- Kategorie bloga:
- Amicidebici.229
- do M..94
- jadę sam, jak palec albo coś tam.36
- ni to ni sio.36
- poŁodzi się.621
- Rekordy.6
- Wiedeń.90
- wycieczka.134
- Wypad.54
- Wyprawy i Wylewy ;).396
miasto
Środa, 21 marca 2012 | dodano:21.03.2012 Kategoria do M., poŁodzi się
- DST: 12.37km
- Czas: 00:40
- VAVG 18.55km/h
- VMAX 25.00km/h
- Temp.: 10.0°C
- Kalorie: 154kcal
- Sprzęt: Rower Czerwony
- Aktywność: Jazda na rowerze
miejskie załatwianie i M.
dosyć chłodne i silne wietrzysko, nie chciało mi się wydłużać trasy, żeby zahaczyć rekreacyjnie o niedalekie "stawy", zresztą wpadłam na to pod domem :P poza tym zmarzło mi za uszami :P więc sobie dałam spokój :P
dosyć chłodne i silne wietrzysko, nie chciało mi się wydłużać trasy, żeby zahaczyć rekreacyjnie o niedalekie "stawy", zresztą wpadłam na to pod domem :P poza tym zmarzło mi za uszami :P więc sobie dałam spokój :P
Siedmioprocentowa Wódka ;)
Niedziela, 18 marca 2012 | dodano:18.03.2012 Kategoria jadę sam, jak palec albo coś tam
- DST: 61.75km
- Czas: 03:16
- VAVG 18.90km/h
- VMAX 38.60km/h
- Temp.: 19.0°C
- Kalorie: 881kcal
- Podjazdy: 380m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Dziś należało:
wykorzystać pogodę :)
uciec z domu :P
uciec od magisterki i przeklętej kartografii :S
popchnąć odrobinę formę ;)
przetestować nowe rękawiczki :)
przetestować nowe Adidasy :)
No więc zebrałam się Trekiem na przejażdżkę,kierunek na Wódkę (przy okazji po raz pierwszy z VDO, więc wreszcie mogłam sprawdzić nachylenie wódczanych górek, które osobiście uważam za przyzwoite, zwłaszcza, że na tak krótkim odcinku ;) najwyższa 7%, potem chciałam znaleźć jeszcze Boginię, ale Bóg jeden wie, gdzie mi się schowała :P (jak zwykle skręciłam nie tam gdzie powinnam była, więc przejechałam cały Dobieszków :P), przy okazji górki kalonkowe 9%.
Z Wódki na Kalonkę się wróciłam, tak jak podjechałam, świetnie mi się z niej zjeżdżało :))
Z Kalonki też się dobrze zjeżdżało, trochę gorzej podjeżdżało z powrotem:P
Do jechało mi się fantastycznie, raczej z wiatrem i po drodze nazbierałam punkty morale :P bardzo fajnie, bardzo :)
A średnia 20 - 21 :)
Ale z powrotem raczej pod wiatr i te górki mnie chyba wymęczyły, bo ciężko się wracało.
I średnia spadła na łeb, na szyję :P
I jeszcze dopadł mnie koszmarny ból zatok, który nie przechodzi :( mam nadzieję, że się nie załatwiłam :/
Cała droga w krótkich rękawiczkach :)) (rękawiczki z Lidla, bardzo fajne, wygodne i miękkie:) mam nadzieję, że trochę potrzymają:))
Z gołymi łydami, szał :P
Bez buffa! :D
Zaś wyniki testowania butów - trochę się muszą jeszcze ułożyć, gdzieniegdzie upijają i w pewnym momencie prawa stopa mi drętwieje :O Wystarczy na chwilę ją postawić, żeby było ok, no ale tak być nie może, mam nadzieję, że to tylko kwestia dotarcia się buta do stopy.
A ponadto baaardzo ciepło :) Nawet nieźle się spociłam :P tylko szkoda, że zapomniałam portfela i musiało mi tylko starczyć moje 0,5, ciężko było.

