- Kategorie bloga:
- Amicidebici.229
- do M..94
- jadę sam, jak palec albo coś tam.36
- ni to ni sio.36
- poŁodzi się.621
- Rekordy.6
- Wiedeń.90
- wycieczka.134
- Wypad.54
- Wyprawy i Wylewy ;).396
Wpisy archiwalne w kategorii
wycieczka
Dystans całkowity: | 7213.11 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 359:19 |
Średnia prędkość: | 20.02 km/h |
Maksymalna prędkość: | 50.80 km/h |
Suma podjazdów: | 23190 m |
Suma kalorii: | 68734 kcal |
Liczba aktywności: | 133 |
Średnio na aktywność: | 54.23 km i 2h 43m |
Więcej statystyk |
niedzielna miazga :P
Niedziela, 20 maja 2012 | dodano:20.05.2012 Kategoria wycieczka
- DST: 118.25km
- Czas: 05:29
- VAVG 21.57km/h
- VMAX 38.40km/h
- Temp.: 30.0°C
- Kalorie: 1749kcal
- Podjazdy: 407m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Łódź - Posada - Wola Rakowa - Rokiciny Kolonia, dalej z Tymoteuszką - Łaznów - Będków - Czarnocin - Tychów - Rękoraj - Srock - Baby - Moszczenica - Zamość (albo jakaś taka ta trasa :P, tu się rozstałyśmy) - Zawodzie - Czarnocin - Rzepki - Wola Kutowa - Pałczew - Wola Rakowa - Posada - Łódź
Do Tymoteuszki średnia 19,40, kiepsko się jechało z boczno - przednim wiatrem. A potem już razem, Tymoteuszka trochę wcisnęła w pedał :P
Najpierw zahaczamy o trzy kościoły, a w Moszczenicy znajdujemy w parku ruiny pałacu, czyli coś co ja najbardziej lubię ;)

więc sobie trochę...




Uchowały się nawet w paru miejscach kafelki i dokory łazienkowe :)


Bardzo fajna nam wyszła wycieczka:) Rozstałyśmy się w Zamościu, a ja oczywiście chociaż miałam jechać drogą prostą jak drut:P to się pogubiłam i wyjechałam nagle w Czarnocinie, więc potem jakoś klucząc, klucząc znalazłam się w jakichś Rzepkach :P i tutaj ratowała mnie mapa, okazało się, że jak człowiek musi, to umie z niej czytać :P
Więc Wola Kutowa i Pałczew, a potem to już jak po sznurku:) i koniec końców wyszło dużo lepiej, niż miało być, bo chciałam się dostać prędko na główną, a jechałam bocznymi, spokojnymi, o dobrej nawierzchni, dróżkami :)
No, ale niestety, nie mogłoby być za dobrze, bo po drzemce w domu :P okazało się, że kolana(!) nie wytrzymały jednak takiego ciśnięcia w pedał i teraz bolą :((
Zatem, ogólnie to

;)
Do Tymoteuszki średnia 19,40, kiepsko się jechało z boczno - przednim wiatrem. A potem już razem, Tymoteuszka trochę wcisnęła w pedał :P
Najpierw zahaczamy o trzy kościoły, a w Moszczenicy znajdujemy w parku ruiny pałacu, czyli coś co ja najbardziej lubię ;)

Moszczenicki pałac© Carmelliana
więc sobie trochę...

fotografujemy© Carmelliana

ślad po schodach© Carmelliana

1887© Carmelliana

tył domu© Carmelliana
Uchowały się nawet w paru miejscach kafelki i dokory łazienkowe :)

kafelki© Carmelliana

Tymoteuszka i Carmeliana© Carmelliana
Bardzo fajna nam wyszła wycieczka:) Rozstałyśmy się w Zamościu, a ja oczywiście chociaż miałam jechać drogą prostą jak drut:P to się pogubiłam i wyjechałam nagle w Czarnocinie, więc potem jakoś klucząc, klucząc znalazłam się w jakichś Rzepkach :P i tutaj ratowała mnie mapa, okazało się, że jak człowiek musi, to umie z niej czytać :P
Więc Wola Kutowa i Pałczew, a potem to już jak po sznurku:) i koniec końców wyszło dużo lepiej, niż miało być, bo chciałam się dostać prędko na główną, a jechałam bocznymi, spokojnymi, o dobrej nawierzchni, dróżkami :)
No, ale niestety, nie mogłoby być za dobrze, bo po drzemce w domu :P okazało się, że kolana(!) nie wytrzymały jednak takiego ciśnięcia w pedał i teraz bolą :((
Zatem, ogólnie to

