- Kategorie bloga:
- Amicidebici.229
- do M..94
- jadę sam, jak palec albo coś tam.36
- ni to ni sio.36
- poŁodzi się.613
- Rekordy.6
- Wiedeń.65
- wycieczka.131
- Wypad.54
- Wyprawy i Wylewy ;).396
Wpisy archiwalne w kategorii
wycieczka
Dystans całkowity: | 7044.48 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 350:50 |
Średnia prędkość: | 20.02 km/h |
Maksymalna prędkość: | 50.80 km/h |
Suma podjazdów: | 22031 m |
Suma kalorii: | 67679 kcal |
Liczba aktywności: | 130 |
Średnio na aktywność: | 54.19 km i 2h 43m |
Więcej statystyk |
kolejne godzinki z M. ;)
Wtorek, 29 marca 2011 | dodano:29.03.2011 Kategoria wycieczka
- DST: 82.54km
- Czas: 03:44
- VAVG 22.11km/h
- VMAX 44.90km/h
- Temp.: 7.0°C
- Kalorie: 1230kcal
- Podjazdy: 410m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Łódź - Andrespol- Justynów - Brzeziny - Mroga Dolna - Rogów - Wągry - Tworzyjanki - Bogdanka - Eufeminów - Andrespol
kolejne hh z M.
z początku nie wyglądały na happy;) ale po zasłodzeniu się delicjami wzrósł mi cukier we krwi i prędkość (w nogach;) )
i średnia wyszła przyzwoita :)
kolejne hh z M.
z początku nie wyglądały na happy;) ale po zasłodzeniu się delicjami wzrósł mi cukier we krwi i prędkość (w nogach;) )
i średnia wyszła przyzwoita :)
setka obalona z okazji zmiany czasu;)
Niedziela, 27 marca 2011 | dodano:27.03.2011 Kategoria wycieczka
- DST: 104.03km
- Czas: 04:35
- VAVG 22.70km/h
- VMAX 39.60km/h
- Temp.: 6.0°C
- Kalorie: 1548kcal
- Podjazdy: 334m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Łódź - Czarnocin - Moszczenica - Piotrków Tryb. - Srock - Łódź
Z M. wybraliśmy się do Moszczenicy na eksplorację tamtejszych upadłych zakładów bawełnianych.
w których zrobiliśmy sobie mały popas
zakłady okazały się przeogromne
i pełne skarbów ;)
Chociaż z wydostaniem się z nich mieliśmy pewien kłopot, bo ktoś nam zamknął na kłódkę bramę wjazdową;) Na szczęście była dziura w płocie;)
I chcąc nie chcąc stuknęła setka:)
Przy 80 km nogi już zaczęły trochę dokuczać, ale dały radę;) (nie bardzo miały wyjście) I, co ważniejsze, kolana nic a nic :) trochę tylko coś tam na początku, ale chyba musiały się rozruszać czy coś, zresztą to chyba były jakieś mięśnie przykolanowe;)
Bardzo fajna wycieczka i do tego dzięki kurtałce i spodniach nie marznę, ha! :D
Z M. wybraliśmy się do Moszczenicy na eksplorację tamtejszych upadłych zakładów bawełnianych.