A jak wróciłam do domu to padłam i zapadłam w drzemeczkę :P
A teraz, o dziwo, naprawdę czuć uda. Chyba jeszcze forma nie ta, ale na setkę po płaskiej jak stół szosie myślę, że już pora :)
wykorzystać pogodę :)
uciec z domu :P
uciec od magisterki i przeklętej kartografii :S
popchnąć odrobinę formę ;)
przetestować nowe rękawiczki :)
przetestować nowe Adidasy :)
No więc zebrałam się Trekiem na przejażdżkę,kierunek na Wódkę (przy okazji po raz pierwszy z VDO, więc wreszcie mogłam sprawdzić nachylenie wódczanych górek, które osobiście uważam za przyzwoite, zwłaszcza, że na tak krótkim odcinku ;) najwyższa 7%, potem chciałam znaleźć jeszcze Boginię, ale Bóg jeden wie, gdzie mi się schowała :P (jak zwykle skręciłam nie tam gdzie powinnam była, więc przejechałam cały Dobieszków :P), przy okazji górki kalonkowe 9%.
Z Wódki na Kalonkę się wróciłam, tak jak podjechałam, świetnie mi się z niej zjeżdżało :))
Z Kalonki też się dobrze zjeżdżało, trochę gorzej podjeżdżało z powrotem:P
Do jechało mi się fantastycznie, raczej z wiatrem i po drodze nazbierałam punkty morale :P bardzo fajnie, bardzo :)
A średnia 20 - 21 :)
Ale z powrotem raczej pod wiatr i te górki mnie chyba wymęczyły, bo ciężko się wracało.
I średnia spadła na łeb, na szyję :P
I jeszcze dopadł mnie koszmarny ból zatok, który nie przechodzi :( mam nadzieję, że się nie załatwiłam :/
Cała droga w krótkich rękawiczkach :)) (rękawiczki z Lidla, bardzo fajne, wygodne i miękkie:) mam nadzieję, że trochę potrzymają:))
Z gołymi łydami, szał :P
Bez buffa! :D
Zaś wyniki testowania butów - trochę się muszą jeszcze ułożyć, gdzieniegdzie upijają i w pewnym momencie prawa stopa mi drętwieje :O Wystarczy na chwilę ją postawić, żeby było ok, no ale tak być nie może, mam nadzieję, że to tylko kwestia dotarcia się buta do stopy.
A ponadto baaardzo ciepło :) Nawet nieźle się spociłam :P tylko szkoda, że zapomniałam portfela i musiało mi tylko starczyć moje 0,5, ciężko było.