Miazga© Carmelliana
;)
W starym kinie
Sobota, 3 marca 2012 | dodano:03.03.2012 Kategoria wycieczka
- DST: 34.05km
- Czas: 01:48
- VAVG 18.92km/h
- VMAX 33.50km/h
- Temp.: 5.0°C
- Kalorie: 471kcal
- Podjazdy: 142m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Od razu, na wstępie, przepraszam zainteresowanych za brak zdjęcia kurtki, musi wystarczyć sklepowe, póki co ;)
Uwaga,bardzo dużo zdjęć! :P
Wybraliśmy się wczoraj z M. oraz z Freudem i Adą na łódzkoznawczą przejażdżkę. Planowaliśmy eksplorację opuszczonej fabryki, ale że nie znaleźliśmy niepilnowanego wejścia, a pilnowane rzeczywiście było pilnowane ;) to zdecydowaliśmy się na opuszczone kino, o którym na szczęście sobie w porę przypomnieliśmy i które przeszło nasze najśmielsze oczekiwania.
Samo kino było pierwotnie teatrem, a później kino-teatrem i istniało od początku XX wieku, jako teatr od 1906 jako kino-teatr od 1912.

W samym kinie mnóstwo szpargałów


W tym bałaganie można było dojrzeć kilka interesujących przedmiotów, wszędzie w dziwnych miejscach stały krzesła i fotele, leżały stare butelki.





Dotarliśmy też do miejsca, gdzie było pełno papierów (popalonych), być może archiwum, ale nie znaleźliśmy tam nic interesującego..

No, może poza takimi papiórkami:

Co tu robią dokumenty na kino Polonia? Opuszczone kino nazywało się Luna a później Mazur, dlaczego więc?
Wszędzie walała się też prasa. Po dokładnym przyjrzeniu się sięgała lat 60 i była w językach polskim i francuskim. A także biuletyn(?) po francusku i niemiecku.


Nie mogło zabraknąć oczywiście sceny - ekranu

a także (na deser;) tak mi się podobają te zdjęcia, że wrzucam oba;) ) kliszy :)


Nie mogę sobie jednak wybaczyć, że dałam się rozproszyć i nie zobaczyłam co jest na kliszy.
Ale rozproszenie poskutkowało zawędrowaniem do pobliskiego domku. No i ten domek absolutnie mnie powalił.
Na samym wejściu wita nas mały kredensik, obklejony tu i ówdzie naklejkami z Kaczorem Donaldem i innym dziecinnymi.

Zaraz po nim naszą uwagę przykuwają maleńkie wieszaczki (mieściły się w dłoni), różowe i niebieskie z serduszkami. Po co i do czego miały służyć? I dlaczego były w ilościach przemysłowych?

Na kredensie zaś czernidło i zmywacz do skóry.


Wszędzie walające się ciuchy, gazety, były także korale, stare (przemysłowe?) strzykawki, a nawet leżał sobie pieniążek, jak gdyby nigdy nic.



Była też duża plastykowa, pozszywana miska! Oraz mnóstwo maleńkich koralików. Jedne w puszcze, inne w woreczku, inne się walały wszędzie.

Było też dużo butelek. Na strychu, gdzie była schowana pościel (materac do spania?) butelki stały na samym środku (zdaje się, że od bardzo dawna). Dlaczego tak dziwnie?
Cały dom, poza tym, że jak to zwykle, w wielkim bałaganie, sprawiał wrażenie, jakby ktoś go opuścił niespodziewanie.