w których zrobiliśmy sobie mały popas
zakłady okazały się przeogromne
i pełne skarbów ;)
Chociaż z wydostaniem się z nich mieliśmy pewien kłopot, bo ktoś nam zamknął na kłódkę bramę wjazdową;) Na szczęście była dziura w płocie;)
I chcąc nie chcąc stuknęła setka:)
Przy 80 km nogi już zaczęły trochę dokuczać, ale dały radę;) (nie bardzo miały wyjście) I, co ważniejsze, kolana nic a nic :) trochę tylko coś tam na początku, ale chyba musiały się rozruszać czy coś, zresztą to chyba były jakieś mięśnie przykolanowe;)
Bardzo fajna wycieczka i do tego dzięki kurtałce i spodniach nie marznę, ha! :D
godzinki z M. ;)
Wtorek, 22 marca 2011 | dodano:22.03.2011 Kategoria wycieczka
- DST: 71.34km
- Czas: 03:10
- VAVG 22.53km/h
- VMAX 42.70km/h
- Temp.: 10.0°C
- Kalorie: 1071kcal
- Podjazdy: 313m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Fantastyczna dziś była pogoda więc tym chętniej pojechaliśmy z M. :)
Celem były pagórki (szosowe;D) w Tworzyjankach :)
e tam, wielkie mi mecyje ;)
(ciekawe jak bym mówiła jakby miały po kilka kilometrów, a nie metrów :D)
a same Tworzyjanki fajowe strasznie:)
A wiatr dzisiaj był okropny, kołysało mną tak, że myślałam, że mnie porwie w końcu, a jeszcze jak z naprzeciwka jechał tir czy inna ciężarówka, to byłam pewna, że w polecę;)
Swoją drogą tiry dzisiaj wyjątkowo chętnie stawały i sapały za mną, albo okrążały obok mnie rondo :O co za okropieństwo. to zdecydowanie nie było fajne ;)
aż dziwne, że nic we mnie w końcu nie wjechało ;)
A w Brzezinach mają wbity rower w ścianę;)
A kurtka i spodnie absolutnie super :)
Natomiast kolana ani piuknęły, może im służy to podniesione siodło :))
Celem były pagórki (szosowe;D) w Tworzyjankach :)
e tam, wielkie mi mecyje ;)
(ciekawe jak bym mówiła jakby miały po kilka kilometrów, a nie metrów :D)
a same Tworzyjanki fajowe strasznie:)
A wiatr dzisiaj był okropny, kołysało mną tak, że myślałam, że mnie porwie w końcu, a jeszcze jak z naprzeciwka jechał tir czy inna ciężarówka, to byłam pewna, że w polecę;)
Swoją drogą tiry dzisiaj wyjątkowo chętnie stawały i sapały za mną, albo okrążały obok mnie rondo :O co za okropieństwo. to zdecydowanie nie było fajne ;)
aż dziwne, że nic we mnie w końcu nie wjechało ;)
A w Brzezinach mają wbity rower w ścianę;)
A kurtka i spodnie absolutnie super :)
Natomiast kolana ani piuknęły, może im służy to podniesione siodło :))
M.-owe hh ;)
Wtorek, 15 marca 2011 | dodano:15.03.2011 Kategoria wycieczka
- DST: 51.57km
- Czas: 02:25
- VAVG 21.34km/h
- VMAX 40.70km/h
- Temp.: 5.0°C
- Kalorie: 775kcal
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
M.-owe happy hours ;)
Przy okazji testowanie spodni, które są naprawdę fajowe i mimo kila w majtach ;) to nie boli tyłek po siodle :D
(które ustawiliśmy wyżej, ciekawe jak na to kolana, bo to dla nich. mam nadzieję, że to pomoże, bo nie jestem w stanie drałować jak mały motorek na lekkich biegach, nie lubię i koniec.)
Początek godzinek był dość marny i myślałam, że jednak bardzo cienko ze mną i że cienki dzisiaj dzień;)
Ale później trochę się rozkręciło (a właściwie ja się i dwa pedały ;) )
A powrót po szarówce i ciemnicy, fajowo ;)
ale niech już będzie ciepło bo w tych warstwach wyglądam jak ogr... ;)
Przy okazji testowanie spodni, które są naprawdę fajowe i mimo kila w majtach ;) to nie boli tyłek po siodle :D
(które ustawiliśmy wyżej, ciekawe jak na to kolana, bo to dla nich. mam nadzieję, że to pomoże, bo nie jestem w stanie drałować jak mały motorek na lekkich biegach, nie lubię i koniec.)
Początek godzinek był dość marny i myślałam, że jednak bardzo cienko ze mną i że cienki dzisiaj dzień;)
Ale później trochę się rozkręciło (a właściwie ja się i dwa pedały ;) )
A powrót po szarówce i ciemnicy, fajowo ;)
ale niech już będzie ciepło bo w tych warstwach wyglądam jak ogr... ;)
hura! pierwsza wycieczka w sezonie :D
Niedziela, 13 lutego 2011 | dodano:13.02.2011 Kategoria wycieczka
- DST: 71.66km
- Czas: 03:29
- VAVG 20.57km/h
- VMAX 30.40km/h
- Temp.: -3.0°C
- Podjazdy: 272m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Szarpnęliśmy się z M. na przejażdżkę.