Wódeczki?© Carmelliana
A jak wróciłam do domu to padłam i zapadłam w drzemeczkę :P
A teraz, o dziwo, naprawdę czuć uda. Chyba jeszcze forma nie ta, ale na setkę po płaskiej jak stół szosie myślę, że już pora :)
wieczne* to miasto ;)
Niedziela, 11 marca 2012 | dodano:11.03.2012 Kategoria do M., poŁodzi się
- DST: 14.99km
- Czas: 00:49
- VAVG 18.36km/h
- VMAX 28.90km/h
- Temp.: 8.0°C
- Kalorie: 195kcal
- Sprzęt: Rower Czerwony
- Aktywność: Jazda na rowerze
*wymowa z krakowska, kto mądry ten wie jak będzie po literacku :P
Tak się nieszczęśliwie złożyło, że dziś jednak tylko miasto.
Straszliwe wietrzysko!
A ja jeszcze biedna, od rana czuję na sobie oddech jakiegoś podłego przeziębienia (oby nie grypy :/), styrana życiem i pod ten wiatr... :P
Ale za to Czerwony dostał dziś błotniki :) Normalne błotniki :D teraz dzięki nim i Fjordowi mogę jeździć w deszczu po mieście B-) (inna sprawa, że na czerwonym to i tak wątpliwa przyjemność)
Za tuningowanie odpowiedzialny był M., za co również z tego miejsca mu bardzo dziękuję :) :*:*
Tak się nieszczęśliwie złożyło, że dziś jednak tylko miasto.
Straszliwe wietrzysko!
A ja jeszcze biedna, od rana czuję na sobie oddech jakiegoś podłego przeziębienia (oby nie grypy :/), styrana życiem i pod ten wiatr... :P
Ale za to Czerwony dostał dziś błotniki :) Normalne błotniki :D teraz dzięki nim i Fjordowi mogę jeździć w deszczu po mieście B-) (inna sprawa, że na czerwonym to i tak wątpliwa przyjemność)
Za tuningowanie odpowiedzialny był M., za co również z tego miejsca mu bardzo dziękuję :) :*:*
miasto
Czwartek, 8 marca 2012 | dodano:08.03.2012 Kategoria do M.
- DST: 10.56km
- Czas: 00:34
- VAVG 18.64km/h
- VMAX 26.00km/h
- Temp.: -1.0°C
- Kalorie: 133kcal
- Sprzęt: Rower Czerwony
- Aktywność: Jazda na rowerze
M. :)
Wczoraj bardzo marnie mi się jechało, to chyba wina dość lekkiego pożywiania się w ciągu dnia ;)
Co zaś się tyczy kurtki, to wieczorami jeżdżę tylko z niebieską pod brązową i niestety, póki się nie rozgrzeję (kiedy to się robi za gorąco :P) to jest zdecydowanie za zimno.
A tak swoją drogą to muszę kupić sobie nowe rękawiczki na lato, chociaż na zimę też mi się marzą jakieś fajne, oddychające (bo te moje polarowe są zawsze zapocone, jakby je kto polał wodą).
No i buty! Muszę kupić sobie buty na rower, jakieś sportowe buty a nie tam takie popierdółki jak do tej pory ;)
Wczoraj bardzo marnie mi się jechało, to chyba wina dość lekkiego pożywiania się w ciągu dnia ;)
Co zaś się tyczy kurtki, to wieczorami jeżdżę tylko z niebieską pod brązową i niestety, póki się nie rozgrzeję (kiedy to się robi za gorąco :P) to jest zdecydowanie za zimno.
A tak swoją drogą to muszę kupić sobie nowe rękawiczki na lato, chociaż na zimę też mi się marzą jakieś fajne, oddychające (bo te moje polarowe są zawsze zapocone, jakby je kto polał wodą).
No i buty! Muszę kupić sobie buty na rower, jakieś sportowe buty a nie tam takie popierdółki jak do tej pory ;)
W starym kinie
Sobota, 3 marca 2012 | dodano:03.03.2012 Kategoria wycieczka
- DST: 34.05km
- Czas: 01:48
- VAVG 18.92km/h
- VMAX 33.50km/h
- Temp.: 5.0°C
- Kalorie: 471kcal
- Podjazdy: 142m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Od razu, na wstępie, przepraszam zainteresowanych za brak zdjęcia kurtki, musi wystarczyć sklepowe, póki co ;)
Uwaga,bardzo dużo zdjęć! :P
Wybraliśmy się wczoraj z M. oraz z Freudem i Adą na łódzkoznawczą przejażdżkę. Planowaliśmy eksplorację opuszczonej fabryki, ale że nie znaleźliśmy niepilnowanego wejścia, a pilnowane rzeczywiście było pilnowane ;) to zdecydowaliśmy się na opuszczone kino, o którym na szczęście sobie w porę przypomnieliśmy i które przeszło nasze najśmielsze oczekiwania.
Samo kino było pierwotnie teatrem, a później kino-teatrem i istniało od początku XX wieku, jako teatr od 1906 jako kino-teatr od 1912.

W samym kinie mnóstwo szpargałów


W tym bałaganie można było dojrzeć kilka interesujących przedmiotów, wszędzie w dziwnych miejscach stały krzesła i fotele, leżały stare butelki.





Dotarliśmy też do miejsca, gdzie było pełno papierów (popalonych), być może archiwum, ale nie znaleźliśmy tam nic interesującego..