Znaleźliśmy też książki dla dzieci (książka po angielsku, polska książka do historii), ale żadnych zabawek, za to wózek. Mnie się wydawało, że zabawkowy, ale po konsultacjach, zaistniała teoria ;) że jednak spacerowy na prawdziwe dziecko, nie lalkowe ;)


Najdziwniejsze z tego wszystkiego były jednak książki i gazety. Poza tymi po polsku:

Z których mogliśmy się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy, na przykład jak żyli transseksualiści:

i czy to na pewno normalne:

czy raczej nie jakiś żart;)

i samouczka hiszpańskiego:

była też inna literatura, na przykład Byron, a nawet gramatyka języka polskiego Szobera, słownik łaciński, książka o Biskupinie jako grodzie prasłowiańskim. Bardzo ciekawe rzeczy.
To oprócz tego było mnóstwo literatury w języku angielskim (np. nauka francuskiego po angielsku, książka kucharska) To był też przewodnik po Budapeszcie po francusku z odręcznymi zapiskami, w tym po polsku (np. tu mieszkałyśmy i adres)

A także butelka po metaxie ;) :

Większość rzeczy była z lat 60 do 90.
Bardzo ciekawe miejsce, mam nadzieję tam wrócić, jeszcze poszperać.
A poza kinem i mieszkaniem jeszcze jedno mieszkanie, puste, zostały tylko dwie rozwalone kanapy. Może te rzeczy należały do obu domów.

Reszta zdjęć, jeśli ktoś ma za dużo czasu TU ;)
Uwaga,bardzo dużo zdjęć! :P
Wybraliśmy się wczoraj z M. oraz z Freudem i Adą na łódzkoznawczą przejażdżkę. Planowaliśmy eksplorację opuszczonej fabryki, ale że nie znaleźliśmy niepilnowanego wejścia, a pilnowane rzeczywiście było pilnowane ;) to zdecydowaliśmy się na opuszczone kino, o którym na szczęście sobie w porę przypomnieliśmy i które przeszło nasze najśmielsze oczekiwania.
Samo kino było pierwotnie teatrem, a później kino-teatrem i istniało od początku XX wieku, jako teatr od 1906 jako kino-teatr od 1912.

Po pożarze© Carmelliana
W samym kinie mnóstwo szpargałów

Hol w Mazurze© Carmelliana

korytarz© Carmelliana
W tym bałaganie można było dojrzeć kilka interesujących przedmiotów, wszędzie w dziwnych miejscach stały krzesła i fotele, leżały stare butelki.

Butelczyny© Carmelliana

Slick 50© Carmelliana

samotny fotel© Carmelliana

uaha, krzesła dwa ;)© Carmelliana

Kto to jest?© Carmelliana
Dotarliśmy też do miejsca, gdzie było pełno papierów (popalonych), być może archiwum, ale nie znaleźliśmy tam nic interesującego..

Archiwum?© Carmelliana
No, może poza takimi papiórkami:

Kino "polonia"© Carmelliana
Co tu robią dokumenty na kino Polonia? Opuszczone kino nazywało się Luna a później Mazur, dlaczego więc?
Wszędzie walała się też prasa. Po dokładnym przyjrzeniu się sięgała lat 60 i była w językach polskim i francuskim. A także biuletyn(?) po francusku i niemiecku.

Le Royal Naval College, Greenwich© Carmelliana

francuski Elle© Carmelliana
Nie mogło zabraknąć oczywiście sceny - ekranu

Czekamy na seans ;)© Carmelliana
a także (na deser;) tak mi się podobają te zdjęcia, że wrzucam oba;) ) kliszy :)

zapomniana klisza© Carmelliana

klisza© Carmelliana
Nie mogę sobie jednak wybaczyć, że dałam się rozproszyć i nie zobaczyłam co jest na kliszy.
Ale rozproszenie poskutkowało zawędrowaniem do pobliskiego domku. No i ten domek absolutnie mnie powalił.
Na samym wejściu wita nas mały kredensik, obklejony tu i ówdzie naklejkami z Kaczorem Donaldem i innym dziecinnymi.

kredensik© Carmelliana
Zaraz po nim naszą uwagę przykuwają maleńkie wieszaczki (mieściły się w dłoni), różowe i niebieskie z serduszkami. Po co i do czego miały służyć? I dlaczego były w ilościach przemysłowych?

maleńkie wieszaczki© Carmelliana
Na kredensie zaś czernidło i zmywacz do skóry.