Podstępem wywlókł mnie tak daleko, że trzasnęło siedem dych ;);)
Najpierw jakaś stara fabryka w Zgierzu,
(cudownie artystycznie nieostre zdjęcie z mostu nad torami fabrycznymi ;))
później fantastyczna stara cegielnia, również w Zgierzu,
do której środka oczywiście weszliśmy :)
i jakieś opuszczone mieszkanie w pobliżu (może kogoś związanego z cegielnią?) z wybitym oknem, więc od razu wsadziłam nos do środka ;) oj lubię takie miejsca:)
ale że niestety zimno bardzo to zdjęć mało.
Potem Aleksandrów, Konstantynów, Pabianice, Łódź.
Taka przejażdżka to niestety nie to co latem;) wcale nie jest jakoś szczególnie przyjemnie, ciągle za zimno albo za gorąco.
Ale jak na pierwszą wycieczkę w sezonie w niesprzyjających temperaturach to właściwie uważam, że nie jest ze mną tak tragicznie, żeby załamać ręce ;)
Myślałam, że będzie tak jak na początku tamtego sezonu, ale nie :) nie aż tak, chociaż idealnie też nie jest;)
(Jakby było, to na ostatnich kilometrach przed Ikeą nie klęłabym na czym świat stoi, pod nosem, gdzie ta pieprzona Ikea, bo od niej już tylko 7km do domu :D )
Co prawda pod koniec letko;) nie było, chociaż to chyba wina bardziej ubrania i zimna, no i zaczęłam odczuwać kolano :/ trochę mnie to martwi.
Aaale tak czy inaczej, było fajnie :) ale chyba nie polubię zimowych wyjazdów :p
a tyłek to mnie tak boli, że o Jezusie Nazareński ;D
Podstępem wywlókł mnie tak daleko, że trzasnęło siedem dych ;);)
Najpierw jakaś stara fabryka w Zgierzu,
(cudownie artystycznie nieostre zdjęcie z mostu nad torami fabrycznymi ;))
później fantastyczna stara cegielnia, również w Zgierzu,
do której środka oczywiście weszliśmy :)
i jakieś opuszczone mieszkanie w pobliżu (może kogoś związanego z cegielnią?) z wybitym oknem, więc od razu wsadziłam nos do środka ;) oj lubię takie miejsca:)
ale że niestety zimno bardzo to zdjęć mało.
Potem Aleksandrów, Konstantynów, Pabianice, Łódź.
Taka przejażdżka to niestety nie to co latem;) wcale nie jest jakoś szczególnie przyjemnie, ciągle za zimno albo za gorąco.
Ale jak na pierwszą wycieczkę w sezonie w niesprzyjających temperaturach to właściwie uważam, że nie jest ze mną tak tragicznie, żeby załamać ręce ;)
Myślałam, że będzie tak jak na początku tamtego sezonu, ale nie :) nie aż tak, chociaż idealnie też nie jest;)
(Jakby było, to na ostatnich kilometrach przed Ikeą nie klęłabym na czym świat stoi, pod nosem, gdzie ta pieprzona Ikea, bo od niej już tylko 7km do domu :D )
Co prawda pod koniec letko;) nie było, chociaż to chyba wina bardziej ubrania i zimna, no i zaczęłam odczuwać kolano :/ trochę mnie to martwi.
Aaale tak czy inaczej, było fajnie :) ale chyba nie polubię zimowych wyjazdów :p
a tyłek to mnie tak boli, że o Jezusie Nazareński ;D
gminami ;)
Niedziela, 31 października 2010 | dodano:31.10.2010 Kategoria wycieczka
- DST: 126.35km
- Czas: 05:18
- VAVG 23.84km/h
- VMAX 39.50km/h
- Temp.: 13.0°C
- Kalorie: 1982kcal
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
łódź - Aleksandrów - Mianów - Kałów - Bałdrzychów - Lipki - Zadzim - Lichawa - Kwiatkowice - Lutomiersk - Porszewice - Górka Pab. - Gorzew - Łódź
z M. i Transatlantykiem.
No i dostałam w dupę ;) za to, że nie jeździłam w tygodniu i w ogóle ;)
Generalnie, póki było z wiatrem to wiadomo ;) a jak się zrobiło pod wiatr, to myślałam, że padnę za chwilę ;) koszmarnie mnie wymęczyło, bo wiało solidnie.
No i niestety też z braku formy zaczęły mnie w końcu boleć nogi :o
Szczęśliwie nie kolana :) (może one bolą jak za dużo dla nich jeżdżę?)