No, może poza takimi papiórkami:

Co tu robią dokumenty na kino Polonia? Opuszczone kino nazywało się Luna a później Mazur, dlaczego więc?
Wszędzie walała się też prasa. Po dokładnym przyjrzeniu się sięgała lat 60 i była w językach polskim i francuskim. A także biuletyn(?) po francusku i niemiecku.


Nie mogło zabraknąć oczywiście sceny - ekranu

a także (na deser;) tak mi się podobają te zdjęcia, że wrzucam oba;) ) kliszy :)


Nie mogę sobie jednak wybaczyć, że dałam się rozproszyć i nie zobaczyłam co jest na kliszy.
Ale rozproszenie poskutkowało zawędrowaniem do pobliskiego domku. No i ten domek absolutnie mnie powalił.
Na samym wejściu wita nas mały kredensik, obklejony tu i ówdzie naklejkami z Kaczorem Donaldem i innym dziecinnymi.

Zaraz po nim naszą uwagę przykuwają maleńkie wieszaczki (mieściły się w dłoni), różowe i niebieskie z serduszkami. Po co i do czego miały służyć? I dlaczego były w ilościach przemysłowych?

Na kredensie zaś czernidło i zmywacz do skóry.


Wszędzie walające się ciuchy, gazety, były także korale, stare (przemysłowe?) strzykawki, a nawet leżał sobie pieniążek, jak gdyby nigdy nic.



Była też duża plastykowa, pozszywana miska! Oraz mnóstwo maleńkich koralików. Jedne w puszcze, inne w woreczku, inne się walały wszędzie.

Było też dużo butelek. Na strychu, gdzie była schowana pościel (materac do spania?) butelki stały na samym środku (zdaje się, że od bardzo dawna). Dlaczego tak dziwnie?
Cały dom, poza tym, że jak to zwykle, w wielkim bałaganie, sprawiał wrażenie, jakby ktoś go opuścił niespodziewanie.





Znaleźliśmy też książki dla dzieci (książka po angielsku, polska książka do historii), ale żadnych zabawek, za to wózek. Mnie się wydawało, że zabawkowy, ale po konsultacjach, zaistniała teoria ;) że jednak spacerowy na prawdziwe dziecko, nie lalkowe ;)


Najdziwniejsze z tego wszystkiego były jednak książki i gazety. Poza tymi po polsku:

Z których mogliśmy się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy, na przykład jak żyli transseksualiści:

i czy to na pewno normalne:

czy raczej nie jakiś żart;)

i samouczka hiszpańskiego:

była też inna literatura, na przykład Byron, a nawet gramatyka języka polskiego Szobera, słownik łaciński, książka o Biskupinie jako grodzie prasłowiańskim. Bardzo ciekawe rzeczy.
To oprócz tego było mnóstwo literatury w języku angielskim (np. nauka francuskiego po angielsku, książka kucharska) To był też przewodnik po Budapeszcie po francusku z odręcznymi zapiskami, w tym po polsku (np. tu mieszkałyśmy i adres)

A także butelka po metaxie ;) :

Większość rzeczy była z lat 60 do 90.
Bardzo ciekawe miejsce, mam nadzieję tam wrócić, jeszcze poszperać.
A poza kinem i mieszkaniem jeszcze jedno mieszkanie, puste, zostały tylko dwie rozwalone kanapy. Może te rzeczy należały do obu domów.

Reszta zdjęć, jeśli ktoś ma za dużo czasu TU ;)
Uwaga,bardzo dużo zdjęć! :P
Wybraliśmy się wczoraj z M. oraz z Freudem i Adą na łódzkoznawczą przejażdżkę. Planowaliśmy eksplorację opuszczonej fabryki, ale że nie znaleźliśmy niepilnowanego wejścia, a pilnowane rzeczywiście było pilnowane ;) to zdecydowaliśmy się na opuszczone kino, o którym na szczęście sobie w porę przypomnieliśmy i które przeszło nasze najśmielsze oczekiwania.
Samo kino było pierwotnie teatrem, a później kino-teatrem i istniało od początku XX wieku, jako teatr od 1906 jako kino-teatr od 1912.