Czernidło do skóry© Carmelliana

Zmywacz do skór© Carmelliana
Wszędzie walające się ciuchy, gazety, były także korale, stare (przemysłowe?) strzykawki, a nawet leżał sobie pieniążek, jak gdyby nigdy nic.

pomarańczowe korale;)© Carmelliana

Pieniazek© Carmelliana

strzykawki© Carmelliana
Była też duża plastykowa, pozszywana miska! Oraz mnóstwo maleńkich koralików. Jedne w puszcze, inne w woreczku, inne się walały wszędzie.

koraliki© Carmelliana
Było też dużo butelek. Na strychu, gdzie była schowana pościel (materac do spania?) butelki stały na samym środku (zdaje się, że od bardzo dawna). Dlaczego tak dziwnie?
Cały dom, poza tym, że jak to zwykle, w wielkim bałaganie, sprawiał wrażenie, jakby ktoś go opuścił niespodziewanie.

butla© Carmelliana

buteleczki© Carmelliana

widok na pozimie© Carmelliana

beczka smiechu?;)© Carmelliana

dom importowy© Carmelliana
Znaleźliśmy też książki dla dzieci (książka po angielsku, polska książka do historii), ale żadnych zabawek, za to wózek. Mnie się wydawało, że zabawkowy, ale po konsultacjach, zaistniała teoria ;) że jednak spacerowy na prawdziwe dziecko, nie lalkowe ;)

wozek© Carmelliana

wozeczek© Carmelliana
Najdziwniejsze z tego wszystkiego były jednak książki i gazety. Poza tymi po polsku:

dlaczego nie oddam głosu na Wałęsę;)© Carmelliana
Z których mogliśmy się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy, na przykład jak żyli transseksualiści:

Galernicy Seksy :D© Carmelliana
i czy to na pewno normalne:

z psychopatologii życia seksualnego :D© Carmelliana
czy raczej nie jakiś żart;)

humor w łóżku ;)© Carmelliana
i samouczka hiszpańskiego:

Habla usted espanol?© Carmelliana
była też inna literatura, na przykład Byron, a nawet gramatyka języka polskiego Szobera, słownik łaciński, książka o Biskupinie jako grodzie prasłowiańskim. Bardzo ciekawe rzeczy.
To oprócz tego było mnóstwo literatury w języku angielskim (np. nauka francuskiego po angielsku, książka kucharska) To był też przewodnik po Budapeszcie po francusku z odręcznymi zapiskami, w tym po polsku (np. tu mieszkałyśmy i adres)

Guide de Budapest© Carmelliana
A także butelka po metaxie ;) :

metaxa© Carmelliana
Większość rzeczy była z lat 60 do 90.
Bardzo ciekawe miejsce, mam nadzieję tam wrócić, jeszcze poszperać.
A poza kinem i mieszkaniem jeszcze jedno mieszkanie, puste, zostały tylko dwie rozwalone kanapy. Może te rzeczy należały do obu domów.

Opuszczony dom© Carmelliana
Reszta zdjęć, jeśli ktoś ma za dużo czasu TU ;)
Spełniwszy koleżeński obowiązek ;)
Środa, 29 lutego 2012 | dodano:29.02.2012 Kategoria wycieczka
- DST: 66.32km
- Czas: 03:19
- VAVG 20.00km/h
- VMAX 35.90km/h
- Temp.: 7.0°C
- Kalorie: 939kcal
- Podjazdy: 343m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Łódź - Piotrkowska, Piłsudskiego, Strykowska - Stryków - Łódż - Strykowska, Telefoniczna, Pieniniy, Giewont, Pomorska, Transmisyjna, Rokicińska, Augustów, Łódź Widzew, Augustów, Przybyszewskiego, Puszkina, Lodowa, Śląska, Tuszyńska, Dom ;)
Wymyślił sobie Księgowy - Quartez, że zrobi 150, ale trzeba po niego wyjechać koniec i kropka ;)
No to wyjechałam, no bo co;)

