- Kategorie bloga:
- Amicidebici.229
- do M..94
- jadę sam, jak palec albo coś tam.36
- ni to ni sio.36
- poŁodzi się.614
- Rekordy.6
- Wiedeń.65
- wycieczka.131
- Wypad.54
- Wyprawy i Wylewy ;).396
W bałkańskim kotle dzień 17
Poniedziałek, 9 lipca 2012 | dodano:23.07.2012 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
- DST: 123.60km
- Czas: 06:44
- VAVG 18.36km/h
- VMAX 47.50km/h
- Temp.: 35.0°C
- Kalorie: 1921kcal
- Podjazdy: 1395m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Ljubaniste - Albania - Pogradec - Zwezde - Bilisht - Grecja - Antartikos - Pisoderi (przeł.) - Grecja - Florina
Wyjeżdżamy z ostatniego kempingu w Macedonii i ruszamy w stronę granicy. Macedonia szybko się kończy i znajdujemy się w Albanii, piękne widoki na olbrzymie jezioro, którego na zdjęciach oczywiście nie ma :P
Udaje nam się wylawirować przez miasto do głównej drogi i stajemy na stacji benzynowej, żeby zmoczyć koszulki, kiedy dostrzega nas właściciel stacji od razu przybiega z butelką zimnej wody i szklankami "no money, no money!" :)
Ruszmy dalej, jest przyjemnie (poza wściekłym psem który na mnie wyskoczył z krzaków, czy ja przyciągam te durne stworzenia? i przy okazji inne dziwne sytuacje?) i płasko :)
W pewnym momencie wyrastają przed nami przeolbrzymie góry, a za nimi Grecja.
Zanim jednak Ellada, przejeżdżamy przez dużą wieś u podnóży tych gór, ja obawiam się dzikich dzieci :P tyle się nasłuchałam o nich w takich kulturach, że mam tylko nadzieję, że nie rzucają zbyt celnie kamieniami :P
Ale dzieci nie ma prawie żadnych, a jak są, to tak zdumione naszym widokiem, że stoją jak wmurowane :P
Wyjeżdżamy z Albanii, która jest bardzo ciekawa, ale przynajmniej ja, jestem już zmęczona tą beztroską kulturą, cieszymy się, że wracamy do Unii i państwa na poziomie :P z tym poziomem to tak różnie ale o tym nie przekonamy się jeszcze dziś, na razie mamy taryfę ulgową na przywitanie :P
Dzień mamy skończyć we Florinie, a zanim Florina to podjazd.
Pierwsza grecka przełęcz daje przedsmak tego, jak się lubią bawić na podjazdach Grecy :P chociaż mnie to już nie dotyczy, to jest mój ostatni BIG.
W momencie, gdy Pisoderi uzyskała swoją rzekomo maksymalną wysokość ona wciąż się ciągnęła w górę! I to jeszcze dosyć długo.
Na samej przełęczy próbujemy się wywiedzieć, czy w mieście jest kemping? Akurat trwał tam jakiś remont, więc zagadujemy robotnika, który stwierdza, że jest, tak nam się wydaje, bo stwierdza po grecku, w języku nie podobnym do niczego :P
Zjeżdżamy więc do miasta i rozpytujemy o kemping. Okazuje się, że nic nie ma, jest kilka hoteli, wskazują nam najtańszy (wcale nie tani), gdzie się lokujemy. Niestety nie ma klimatyzacji, jest wiatrak, który nam buczy przez cały czas i lodówka chłodząca do 17 stopni :P
Wyjeżdżamy z ostatniego kempingu w Macedonii i ruszamy w stronę granicy. Macedonia szybko się kończy i znajdujemy się w Albanii, piękne widoki na olbrzymie jezioro, którego na zdjęciach oczywiście nie ma :P
Udaje nam się wylawirować przez miasto do głównej drogi i stajemy na stacji benzynowej, żeby zmoczyć koszulki, kiedy dostrzega nas właściciel stacji od razu przybiega z butelką zimnej wody i szklankami "no money, no money!" :)
Ruszmy dalej, jest przyjemnie (poza wściekłym psem który na mnie wyskoczył z krzaków, czy ja przyciągam te durne stworzenia? i przy okazji inne dziwne sytuacje?) i płasko :)
albania© Carmelliana
W pewnym momencie wyrastają przed nami przeolbrzymie góry, a za nimi Grecja.
Zanim jednak Ellada, przejeżdżamy przez dużą wieś u podnóży tych gór, ja obawiam się dzikich dzieci :P tyle się nasłuchałam o nich w takich kulturach, że mam tylko nadzieję, że nie rzucają zbyt celnie kamieniami :P
Ale dzieci nie ma prawie żadnych, a jak są, to tak zdumione naszym widokiem, że stoją jak wmurowane :P
Wyjeżdżamy z Albanii, która jest bardzo ciekawa, ale przynajmniej ja, jestem już zmęczona tą beztroską kulturą, cieszymy się, że wracamy do Unii i państwa na poziomie :P z tym poziomem to tak różnie ale o tym nie przekonamy się jeszcze dziś, na razie mamy taryfę ulgową na przywitanie :P
Dzień mamy skończyć we Florinie, a zanim Florina to podjazd.
Pierwsza grecka przełęcz daje przedsmak tego, jak się lubią bawić na podjazdach Grecy :P chociaż mnie to już nie dotyczy, to jest mój ostatni BIG.
W momencie, gdy Pisoderi uzyskała swoją rzekomo maksymalną wysokość ona wciąż się ciągnęła w górę! I to jeszcze dosyć długo.
Na samej przełęczy próbujemy się wywiedzieć, czy w mieście jest kemping? Akurat trwał tam jakiś remont, więc zagadujemy robotnika, który stwierdza, że jest, tak nam się wydaje, bo stwierdza po grecku, w języku nie podobnym do niczego :P
Zjeżdżamy więc do miasta i rozpytujemy o kemping. Okazuje się, że nic nie ma, jest kilka hoteli, wskazują nam najtańszy (wcale nie tani), gdzie się lokujemy. Niestety nie ma klimatyzacji, jest wiatrak, który nam buczy przez cały czas i lodówka chłodząca do 17 stopni :P
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!