Po pożarze© Carmelliana
W samym kinie mnóstwo szpargałów

Hol w Mazurze© Carmelliana

korytarz© Carmelliana
W tym bałaganie można było dojrzeć kilka interesujących przedmiotów, wszędzie w dziwnych miejscach stały krzesła i fotele, leżały stare butelki.

Butelczyny© Carmelliana

Slick 50© Carmelliana

samotny fotel© Carmelliana

uaha, krzesła dwa ;)© Carmelliana

Kto to jest?© Carmelliana
Dotarliśmy też do miejsca, gdzie było pełno papierów (popalonych), być może archiwum, ale nie znaleźliśmy tam nic interesującego..

Archiwum?© Carmelliana
No, może poza takimi papiórkami:

Kino "polonia"© Carmelliana
Co tu robią dokumenty na kino Polonia? Opuszczone kino nazywało się Luna a później Mazur, dlaczego więc?
Wszędzie walała się też prasa. Po dokładnym przyjrzeniu się sięgała lat 60 i była w językach polskim i francuskim. A także biuletyn(?) po francusku i niemiecku.

Le Royal Naval College, Greenwich© Carmelliana

francuski Elle© Carmelliana
Nie mogło zabraknąć oczywiście sceny - ekranu

Czekamy na seans ;)© Carmelliana
a także (na deser;) tak mi się podobają te zdjęcia, że wrzucam oba;) ) kliszy :)

zapomniana klisza© Carmelliana

klisza© Carmelliana
Nie mogę sobie jednak wybaczyć, że dałam się rozproszyć i nie zobaczyłam co jest na kliszy.
Ale rozproszenie poskutkowało zawędrowaniem do pobliskiego domku. No i ten domek absolutnie mnie powalił.
Na samym wejściu wita nas mały kredensik, obklejony tu i ówdzie naklejkami z Kaczorem Donaldem i innym dziecinnymi.

kredensik© Carmelliana
Zaraz po nim naszą uwagę przykuwają maleńkie wieszaczki (mieściły się w dłoni), różowe i niebieskie z serduszkami. Po co i do czego miały służyć? I dlaczego były w ilościach przemysłowych?

maleńkie wieszaczki© Carmelliana
Na kredensie zaś czernidło i zmywacz do skóry.

Czernidło do skóry© Carmelliana

Zmywacz do skór© Carmelliana
Wszędzie walające się ciuchy, gazety, były także korale, stare (przemysłowe?) strzykawki, a nawet leżał sobie pieniążek, jak gdyby nigdy nic.

pomarańczowe korale;)© Carmelliana

Pieniazek© Carmelliana

strzykawki© Carmelliana
Była też duża plastykowa, pozszywana miska! Oraz mnóstwo maleńkich koralików. Jedne w puszcze, inne w woreczku, inne się walały wszędzie.

koraliki© Carmelliana
Było też dużo butelek. Na strychu, gdzie była schowana pościel (materac do spania?) butelki stały na samym środku (zdaje się, że od bardzo dawna). Dlaczego tak dziwnie?
Cały dom, poza tym, że jak to zwykle, w wielkim bałaganie, sprawiał wrażenie, jakby ktoś go opuścił niespodziewanie.

butla© Carmelliana

buteleczki© Carmelliana

widok na pozimie© Carmelliana

beczka smiechu?;)© Carmelliana

dom importowy© Carmelliana
Znaleźliśmy też książki dla dzieci (książka po angielsku, polska książka do historii), ale żadnych zabawek, za to wózek. Mnie się wydawało, że zabawkowy, ale po konsultacjach, zaistniała teoria ;) że jednak spacerowy na prawdziwe dziecko, nie lalkowe ;)

wozek© Carmelliana

wozeczek© Carmelliana
Najdziwniejsze z tego wszystkiego były jednak książki i gazety. Poza tymi po polsku:

dlaczego nie oddam głosu na Wałęsę;)© Carmelliana
Z których mogliśmy się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy, na przykład jak żyli transseksualiści:

