- Kategorie bloga:
- Amicidebici.229
- do M..94
- jadę sam, jak palec albo coś tam.36
- ni to ni sio.36
- poŁodzi się.614
- Rekordy.6
- Wiedeń.65
- wycieczka.131
- Wypad.54
- Wyprawy i Wylewy ;).396
W bałkańskim kotle dzień 4
Wtorek, 26 czerwca 2012 | dodano:19.07.2012 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
- DST: 32.45km
- Czas: 01:51
- VAVG 17.54km/h
- VMAX 29.70km/h
- Temp.: 26.0°C
- Podjazdy: 83m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Doboj (pociąg) - Sarajewo
Chcieliśmy zyskać na czasie i dotrzeć do Sarajewa pociągiem. Właściwie nie wiem czemu nie zdecydowaliśmy się jechać rowerami, jak tylko okazało się, że na pociąg musimy czekać kilka ładnych godzin. W każdym razie postanowiliśmy czekać i zaszyć się gdzieś na mieście.
Próbowaliśmy jeszcze autobusu, pan w kasie bardzo się przejął i wypatrywał zawzięcie autobusu, który miałby nas zabrać, ale niestety, kierowca i tak stwierdził, że nie miejsca.
No więc trudno, ruszyliśmy na miasto znaleźć jakąś knajpkę. Tutejsze jedzenie okazało się niestety tłuste i niezbyt smaczne. Kolejnym więc punktem była kawiarenka, gdzie kupiliśmy kawę, do której dostaliśmy wodę, co się okazało typowym bałkańskim zestawem, do tej pory nie wiem za bardzo dlaczego, chyba chodzi o to, że po kawie chce się po prostu pić? ale żeby aż tak...?:P
Obok naszego stolika siedziało kilku dość dorodnych panów :P W pewnym momencie zainteresowali się naszymi osobami, co zresztą dziwnym nie było, każdego interesowaliśmy :P
Kiedy jednak doszło do płacenia za kawy, lody i kilka burków, które zamówiliśmy (nadziewane ciasto francuskie, podawane na ciepło), okazało się, że szef knajpy (jeden z facetów siedzących obok) za nas już zapłacił! :O Byliśmy w niezłym szoku, zostawiliśmy więc tylko napiwek dla obsługującego nas chłopaka :)
Pociąg przyjechał punktualnie, ale do końca nie było wiadomo, czy wsiądziemy, bo biletów na rower nam nie sprzedano (swoją drogą bilety były wypisywane ręcznie;) ), takie rzeczy załatwia się z konduktorem. Ale na szczęście nasze rowery nie były dla nikogo problemem.
Cieszyliśmy się, że niebawem będziemy w Sarajewie, kiedy to po niedługim czasie od startu pociąg stanął w polu. I stał. I stał. I stał......
Następnie przejechał niewiele, aby stanąć na jakiejś bocznej stacji w miasteczku i stał... stał... stał...
Chyba tylko my nie wiedzieliśmy o co chodzi, bo ludzie sobie wychodzili na zakupy, dosiadali się do pociągu.. Poszła plotka, że czekamy na pociąg z Chorwacji (czy do Chorwacji), ale pociąg przyjechał i pojechał, a my dalej staliśmy....
W sumie wystaliśmy tak około 4 godzin. A jechaliśmy 3.
Byliśmy wieczorem w Sarajewie i jeszcze zostało nam do dojechania do kempingu.
Była to jedna z gorszych tras całej wyprawy, prawdopodobnie odczucie było spowodowane wymęczeniem po podróży pociągiem. Jechaliśmy przez miasto, wielki ruch, samochody, autobusy i ciężarówki mijające na centymetry, a na deser tir, który nas strąbił jadąc za nami. Dla mnie to było za dużo, najchętniej bym wtedy została pod krzakiem na noc i zalała się łzami z nerwów i zmęczenia.
Kiedy w końcu dojechaliśmy jednak do kempingu okazał się dość drogi, nie wiedzieć za co. nie było ławek ani stolików, prysznice były za kotarami (co nie było problemem, no ale skoro cena taka no to może jakiś lepszy standard?) i pierwsze tureckie kible, które stały się moją zmorą wyprawy. (Aczkolwiek szczęśliwie był jeden zwykły :] )
Chcieliśmy zyskać na czasie i dotrzeć do Sarajewa pociągiem. Właściwie nie wiem czemu nie zdecydowaliśmy się jechać rowerami, jak tylko okazało się, że na pociąg musimy czekać kilka ładnych godzin. W każdym razie postanowiliśmy czekać i zaszyć się gdzieś na mieście.