Dopiero poprawiło mi się, jak wiatr się zmienił a droga przestała być przez jakiś czas pod górę, to sobie jako tako odpoczęłam ;)
co dziwne, zmagałam się też przez całą jazdę z sennością, może to ciśnienie? a może cukier? a może się nie wyspałam ;) oraz pod wieczór było mi bardzo zimno, chyba bardziej niż powinno, wnioskując po reakcjach moich towarzyszy;) chyba też mam problemy z utrzymaniem ciepłoty ciała ;)
ale to nic, bo fajnie się asfaltem jedzie :D ;)
z M. i Transatlantykiem.
No i dostałam w dupę ;) za to, że nie jeździłam w tygodniu i w ogóle ;)
Generalnie, póki było z wiatrem to wiadomo ;) a jak się zrobiło pod wiatr, to myślałam, że padnę za chwilę ;) koszmarnie mnie wymęczyło, bo wiało solidnie.
No i niestety też z braku formy zaczęły mnie w końcu boleć nogi :o
Szczęśliwie nie kolana :) (może one bolą jak za dużo dla nich jeżdżę?)
Dopiero poprawiło mi się, jak wiatr się zmienił a droga przestała być przez jakiś czas pod górę, to sobie jako tako odpoczęłam ;)
co dziwne, zmagałam się też przez całą jazdę z sennością, może to ciśnienie? a może cukier? a może się nie wyspałam ;) oraz pod wieczór było mi bardzo zimno, chyba bardziej niż powinno, wnioskując po reakcjach moich towarzyszy;) chyba też mam problemy z utrzymaniem ciepłoty ciała ;)
ale to nic, bo fajnie się asfaltem jedzie :D ;)
rowerowa masakra asfaltowa ;);)
Sobota, 16 października 2010 | dodano:17.10.2010 Kategoria wycieczka
- DST: 105.20km
- Czas: 04:09
- VAVG 25.35km/h
- VMAX 43.80km/h
- Temp.: 9.0°C
- Kalorie: 1721kcal
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Łódź - Lutomiersk - Wojsławice - Łask - Pabianice - Ksawerów Ł. - Łódź
z M., D. i Waxmundem (do niektórych bardziej pasują ich pseudonimy niż imiona ;) )
wybraliśmy się do Wojsławic zobaczyć zamek rycerski w stanie ruinalnym ;)
Oczywiście zanim jeszcze dojechaliśmy to dałam popis swojego sieroctwa i podpuszczona przez Waxmunda do złapania się za bagażnik, wypieprzyłam się;) (no idiotka) tym razem na asfalcie (no i pierwszy raz na treku;) ) chyba tylko dzięki opaskom nie starłam sobie kolana na wylot;) obojętnie czy one pomagają na kolana czy nie, teraz udowodniły, że są pomocne;)
trek na szczęście bez szwanku, tylko owijka się utarła tu i ówdzie ;)
No, a kolano zbite oczywiście (i dłoń), ale, nie wiem jak to działa, zaczęło doskwierać jak dotarliśmy do domu.
W końcu jednak dojechaliśmy do zamku,
gdzie towarzyszyła nam okrągła kurka
ale nie dała się złapać, strasznego jazgotu narobiła jak się zorientowała o co mi chodzi ;)
Natomiast wracając, o asfalt przytarł się Wax ;) najpierw poczułam, że wjechał mi w koło, kiedy nieco zwolniłam, żeby nie wpaść z kolei na Daniela. No i potem już tylko słychać było głuchy trzask roweru o asfalt;)
Kiedy się odwróciłam to zgięty w pół Waxmund, w kominiarce, wyglądając jak babuleńka, ściągał (zwlekał) rower z jezdni. Przepraszam, ale jak o tym myślę, jak to wyglądało, to strasznie mi się śmiać chce ;D
Na szczęście obyło się bez ofiar, waxmundowe kolano zdaje się też uratowała opaska, aczkolwiek udało mu się złamać moje mocowanie do błotnika i skleiliśmy je na czas powrotu taśmą ;D
Natomiast kiedy wreszcie dotarliśmy do domu padłam na kanapę i się z niej dużo później podniosłam :p dobrze, że to tylko(;) ) setka, bo się zaniedbałam i więcej byłoby ciężko ;)
w dodatku zimno już bardzo.