Galernicy Seksy :D© Carmelliana
i czy to na pewno normalne:

z psychopatologii życia seksualnego :D© Carmelliana
czy raczej nie jakiś żart;)

humor w łóżku ;)© Carmelliana
i samouczka hiszpańskiego:

Habla usted espanol?© Carmelliana
była też inna literatura, na przykład Byron, a nawet gramatyka języka polskiego Szobera, słownik łaciński, książka o Biskupinie jako grodzie prasłowiańskim. Bardzo ciekawe rzeczy.
To oprócz tego było mnóstwo literatury w języku angielskim (np. nauka francuskiego po angielsku, książka kucharska) To był też przewodnik po Budapeszcie po francusku z odręcznymi zapiskami, w tym po polsku (np. tu mieszkałyśmy i adres)

Guide de Budapest© Carmelliana
A także butelka po metaxie ;) :

metaxa© Carmelliana
Większość rzeczy była z lat 60 do 90.
Bardzo ciekawe miejsce, mam nadzieję tam wrócić, jeszcze poszperać.
A poza kinem i mieszkaniem jeszcze jedno mieszkanie, puste, zostały tylko dwie rozwalone kanapy. Może te rzeczy należały do obu domów.

Opuszczony dom© Carmelliana
Reszta zdjęć, jeśli ktoś ma za dużo czasu TU ;)
fjord miasten :P
Piątek, 2 marca 2012 | dodano:02.03.2012 Kategoria do M., poŁodzi się
- DST: 23.75km
- Czas: 01:19
- VAVG 18.04km/h
- VMAX 27.70km/h
- Temp.: 5.0°C
- Kalorie: 307kcal
- Sprzęt: Rower Czerwony
- Aktywność: Jazda na rowerze
M. i miasto, a na mieście zakup wiekopomny ;)
Wreszcie kurtka z prawdziwego zdarzenia, i co najważniejsze - przeciwdeszczowa :)
Świetna jest :)
(i w dodatku ma ludzki kolor! czekoladowy ;) )
Jutro te(j)sting ;)
Wreszcie kurtka z prawdziwego zdarzenia, i co najważniejsze - przeciwdeszczowa :)
Świetna jest :)
(i w dodatku ma ludzki kolor! czekoladowy ;) )
Jutro te(j)sting ;)
Spełniwszy koleżeński obowiązek ;)
Środa, 29 lutego 2012 | dodano:29.02.2012 Kategoria wycieczka
- DST: 66.32km
- Czas: 03:19
- VAVG 20.00km/h
- VMAX 35.90km/h
- Temp.: 7.0°C
- Kalorie: 939kcal
- Podjazdy: 343m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Łódź - Piotrkowska, Piłsudskiego, Strykowska - Stryków - Łódż - Strykowska, Telefoniczna, Pieniniy, Giewont, Pomorska, Transmisyjna, Rokicińska, Augustów, Łódź Widzew, Augustów, Przybyszewskiego, Puszkina, Lodowa, Śląska, Tuszyńska, Dom ;)
Wymyślił sobie Księgowy - Quartez, że zrobi 150, ale trzeba po niego wyjechać koniec i kropka ;)
No to wyjechałam, no bo co;)

Planowałam złapać go w Głownie, ale spotkaliśmy się już w Strykowie a w drodze powrotnej dołączył jeszcze Aard :)
Do Strykowa wiatr boczno - twarzowy i trochę upierdliwy ale poza tym, na szczęście, bez większych problemów.
Wsadziliśmy Księgowego w pociąg i tyle, szkoda, ze nie było czasu pokazać mu chociaż naszego "Rynku" :P
Co zaś się tyczy mnie samej, a konkretnie kolan, to nie bolą, nic a nic :)
Jak ruszałam to owszem, coś tam uwierało w lewym,ale chyba się rozjeździło, bo potem już przestało :)
Wymyślił sobie Księgowy - Quartez, że zrobi 150, ale trzeba po niego wyjechać koniec i kropka ;)
No to wyjechałam, no bo co;)

