- Kategorie bloga:
- Amicidebici.229
- do M..94
- jadę sam, jak palec albo coś tam.36
- ni to ni sio.36
- poŁodzi się.614
- Rekordy.6
- Wiedeń.65
- wycieczka.131
- Wypad.54
- Wyprawy i Wylewy ;).396
W bałkańskim kotle dzień 23 i 24
Poniedziałek, 16 lipca 2012 | dodano:25.07.2012 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
- DST: 61.07km
- Czas: 03:11
- VAVG 19.18km/h
- VMAX 43.80km/h
- Temp.: 42.0°C
- Kalorie: 904kcal
- Podjazdy: 428m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
15.07
Dzisiaj dzień restowy dla mnie, M. łowi ostatniego BIGa, zanim jednak ruszy idziemy do recepcji, może mają mapę Salonik i może przy okazji zapłacimy za kemping.
W recepcji jednak temat płatności nie został poruszony, za to dostaliśmy mapę :D
W południe M. jedzie na przełęcz, która jest gdzieś kawał drogi od kempingu.
Ja w tym czasie ogarniam nasze stanowisko i biorę kilkukrotnie prysznic :P
Wybieram się też na plażę, ale szybko z niej uciekam, jak tylko widzę, że nie ma na niej ani jednego miejsca z cieniem (chyba, że ktoś sobie weźmie parasol, żeby się pod nim tłoczyć wspólnie z innymi). Na kempingu natomiast sporo liściastych drzew, dają niezły cień, więc jest znośnie. Zasłuchuję się w audiobooku resztę czasu :)
16.07
Misja kartony :P
Najpierw ruszamy do zagłębia handlowego kupić taśmy i sznurek do opakowania rowerów w pudłach, potem do Ikei pić :P
Dostrzegamy śmietnik kartonów, w tym kartony z Intersportu, jeden po rowerze pasuje na Czarnego, nie ma jednak kartonu na rower M., nic to. Idziemy do Ikei pić :P Spędzamy tam naprawdę sporo czasu. Jest niesamowity upał.
Ruszamy na poszukiwania sklepu rowerowego i wkrótce nam się poszczęściło, znajdujemy spory, porządny sklep, gdzie koło śmietników stoi wielgachne pudło a w środku mniejsze :) Idealnie!
Rezygnujemy jednak szybko z montażu pudła na bagażniku, M. robi sobie uchwyt i wiezie karton w ręku, trzymając go nad ziemią...
Do lotniska jest 5 km, z tymi pudłami to nie lada wyzwanie...
W międzyczasie zatrzymuje się taksiarz i chce nam pomóc, ale gdzie on z tą swoją taksóweczką? nie ma mowy, żeby się pudła zmieściły, zresztą i tak odmawiamy.
Spotykamy go chwilę później, kiedy wreszcie dojeżdżamy do małej knajpki przy lotnisku, gdzie tłoczą się taksówkarze. W knajpce udaje nam się schować kartony na zapleczu :)
Wracamy do Ikei pić :P
i przy okazji jeść ;)
W Ikei dziki tłum... no tak, godziny sjesty...
Kiedy wracamy na kemping okazuje się, że przyjechali nowi goście. Wyjątkowo głośni, dziewczyny z tejże wesołej rodzinki urządziły niewiarygodną wręcz awanturę w toalecie, podczas gdy ja tam brałam prysznic...przy okazji akurat wtedy były problemy z wodą i ledwo ciurkała a w pewnym momencie w ogóle przestała lecieć. Myślałam, że mnie szlag jasny trafi.
Wkrótce okazało się też, że wydrzymordy wylały nasz chłodzący się w zimnej wodzie sok :O Nie bardzo nam się to mieściło w głowie, jak można wylać komuś zapieczętowany sok. Przyniosły co prawda w ramach przeprosin Liptona, za którym w dodatku nie przepadamy, :P ale wcale nas to nie zrekompensowało.
Wieczorem zaś zerwał się bardzo silny, gorący wiatr od lądu, normalnie taki wiatr zwiastuje niezłą ulewę, tu jednak niebo było czyste.
Wiało coraz silniej,a w nocy zerwała się wichura. W dodatku liście drzew tak szeleściły, że ten hałas wraz z wesołą rodzinką stał się nie do wytrzymania, przez niego długo nie mogliśmy zasnąć, a ja w dodatku budziłam się wiele razy w nocy.
Ładnie nas Grecja żegna, nie ma co :P
Dzisiaj dzień restowy dla mnie, M. łowi ostatniego BIGa, zanim jednak ruszy idziemy do recepcji, może mają mapę Salonik i może przy okazji zapłacimy za kemping.
