnie strasznie, aż mi głupio.
Wieczorem docieramy do Feketića, camping jest od razu na początku wsi, od naszej strony, zupełnie pusty, rosną tu całkiem niezłe winogrona, którymi się objadamy na deser :)