Na trasie ;)© Carmelliana
Planowałam złapać go w Głownie, ale spotkaliśmy się już w Strykowie a w drodze powrotnej dołączył jeszcze Aard :)
Do Strykowa wiatr boczno - twarzowy i trochę upierdliwy ale poza tym, na szczęście, bez większych problemów.
Wsadziliśmy Księgowego w pociąg i tyle, szkoda, ze nie było czasu pokazać mu chociaż naszego "Rynku" :P
Co zaś się tyczy mnie samej, a konkretnie kolan, to nie bolą, nic a nic :)
Jak ruszałam to owszem, coś tam uwierało w lewym,ale chyba się rozjeździło, bo potem już przestało :)
małe odkurzanie Treka
Sobota, 25 lutego 2012 | dodano:25.02.2012 Kategoria wycieczka
- DST: 46.18km
- Czas: 02:21
- VAVG 19.65km/h
- VMAX 37.50km/h
- Temp.: 4.0°C
- Kalorie: 644kcal
- Podjazdy: 189m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Łódź - Konstantynów - Lutomiersk - Porszewice - Górka Pabianicka - Łaskowice - Łódź
Wybralimy się na przejażdżkę, ale jak to zwykle bywa oczekiwania w starciu z rzeczywistością roztrzaskały się w drobny mak ;)
Fajnie było wsiąść na Treka, ale 20 kilka kilometrów pod silny wiatr już nie było takie fajne. Wskutek tego odechciało mi się zupełnie jazdy i rzucałam na tenże wiatr obelgi na czym świat stoi.
Od Lutomierska już było z wiatrem, ale co z tego, jak się rozpadało, no, nie był to jakiś przeszkadzający deszcz, w sumie nawet fajny, ale byłam zbyt zmęczona, żeby było odpowiednio przyjemnie.
Czy w tym kraju nie może być jakiejś pogody normalnej na weekend? Fantastycznie się sunęło na Treku przez krótką chwilę, kiedy wiatr nie przeszkadzał a deszcz nie dokładał.
A uda zapomniały co to znaczy jeździć i podjeżdżać nawet marne 2%! :O
Natomiast kolano nie zapomniało i lekko kuło (w sumie to nie jest dobre określenie, bo to trochę bardziej tępe uczucie), ale to chyba wina podniesionego kiedyś tam eksperymentalnie siodła, mam nadzieję :S
No cóż, morał z tego taki,
nie jeźdź pod wiatr
kiedy masz w formie braki :P
Edit: po całym wieczorze stwierdzam niestety, że kolano sobie pobolewa nieprzyjemnie, nie bardzo ale i nie miło. No i przy schodzeniu trochę je czuć.
Wyziębiłam zatem i nasmarowałam Voltarenem.
Trochę się boję, że moja kariera rowerowa może się skończyć równie nagle, jak się zaczęła...
Wybralimy się na przejażdżkę, ale jak to zwykle bywa oczekiwania w starciu z rzeczywistością roztrzaskały się w drobny mak ;)
Fajnie było wsiąść na Treka, ale 20 kilka kilometrów pod silny wiatr już nie było takie fajne. Wskutek tego odechciało mi się zupełnie jazdy i rzucałam na tenże wiatr obelgi na czym świat stoi.
Od Lutomierska już było z wiatrem, ale co z tego, jak się rozpadało, no, nie był to jakiś przeszkadzający deszcz, w sumie nawet fajny, ale byłam zbyt zmęczona, żeby było odpowiednio przyjemnie.
Czy w tym kraju nie może być jakiejś pogody normalnej na weekend? Fantastycznie się sunęło na Treku przez krótką chwilę, kiedy wiatr nie przeszkadzał a deszcz nie dokładał.
A uda zapomniały co to znaczy jeździć i podjeżdżać nawet marne 2%! :O