ale za to chyba padł rekord średniej na setce (tak mówi M. który śledzi moje poczynania rowerowe z zapartym tchem ;);) (co jest zresztą szalenie miłe;) ) )
z M., D. i Waxmundem (do niektórych bardziej pasują ich pseudonimy niż imiona ;) )
wybraliśmy się do Wojsławic zobaczyć zamek rycerski w stanie ruinalnym ;)
Oczywiście zanim jeszcze dojechaliśmy to dałam popis swojego sieroctwa i podpuszczona przez Waxmunda do złapania się za bagażnik, wypieprzyłam się;) (no idiotka) tym razem na asfalcie (no i pierwszy raz na treku;) ) chyba tylko dzięki opaskom nie starłam sobie kolana na wylot;) obojętnie czy one pomagają na kolana czy nie, teraz udowodniły, że są pomocne;)
trek na szczęście bez szwanku, tylko owijka się utarła tu i ówdzie ;)
No, a kolano zbite oczywiście (i dłoń), ale, nie wiem jak to działa, zaczęło doskwierać jak dotarliśmy do domu.
W końcu jednak dojechaliśmy do zamku,
gdzie towarzyszyła nam okrągła kurka
ale nie dała się złapać, strasznego jazgotu narobiła jak się zorientowała o co mi chodzi ;)
Natomiast wracając, o asfalt przytarł się Wax ;) najpierw poczułam, że wjechał mi w koło, kiedy nieco zwolniłam, żeby nie wpaść z kolei na Daniela. No i potem już tylko słychać było głuchy trzask roweru o asfalt;)
Kiedy się odwróciłam to zgięty w pół Waxmund, w kominiarce, wyglądając jak babuleńka, ściągał (zwlekał) rower z jezdni. Przepraszam, ale jak o tym myślę, jak to wyglądało, to strasznie mi się śmiać chce ;D
Na szczęście obyło się bez ofiar, waxmundowe kolano zdaje się też uratowała opaska, aczkolwiek udało mu się złamać moje mocowanie do błotnika i skleiliśmy je na czas powrotu taśmą ;D
Natomiast kiedy wreszcie dotarliśmy do domu padłam na kanapę i się z niej dużo później podniosłam :p dobrze, że to tylko(;) ) setka, bo się zaniedbałam i więcej byłoby ciężko ;)
w dodatku zimno już bardzo.
ale za to chyba padł rekord średniej na setce (tak mówi M. który śledzi moje poczynania rowerowe z zapartym tchem ;);) (co jest zresztą szalenie miłe;) ) )
Mazury dzień 4
Wtorek, 21 września 2010 | dodano:26.09.2010 Kategoria wycieczka
- DST: 107.64km
- Czas: 05:44
- VAVG 18.77km/h
- VMAX 44.10km/h
- Temp.: 16.0°C
- Kalorie: 1583kcal
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Lidzbark Warmiński - Bisztynek - Reszel - Kętrzyn - Gierłoż - Radzieje - Trygort
Szczęśliwie M. czuł się lepiej, za to ja tak sobie;)
Ruszyliśmy na dobre koło godziny 10, przeczekując wcześniej deszcz pod sklepem, na szczęście więcej opadów nie uświadczyliśmy ;)
W Bisztynku przedarliśmy się przez kolejnych panów budowniczych i rozpirzony ;) chodnik do głazu narzutowego który tam miał upuścić diabeł;)
Dalej Reszel i Kętrzyn z zamkami oraz bunkry w Gierłoży.
Zaczęło się robić pod górę i przy okazji naprawdę pięknie.
Ale takie pod górę okazało się być pryszczem później. a nawet zaskórniakiem zwykłym;) ot, wągrem;))
Gdzieś koło 70 km zaczęło mnie znowu boleć lewe kolano (miejsce analogiczne do tego co "zawsze" w prawym)
ale ja jestem twarda kobita i stwierdziłam, że skoro mamy dojechać do Węgorzewa (lub pod) to do Węgorzewa i koniec.
Skończyło się na Trygorcie, czyli tuż tuż.
Do dyspozycji dostaliśmy całe osobne mieszkanie,łazienka, kuchnia, pokój, telewizor nawet! ;D
Jednakowoż w pokoju było co najwyżej 16 stopni.
A i z ciepłą wodą nie było za różowo jak się okazało nazajutrz.