Planowałam złapać go w Głownie, ale spotkaliśmy się już w Strykowie a w drodze powrotnej dołączył jeszcze Aard :)
Do Strykowa wiatr boczno - twarzowy i trochę upierdliwy ale poza tym, na szczęście, bez większych problemów.
Wsadziliśmy Księgowego w pociąg i tyle, szkoda, ze nie było czasu pokazać mu chociaż naszego "Rynku" :P
Co zaś się tyczy mnie samej, a konkretnie kolan, to nie bolą, nic a nic :)
Jak ruszałam to owszem, coś tam uwierało w lewym,ale chyba się rozjeździło, bo potem już przestało :)
Wymyślił sobie Księgowy - Quartez, że zrobi 150, ale trzeba po niego wyjechać koniec i kropka ;)
No to wyjechałam, no bo co;)

Na trasie ;)© Carmelliana
Planowałam złapać go w Głownie, ale spotkaliśmy się już w Strykowie a w drodze powrotnej dołączył jeszcze Aard :)
Do Strykowa wiatr boczno - twarzowy i trochę upierdliwy ale poza tym, na szczęście, bez większych problemów.
Wsadziliśmy Księgowego w pociąg i tyle, szkoda, ze nie było czasu pokazać mu chociaż naszego "Rynku" :P
Co zaś się tyczy mnie samej, a konkretnie kolan, to nie bolą, nic a nic :)
Jak ruszałam to owszem, coś tam uwierało w lewym,ale chyba się rozjeździło, bo potem już przestało :)
małe odkurzanie Treka
Sobota, 25 lutego 2012 | dodano:25.02.2012 Kategoria wycieczka
- DST: 46.18km
- Czas: 02:21
- VAVG 19.65km/h
- VMAX 37.50km/h
- Temp.: 4.0°C
- Kalorie: 644kcal
- Podjazdy: 189m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Łódź - Konstantynów - Lutomiersk - Porszewice - Górka Pabianicka - Łaskowice - Łódź
Wybralimy się na przejażdżkę, ale jak to zwykle bywa oczekiwania w starciu z rzeczywistością roztrzaskały się w drobny mak ;)
Fajnie było wsiąść na Treka, ale 20 kilka kilometrów pod silny wiatr już nie było takie fajne. Wskutek tego odechciało mi się zupełnie jazdy i rzucałam na tenże wiatr obelgi na czym świat stoi.
Od Lutomierska już było z wiatrem, ale co z tego, jak się rozpadało, no, nie był to jakiś przeszkadzający deszcz, w sumie nawet fajny, ale byłam zbyt zmęczona, żeby było odpowiednio przyjemnie.
Czy w tym kraju nie może być jakiejś pogody normalnej na weekend? Fantastycznie się sunęło na Treku przez krótką chwilę, kiedy wiatr nie przeszkadzał a deszcz nie dokładał.
A uda zapomniały co to znaczy jeździć i podjeżdżać nawet marne 2%! :O
Natomiast kolano nie zapomniało i lekko kuło (w sumie to nie jest dobre określenie, bo to trochę bardziej tępe uczucie), ale to chyba wina podniesionego kiedyś tam eksperymentalnie siodła, mam nadzieję :S
No cóż, morał z tego taki,
nie jeźdź pod wiatr
kiedy masz w formie braki :P
Edit: po całym wieczorze stwierdzam niestety, że kolano sobie pobolewa nieprzyjemnie, nie bardzo ale i nie miło. No i przy schodzeniu trochę je czuć.
Wyziębiłam zatem i nasmarowałam Voltarenem.
Trochę się boję, że moja kariera rowerowa może się skończyć równie nagle, jak się zaczęła...
Wybralimy się na przejażdżkę, ale jak to zwykle bywa oczekiwania w starciu z rzeczywistością roztrzaskały się w drobny mak ;)
Fajnie było wsiąść na Treka, ale 20 kilka kilometrów pod silny wiatr już nie było takie fajne. Wskutek tego odechciało mi się zupełnie jazdy i rzucałam na tenże wiatr obelgi na czym świat stoi.