Natomiast kolano nie zapomniało i lekko kuło (w sumie to nie jest dobre określenie, bo to trochę bardziej tępe uczucie), ale to chyba wina podniesionego kiedyś tam eksperymentalnie siodła, mam nadzieję :S
No cóż, morał z tego taki,
nie jeźdź pod wiatr
kiedy masz w formie braki :P
Edit: po całym wieczorze stwierdzam niestety, że kolano sobie pobolewa nieprzyjemnie, nie bardzo ale i nie miło. No i przy schodzeniu trochę je czuć.
Wyziębiłam zatem i nasmarowałam Voltarenem.
Trochę się boję, że moja kariera rowerowa może się skończyć równie nagle, jak się zaczęła...
przedwiosenne miasto
Piątek, 24 lutego 2012 | dodano:24.02.2012 Kategoria do M., poŁodzi się
- DST: 12.64km
- Czas: 00:46
- VAVG 16.49km/h
- VMAX 26.40km/h
- Temp.: 8.0°C
- Kalorie: 159kcal
- Sprzęt: Rower Czerwony
- Aktywność: Jazda na rowerze
M. i zakupy (też z M.;) )
Wiosna! :D
Ale fajnie, wreszcie (w miarę) ciepło :D
Chyba pora trochę bardziej przyłożyć się do pracy nad wrzucaniem lżejszego biegu przy zatrzymywaniu i zwalnianiu się ;)
Wiosna! :D
Ale fajnie, wreszcie (w miarę) ciepło :D
Chyba pora trochę bardziej przyłożyć się do pracy nad wrzucaniem lżejszego biegu przy zatrzymywaniu i zwalnianiu się ;)
szklanką po oponkach :P
Wtorek, 21 lutego 2012 | dodano:21.02.2012 Kategoria do M., poŁodzi się
- DST: 10.25km
- Czas: 00:36
- VAVG 17.08km/h
- VMAX 26.30km/h
- Temp.: 2.0°C
- Kalorie: 132kcal
- Sprzęt: Rower Czerwony
- Aktywność: Jazda na rowerze
Lidl, M., dentysta i maleńka dokrętka ;)
Ale fajna taka poranna przejażdżka :D
Mam nadzieję, że się odwilż utrzyma (tylko bez deszczu, bardzo proszę), a nawet przerodzi w wiosnę :) bo koniecznie trzeba wyskoczyć na Treka :)
A dzisiaj do dentysty takie lodowisko, że jeden niewłaściwy ruch i nie miałabym z czym jechać :P Tylko główne drogi nadają się do jazdy, a takich nie było dzisiaj wiele na mojej trasie.
Ale łatwiej było jechać po zlodowaciałych grudach niż iść :P Jak w pewnym momencie wolałam się zatrzymać i przeprowadzić rower przez jakieś zlodowaciałe muldzisko :P to niewiele mi brakowało a nie dość, że bym się wyłożyła, to jeszcze nakryłabym się prowadzonym Czerwonym :P
A za to kierowcy jak zwykle radośni, mijali mnie o centymetry, bardzo to było niemiłe, zwłaszcza, jak przede mną oblodzone dziursko wielkości koła od tira :|
Ale fajna taka poranna przejażdżka :D
Mam nadzieję, że się odwilż utrzyma (tylko bez deszczu, bardzo proszę), a nawet przerodzi w wiosnę :) bo koniecznie trzeba wyskoczyć na Treka :)
A dzisiaj do dentysty takie lodowisko, że jeden niewłaściwy ruch i nie miałabym z czym jechać :P Tylko główne drogi nadają się do jazdy, a takich nie było dzisiaj wiele na mojej trasie.
Ale łatwiej było jechać po zlodowaciałych grudach niż iść :P Jak w pewnym momencie wolałam się zatrzymać i przeprowadzić rower przez jakieś zlodowaciałe muldzisko :P to niewiele mi brakowało a nie dość, że bym się wyłożyła, to jeszcze nakryłabym się prowadzonym Czerwonym :P
A za to kierowcy jak zwykle radośni, mijali mnie o centymetry, bardzo to było niemiłe, zwłaszcza, jak przede mną oblodzone dziursko wielkości koła od tira :|