- Kategorie bloga:
- Amicidebici.229
- do M..94
- jadę sam, jak palec albo coś tam.36
- ni to ni sio.36
- poŁodzi się.614
- Rekordy.6
- Wiedeń.65
- wycieczka.131
- Wypad.54
- Wyprawy i Wylewy ;).396
Belgrad
Czwartek, 25 sierpnia 2011 | dodano:30.08.2011 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
- DST: 134.61km
- Czas: 06:56
- VAVG 19.41km/h
- VMAX 45.40km/h
- Temp.: 44.0°C
- Kalorie: 1980kcal
- Podjazdy: 883m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Veliko Gradište - Pożarevac - Smederevo - Grocka - Bolec - Belgrad
Koszmarny upał. 44st. sprawiły, że niemożliwe ciężko się jechało, mieliśmy absolutnie wszystkiego dość, a M. dodatkowo zdobywał BIGa w tym upale. Ja w tym czasie pojechałam prosto do Belgradu.
Zanim dojechałam na Plac Rewolucji,gdzie miał dojechać M., przejechałam kawał tego wielkiego miasta, które okazało się dodatkowo brzydkie, ale może dlatego, że byłam zmęczona i chciałam już być na Placu. Dość długo czekałam na M. i zaczynałam się już niepokoić, a czas umilały mi lekkie mdłości żołądka ;) Kiedy wreszcie przyjechał M. wyglądał źle (chybaśmy się nabawili porządnego przegrzania) a przed nami była jeszcze najgorsza część każdego z dni, czyli szukanie campingu.
Ulica na której się znajdował, była na końcu miasta. Na jedynej tabliczce informującej o campingu nie dostrzegliśmy po ciemku strzałki i błądziliśmy w tę i z powrotem, póki kogoś nie spotkaliśmy i nie powiedział nam o strzałce. Rzeczywiście, rano ją zauważyliśmy.
Kiedy wjechaliśmy na teren campingu panowie z recepcji zaczęli na nas krzyczeć i gwizdać, żebyśmy się zatrzymali. A my tylko się wtoczyliśmy na rowerach, żeby dojechać do ściany recepcji i oprzeć rowery… pan podszedł i oznajmił, że „kemping full”. Miejsca było dość, ale nie mieliśmy ochoty się z nim kłócić. Bungalow? Yes. No to bungalow, który nas dzisiaj bardziej urządzał. Tak nam się wydawało.
Szybko się jednak okazało, że w domku jest tak duszno i gorąco, że nie da się w nim spać, a otwarte okna i drzwi skutkują nalotem komarów, w związku z czym nie mogliśmy spać z duchoty, odganiając się wciąż od komarów.
W końcu w nocy rozbiliśmy namiot i w nim spaliśmy. Aż dziwne, że facet nam nie kazał dopłacać za rozbicie. Czując się źle po tym dniu postanowiliśmy zrobić sobie dzień odpoczynku i przy okazji skorzystać z możliwości i obejrzeć Belgrad.
Zanim jednak mogłam w nocy wejść do namiotu, musiałam znaleźć swojego sandała, którego porwał jeden ze szczeniaków, jakie łaziły po campingu. Byłam pewna, że jeśli w ogóle go znajdę, to w strzępach. Na szczęście jednak był w stanie nienaruszonym.
Koszmarny upał. 44st. sprawiły, że niemożliwe ciężko się jechało, mieliśmy absolutnie wszystkiego dość, a M. dodatkowo zdobywał BIGa w tym upale. Ja w tym czasie pojechałam prosto do Belgradu
Beograd© Carmelliana
Zanim dojechałam na Plac Rewolucji,gdzie miał dojechać M., przejechałam kawał tego wielkiego miasta, które okazało się dodatkowo brzydkie, ale może dlatego, że byłam zmęczona i chciałam już być na Placu. Dość długo czekałam na M. i zaczynałam się już niepokoić, a czas umilały mi lekkie mdłości żołądka ;) Kiedy wreszcie przyjechał M. wyglądał źle (chybaśmy się nabawili porządnego przegrzania) a przed nami była jeszcze najgorsza część każdego z dni, czyli szukanie campingu.
Ulica na której się znajdował, była na końcu miasta. Na jedynej tabliczce informującej o campingu nie dostrzegliśmy po ciemku strzałki i błądziliśmy w tę i z powrotem, póki kogoś nie spotkaliśmy i nie powiedział nam o strzałce. Rzeczywiście, rano ją zauważyliśmy.
Kiedy wjechaliśmy na teren campingu panowie z recepcji zaczęli na nas krzyczeć i gwizdać, żebyśmy się zatrzymali. A my tylko się wtoczyliśmy na rowerach, żeby dojechać do ściany recepcji i oprzeć rowery… pan podszedł i oznajmił, że „kemping full”. Miejsca było dość, ale nie mieliśmy ochoty się z nim kłócić. Bungalow? Yes. No to bungalow, który nas dzisiaj bardziej urządzał. Tak nam się wydawało.
Szybko się jednak okazało, że w domku jest tak duszno i gorąco, że nie da się w nim spać, a otwarte okna i drzwi skutkują nalotem komarów, w związku z czym nie mogliśmy spać z duchoty, odganiając się wciąż od komarów.
W końcu w nocy rozbiliśmy namiot i w nim spaliśmy. Aż dziwne, że facet nam nie kazał dopłacać za rozbicie. Czując się źle po tym dniu postanowiliśmy zrobić sobie dzień odpoczynku i przy okazji skorzystać z możliwości i obejrzeć Belgrad.
Zanim jednak mogłam w nocy wejść do namiotu, musiałam znaleźć swojego sandała, którego porwał jeden ze szczeniaków, jakie łaziły po campingu. Byłam pewna, że jeśli w ogóle go znajdę, to w strzępach. Na szczęście jednak był w stanie nienaruszonym.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!