Tymczasem wleźliśmy pod dwie kołdry, żeby jakoś spać.
Szczęśliwie M. czuł się lepiej, za to ja tak sobie;)
Ruszyliśmy na dobre koło godziny 10, przeczekując wcześniej deszcz pod sklepem, na szczęście więcej opadów nie uświadczyliśmy ;)
W Bisztynku przedarliśmy się przez kolejnych panów budowniczych i rozpirzony ;) chodnik do głazu narzutowego który tam miał upuścić diabeł;)
Dalej Reszel i Kętrzyn z zamkami oraz bunkry w Gierłoży.
Zaczęło się robić pod górę i przy okazji naprawdę pięknie.
Ale takie pod górę okazało się być pryszczem później. a nawet zaskórniakiem zwykłym;) ot, wągrem;))
Gdzieś koło 70 km zaczęło mnie znowu boleć lewe kolano (miejsce analogiczne do tego co "zawsze" w prawym)
ale ja jestem twarda kobita i stwierdziłam, że skoro mamy dojechać do Węgorzewa (lub pod) to do Węgorzewa i koniec.
Skończyło się na Trygorcie, czyli tuż tuż.
Do dyspozycji dostaliśmy całe osobne mieszkanie,łazienka, kuchnia, pokój, telewizor nawet! ;D
Jednakowoż w pokoju było co najwyżej 16 stopni.
A i z ciepłą wodą nie było za różowo jak się okazało nazajutrz.
Tymczasem wleźliśmy pod dwie kołdry, żeby jakoś spać.
Mazury dzień 2
Niedziela, 19 września 2010 | dodano:26.09.2010 Kategoria wycieczka
- DST: 135.62km
- Czas: 06:23
- VAVG 21.25km/h
- VMAX 44.80km/h
- Temp.: 13.0°C
- Kalorie: 2074kcal
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Malbork - Raczki Elbląskie - Elbląg - Pasłęk - Orneta - Lidzbark Warmiński
Z Malborka ruszyliśmy o zimnym bladym świcie,obejrzawszy go ruszyliśmy dalej, wpadając w Raczkach w depresję;)
Okoliczności przyrody jak malowane, zwłaszcza od PasaŁęk ;) choć dzień dość chłodny.
W Lidzbarku natrafiliśmy na festyn wojewódzki i wygłodniali liczyliśmy na lokalne przysmaki, niestety obeszliśmy się smakiem. skończyło się na pierogach i kiełbasie z grilla :p
Niestety kolano już pierwszego dnia dało znać o sobie, o dziwo lewe, z zupełnie niewiadomych przyczyn, czy to trochę mocniejszy nacisk ze względu na sakwy, czy przewiało, bo wiało nielicho, czy może po prostu Bóg nie istnieje?;);)
Tak czy inaczej udało nam się zmarzniętym, obolałym i zmęczonym, znaleźć nocleg z cieplutkim pokojem.
Z Malborka ruszyliśmy o zimnym bladym świcie,obejrzawszy go ruszyliśmy dalej, wpadając w Raczkach w depresję;)
Okoliczności przyrody jak malowane, zwłaszcza od PasaŁęk ;) choć dzień dość chłodny.
W Lidzbarku natrafiliśmy na festyn wojewódzki i wygłodniali liczyliśmy na lokalne przysmaki, niestety obeszliśmy się smakiem. skończyło się na pierogach i kiełbasie z grilla :p
Niestety kolano już pierwszego dnia dało znać o sobie, o dziwo lewe, z zupełnie niewiadomych przyczyn, czy to trochę mocniejszy nacisk ze względu na sakwy, czy przewiało, bo wiało nielicho, czy może po prostu Bóg nie istnieje?;);)
Tak czy inaczej udało nam się zmarzniętym, obolałym i zmęczonym, znaleźć nocleg z cieplutkim pokojem.