Próbowaliśmy jeszcze autobusu, pan w kasie bardzo się przejął i wypatrywał zawzięcie autobusu, który miałby nas zabrać, ale niestety, kierowca i tak stwierdził, że nie miejsca.
No więc trudno, ruszyliśmy na miasto znaleźć jakąś knajpkę. Tutejsze jedzenie okazało się niestety tłuste i niezbyt smaczne. Kolejnym więc punktem była kawiarenka, gdzie kupiliśmy kawę, do której dostaliśmy wodę, co się okazało typowym bałkańskim zestawem, do tej pory nie wiem za bardzo dlaczego, chyba chodzi o to, że po kawie chce się po prostu pić? ale żeby aż tak...?:P
Obok naszego stolika siedziało kilku dość dorodnych panów :P W pewnym momencie zainteresowali się naszymi osobami, co zresztą dziwnym nie było, każdego interesowaliśmy :P
Kiedy jednak doszło do płacenia za kawy, lody i kilka burków, które zamówiliśmy (nadziewane ciasto francuskie, podawane na ciepło), okazało się, że szef knajpy (jeden z facetów siedzących obok) za nas już zapłacił! :O Byliśmy w niezłym szoku, zostawiliśmy więc tylko napiwek dla obsługującego nas chłopaka :)
Pociąg przyjechał punktualnie, ale do końca nie było wiadomo, czy wsiądziemy, bo biletów na rower nam nie sprzedano (swoją drogą bilety były wypisywane ręcznie;) ), takie rzeczy załatwia się z konduktorem. Ale na szczęście nasze rowery nie były dla nikogo problemem.
Cieszyliśmy się, że niebawem będziemy w Sarajewie, kiedy to po niedługim czasie od startu pociąg stanął w polu. I stał. I stał. I stał......
Następnie przejechał niewiele, aby stanąć na jakiejś bocznej stacji w miasteczku i stał... stał... stał...
Chyba tylko my nie wiedzieliśmy o co chodzi, bo ludzie sobie wychodzili na zakupy, dosiadali się do pociągu.. Poszła plotka, że czekamy na pociąg z Chorwacji (czy do Chorwacji), ale pociąg przyjechał i pojechał, a my dalej staliśmy....
W sumie wystaliśmy tak około 4 godzin. A jechaliśmy 3.
Byliśmy wieczorem w Sarajewie i jeszcze zostało nam do dojechania do kempingu.
Była to jedna z gorszych tras całej wyprawy, prawdopodobnie odczucie było spowodowane wymęczeniem po podróży pociągiem. Jechaliśmy przez miasto, wielki ruch, samochody, autobusy i ciężarówki mijające na centymetry, a na deser tir, który nas strąbił jadąc za nami. Dla mnie to było za dużo, najchętniej bym wtedy została pod krzakiem na noc i zalała się łzami z nerwów i zmęczenia.
Kiedy w końcu dojechaliśmy jednak do kempingu okazał się dość drogi, nie wiedzieć za co. nie było ławek ani stolików, prysznice były za kotarami (co nie było problemem, no ale skoro cena taka no to może jakiś lepszy standard?) i pierwsze tureckie kible, które stały się moją zmorą wyprawy. (Aczkolwiek szczęśliwie był jeden zwykły :] )
Komentarze
A gdzie zdjęcie pociągu??? Hę? Czy bośniacki pociąg wyglądał tak? bośniacki pociąg
meteor2017 - 15:40 środa, 6 lutego 2013 | linkuj
Teoretycznie po kawie zawsze powinno się pić wodę, tak jest zdrowiej dla żołądka. Mam na myśli espresso, po mlecznej nnie trzeba. Bardzo popularne we Włoszech, tutaj widocznie też. :)
lavinka - 15:29 środa, 6 lutego 2013 | linkuj
A gdzie zdjęcie pociągu??? Hę? Czy bośniacki pociąg wyglądał tak? bośniacki pociąg
meteor2017 - 15:29 środa, 6 lutego 2013 | linkuj
Co mi przypomina mój pierwszy kontakt z tureckim kiblem - na stacji Duszniki Zdrój, jak ciągnąłem mamę z plecakiem po Kotlinie Kłodzkiej. Ta linia kolejowa była akurat nieczynna po powodzi, ale WC było otwarte... jak zobaczyłem dziury w ziemi, to pomyślałem., że muszle klozetowe zostały wyrwane, co mnie nawet nie zdziwiło z powodu właśnie nieczynności stacji ;-P
meteor2017 - 15:20 środa, 6 lutego 2013 | linkuj
I nie siedzi się na nim ani po turecku, ani jak na tureckim kazaniu? Greka nie udaje? :>
huann - 15:21 piątek, 20 lipca 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!