W recepcji jednak temat płatności nie został poruszony, za to dostaliśmy mapę :D
W południe M. jedzie na przełęcz, która jest gdzieś kawał drogi od kempingu.
Ja w tym czasie ogarniam nasze stanowisko i biorę kilkukrotnie prysznic :P
Wybieram się też na plażę, ale szybko z niej uciekam, jak tylko widzę, że nie ma na niej ani jednego miejsca z cieniem (chyba, że ktoś sobie weźmie parasol, żeby się pod nim tłoczyć wspólnie z innymi). Na kempingu natomiast sporo liściastych drzew, dają niezły cień, więc jest znośnie. Zasłuchuję się w audiobooku resztę czasu :)
morze egejskie© Carmelliana
16.07
Misja kartony :P
Najpierw ruszamy do zagłębia handlowego kupić taśmy i sznurek do opakowania rowerów w pudłach, potem do Ikei pić :P
Dostrzegamy śmietnik kartonów, w tym kartony z Intersportu, jeden po rowerze pasuje na Czarnego, nie ma jednak kartonu na rower M., nic to. Idziemy do Ikei pić :P Spędzamy tam naprawdę sporo czasu. Jest niesamowity upał.
Ruszamy na poszukiwania sklepu rowerowego i wkrótce nam się poszczęściło, znajdujemy spory, porządny sklep, gdzie koło śmietników stoi wielgachne pudło a w środku mniejsze :) Idealnie!
transport© Carmelliana
made in china :P© Carmelliana
Rezygnujemy jednak szybko z montażu pudła na bagażniku, M. robi sobie uchwyt i wiezie karton w ręku, trzymając go nad ziemią...
Do lotniska jest 5 km, z tymi pudłami to nie lada wyzwanie...
W międzyczasie zatrzymuje się taksiarz i chce nam pomóc, ale gdzie on z tą swoją taksóweczką? nie ma mowy, żeby się pudła zmieściły, zresztą i tak odmawiamy.
Spotykamy go chwilę później, kiedy wreszcie dojeżdżamy do małej knajpki przy lotnisku, gdzie tłoczą się taksówkarze. W knajpce udaje nam się schować kartony na zapleczu :)
Wracamy do Ikei pić :P
i przy okazji jeść ;)
W Ikei dziki tłum... no tak, godziny sjesty...
Kiedy wracamy na kemping okazuje się, że przyjechali nowi goście. Wyjątkowo głośni, dziewczyny z tejże wesołej rodzinki urządziły niewiarygodną wręcz awanturę w toalecie, podczas gdy ja tam brałam prysznic...przy okazji akurat wtedy były problemy z wodą i ledwo ciurkała a w pewnym momencie w ogóle przestała lecieć. Myślałam, że mnie szlag jasny trafi.
Wkrótce okazało się też, że wydrzymordy wylały nasz chłodzący się w zimnej wodzie sok :O Nie bardzo nam się to mieściło w głowie, jak można wylać komuś zapieczętowany sok. Przyniosły co prawda w ramach przeprosin Liptona, za którym w dodatku nie przepadamy, :P ale wcale nas to nie zrekompensowało.
Wieczorem zaś zerwał się bardzo silny, gorący wiatr od lądu, normalnie taki wiatr zwiastuje niezłą ulewę, tu jednak niebo było czyste.
Wiało coraz silniej,a w nocy zerwała się wichura. W dodatku liście drzew tak szeleściły, że ten hałas wraz z wesołą rodzinką stał się nie do wytrzymania, przez niego długo nie mogliśmy zasnąć, a ja w dodatku budziłam się wiele razy w nocy.
Ładnie nas Grecja żegna, nie ma co :P
Komentarze
Dokładnie podobne postanowienie mieliśmy gdzie wracaliśmy z Włoch.... 37 stopni i wilgotnośc 90% - nie do jazdy, czasem po 5h pod drzewami wegetowaliśmy
Ksiegowy - 06:54 piątek, 27 lipca 2012 | linkuj
Czekam na kolejne wpisy - jak kolana dawały rade? Wybraliście rejony strasznie gorące i bardzo gorącą porę roku, z tego co opisujesz temperatury takie jak my mieliśmy we Włoszech w lipcu. Twardzi i wytrwali jesteście a Miki i jego BIGi? Szok, że mu się chcialo w takim upale;)
Ksiegowy - 18:47 środa, 25 lipca 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!