Asfalt czyli dobrodziejstwo cywilizacji ;)
Niedziela, 12 września 2010 | dodano:12.09.2010 Kategoria wycieczka
- DST: 87.45km
- Czas: 03:55
- VAVG 22.33km/h
- VMAX 42.40km/h
- Temp.: 17.0°C
- Kalorie: 1357kcal
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Trzeci tysiąc w sumie :)
Wiączyń - Nowosolna - Kalonka - Radary - Kalonka - Wódka - Okólna - Smardzew - Glinnik - Szczawin - Biała - Dzierżązna - Ciosny Sady - Biała - Zgierz - Łódź
z M. wybraliśmy się do opuszczonej szkoły którą to przyuważył podczas wczorajszego rajdu terenowego ;)
Z asfaltu M. pokazywał wczorajsze terenowe drogi, fajnie na nie popatrzeć z szosy :p
M. chyba wziął sobie do serca moje upodobanie do dróg asfaltowych i tak dostałam dzisiaj w dupę, że teraz najchętniej bym tylko leżała i nic nie robiła więcej :D (i tak też spędziłam wieczór ;D )
ciągle tylko pod górę i pod górę, jak nie Radary
to inne podjazdy ;)
ale wolę sobie podjechać i ledwo żyć niż się denerwować na teren. Zmęczenie podjazdowe jakoś mnie nie wkurwia (już), natomiast terenowe owszem.
Opuszczając miejsce z radarami zapuściłam się jeszcze w las żeby poszukać pradawnego miejsca kultu kosmitów, M. powiedział,żebym polazła szukać, no to poszłam. ;)
a podczas postoju napotkaliśmy rower o wdzięcznym imieniu
Koniec końców dotarliśmy do opuszczonej szkoły
do której oczywiście weszliśmy :) chociaż ja się trochę bałam ;) drewniana pozapadana i dziurawa podłoga, oraz uginający się sufit, kiedy po piętrze chodził M. ;) nie rozbudziły we mnie zaufania;)
Ale żeby do niej dojść, to musieliśmy się przedrzeć przez trawy i inne chynchy pomiędzy którymi wisiało mnóstwo, ale to mnóstwo, na każdym kroku, pająków wielkich jak bochny chleba;)
obrzydlistwo, parę razy mi się zrobiło w zasadzie, aż słabo ;) kiedy patrząc pod nogi w ostatnich chwilach zauważałam wielką pajęczynę i tłustego pająka z wielkim tyłkiem;) na wysokości mojej twarzy. ble.
No, a z powrotem bez szaleństw pod kątem atrakcji, za to ładnie sunąc.
wiadomo - szosa ;D
Wiączyń - Nowosolna - Kalonka - Radary - Kalonka - Wódka - Okólna - Smardzew - Glinnik - Szczawin - Biała - Dzierżązna - Ciosny Sady - Biała - Zgierz - Łódź
z M. wybraliśmy się do opuszczonej szkoły którą to przyuważył podczas wczorajszego rajdu terenowego ;)
Z asfaltu M. pokazywał wczorajsze terenowe drogi, fajnie na nie popatrzeć z szosy :p
M. chyba wziął sobie do serca moje upodobanie do dróg asfaltowych i tak dostałam dzisiaj w dupę, że teraz najchętniej bym tylko leżała i nic nie robiła więcej :D (i tak też spędziłam wieczór ;D )
ciągle tylko pod górę i pod górę, jak nie Radary
to inne podjazdy ;)
ale wolę sobie podjechać i ledwo żyć niż się denerwować na teren. Zmęczenie podjazdowe jakoś mnie nie wkurwia (już), natomiast terenowe owszem.
Opuszczając miejsce z radarami zapuściłam się jeszcze w las żeby poszukać pradawnego miejsca kultu kosmitów, M. powiedział,żebym polazła szukać, no to poszłam. ;)
a podczas postoju napotkaliśmy rower o wdzięcznym imieniu
Koniec końców dotarliśmy do opuszczonej szkoły
do której oczywiście weszliśmy :) chociaż ja się trochę bałam ;) drewniana pozapadana i dziurawa podłoga, oraz uginający się sufit, kiedy po piętrze chodził M. ;) nie rozbudziły we mnie zaufania;)
Ale żeby do niej dojść, to musieliśmy się przedrzeć przez trawy i inne chynchy pomiędzy którymi wisiało mnóstwo, ale to mnóstwo, na każdym kroku, pająków wielkich jak bochny chleba;)
obrzydlistwo, parę razy mi się zrobiło w zasadzie, aż słabo ;) kiedy patrząc pod nogi w ostatnich chwilach zauważałam wielką pajęczynę i tłustego pająka z wielkim tyłkiem;) na wysokości mojej twarzy. ble.
No, a z powrotem bez szaleństw pod kątem atrakcji, za to ładnie sunąc.
wiadomo - szosa ;D