Info

button stats bikestats.pl
Sezony poprzednie:
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl
button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

button stats bikestats.pl

 Moje rowery

Rower Zielony 7846 km
Obcy :) 143 km
Rower Czerwony 3954 km
Rower Czarny 36279 km

 Znajomi

wszyscy znajomi(14)

 Szukaj

 Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Carmeliana.bikestats.pl

 Archiwum

 Linki

W bałkańskim kotle dzień 12

Środa, 4 lipca 2012 | dodano:22.07.2012 Kategoria Wyprawy i Wylewy ;)
  • DST: 122.71km
  • Czas: 07:34
  • VAVG 16.22km/h
  • VMAX 40.10km/h
  • Temp.: 32.0°C
  • Kalorie: 1878kcal
  • Podjazdy: 1764m
  • Sprzęt: Rower Czarny
  • Aktywność: Jazda na rowerze
Kolasin - Andrijevica - Cakor - Peje (Kosowo)

Dzisiaj opuszczamy Czarnogórę, zanim to jednak nastąpi mamy do pokonania dwie przełęcze jedna 1570,drugą natomiast jest sławetny Czakor 1850. Tyle się już o nim nasłuchałam, że jestem pewna, że umrę w połowie podjazdu :P
Pierwszą przełęcz pokonujemy bez problemów i kierujemy się na Kosowo, są znaki, wszystko w porządku.

Dopiero kiedy dojeżdżamy do ostatniej wsi u stóp Cakoru na znaku, takim samym jak wszystkie inne, Peje przekreślony, trochę to niepokojące, w miasteczku pytamy zatem o co chodzi.

Otóż chodzi o to, że tam nie ma przejścia. Tam policja nie wpuszcza. Lepiej żebyśmy zawrócili i przeszli granicę na przełęczy Kula... Od jak dawna? Od bombardowania NATO... Inni z kolei mówią, że rowerami to wpuszczą, że rowerami to da się przejechać. M. przypomina, że przecież czytał relacje o tym, jak ludzie przebywali granicę na Cakorze. Zatem w końcu ruszamy, zaczyna grzmieć i robi się chłodniej, aż w końcu nawet zimno i zaczyna porządnie padać.

Niższa temperatura zdecydowanie pomaga, a cała ta dość niepewna sytuacja chyba mnie bardzo motywuje, cały Cakor jadę równo z M. a momentami nawet szybciej :) Jestem z siebie tak dumna, że mało nie pęknę :))

czakor © Carmelliana


Kiedy mamy zjeżdżać na szosę wchodzi wielkie chmursko, bardzo szkoda, że nie ma zdjęcia, coś nieprawdopodobnego :) Przejeżdżamy przez nie i ja jeszcze chwilę oglądam, jak schodzi w dół zboczem ;) To chyba jedna z najbardziej niezwykłym rzeczy(zjawisk, widoków?) jakie widziałam na tej wyprawie:) (i w ogóle w życiu:))

A potem już puszczamy się w dół ;) A właściwie to M., ja tam trzymam hamulce :P nawierzchnia jest mokra i śliska, a zjazd raczej kręty. Ale jest fajnie :) Poza tym ruch żaden, las, bardzo przyjemnie :)

W pewnym momencie asfalt się kończy.... rów i trzy trójkątne falochrony (czy coś takiego). To chyba granica ;)
No tak, samochodem nie przejedziesz, ale rowerem owszem, przeprowadziliśmy bokiem rowery i byliśmy w Kosowie :)

dzika granica © Carmelliana


Teraz naszym zmartwieniem jest to, czy ta szutrowa droga dokądś prowadzi, czy kończy się na przykład zawalonym mostem. Mijają nas jednak samochody (niedaleko granicy był jakiś środek wypoczynkowy, ciekawe kto tam chciał wypoczywać, drogowskaz na niego wyglądał staro i na dawno nieaktualny) i jadą prosto, czyli da się stąd wydostać ;)

Docieramy do szosy, która jest poprowadzona przepięknym kanionem, najpiękniejszym z całej wyprawy (dlatego też nie ma zdjęć :P), ściemnia się niestety, więc nie możemy do woli go oglądać, a jest niewiarygodny. Olbrzymie skały, cieki wodne większe i mniejsze spływające po skałach, wodospadziki, wielkie nawisy skalne pod którymi biegła droga, coś niesamowitego.

Kiedy kanion się kończy, wkrótce zaczyna się miasto. Peje tętni życiem. Udaje nam się znaleźć tani hotel, spodziewaliśmy się standardu -1 ;) ale nie było wcale źle a co najważniejsze, było czysto :)

Wieczór umilali nam muezini ;) Oraz przepyszny ayran i surówka:) (do niej były jeszcze kotleciki, ale szału nie zrobiły ;) )

Komentarze
Ja też żałuję, bardzo szkoda tamtego miejsca :(
Carmeliana
- 20:57 środa, 21 listopada 2012 | linkuj
Bardzo żałuję, że jednak nie zostaliśmy na nocleg na kempingu powyżej kanionu. Ayranu i surówki by co prawda nie było, ale te zdjęcia z kanionu. które zrobilibyśmy rano...

No, ale któż to wiedział ;)
aard
- 20:52 środa, 21 listopada 2012 | linkuj
Ach jeść.
huann
- 15:25 niedziela, 22 lipca 2012 | linkuj
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!