Od Lutomierska już było z wiatrem, ale co z tego, jak się rozpadało, no, nie był to jakiś przeszkadzający deszcz, w sumie nawet fajny, ale byłam zbyt zmęczona, żeby było odpowiednio przyjemnie.
Czy w tym kraju nie może być jakiejś pogody normalnej na weekend? Fantastycznie się sunęło na Treku przez krótką chwilę, kiedy wiatr nie przeszkadzał a deszcz nie dokładał.
A uda zapomniały co to znaczy jeździć i podjeżdżać nawet marne 2%! :O
Natomiast kolano nie zapomniało i lekko kuło (w sumie to nie jest dobre określenie, bo to trochę bardziej tępe uczucie), ale to chyba wina podniesionego kiedyś tam eksperymentalnie siodła, mam nadzieję :S
No cóż, morał z tego taki,
nie jeźdź pod wiatr
kiedy masz w formie braki :P
Edit: po całym wieczorze stwierdzam niestety, że kolano sobie pobolewa nieprzyjemnie, nie bardzo ale i nie miło. No i przy schodzeniu trochę je czuć.
Wyziębiłam zatem i nasmarowałam Voltarenem.
Trochę się boję, że moja kariera rowerowa może się skończyć równie nagle, jak się zaczęła...
Kolanowa masakra asfaltowa ;)
Niedziela, 2 października 2011 | dodano:02.10.2011 Kategoria wycieczka
- DST: 144.69km
- Czas: 05:59
- VAVG 24.18km/h
- VMAX 38.30km/h
- Temp.: 17.0°C
- Kalorie: 2255kcal
- Podjazdy: 481m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
łódź - Łagiewniki - Stryków - Głowno - Łowicz - Chąśno - Błędów - Łowicz - Głowno - Stryków - Łódź
Nie mam pojęcia co się dzieje z moimi kolanami, lewe zbuntowało się już przy 50 czy 60 kilometrze i w Chąśnie wróciłam do Łowicza, a M. pojechał kawałek dalej zaliczyć gminy ;)
Głupim pomysłem było uparcie się, że wracamy do Łodzi rowerami, pierwsze 25 km poszło bardzo sprawnie (kolano mniej boli przy niskiej kadencji), ale po postoju było coraz gorzej, w pewnym momencie nie brakowało mi dużo, żeby wyć z bólu.
Teraz nie mogę zginać kolana i utykam jak inwalida ;) a boli jak sam z kury syn ;);)
No, więc się pięknie załatwiłam.
A do tego zimno strasznie!
Nie mam pojęcia co się dzieje z moimi kolanami, lewe zbuntowało się już przy 50 czy 60 kilometrze i w Chąśnie wróciłam do Łowicza, a M. pojechał kawałek dalej zaliczyć gminy ;)
Głupim pomysłem było uparcie się, że wracamy do Łodzi rowerami, pierwsze 25 km poszło bardzo sprawnie (kolano mniej boli przy niskiej kadencji), ale po postoju było coraz gorzej, w pewnym momencie nie brakowało mi dużo, żeby wyć z bólu.
Teraz nie mogę zginać kolana i utykam jak inwalida ;) a boli jak sam z kury syn ;);)
No, więc się pięknie załatwiłam.
A do tego zimno strasznie!
Jedna z Pętli Setki Po Łódzku...
Niedziela, 18 września 2011 | dodano:18.09.2011 Kategoria wycieczka
- DST: 77.51km
- Czas: 04:13
- VAVG 18.38km/h
- VMAX 38.07km/h
- Temp.: 24.0°C
- Kalorie: 1104kcal
- Podjazdy: 520m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
...czyli dzięki Ci Panie Boże za asfalt :P
Teren: 34
Mieliśmy zrobić całość Setki, ale pętla okazała się nieszczególna, a ja miałam też trochę dość terenu, zatem na jednej się skończyło.
Udało się ją zaliczyć i jestem zadowolona, że nie miunczałam ;) byśmy dali sobie spokój ;) ale tylko z tego jestem zadowolona ;) niestety, mimo usilnych prób przekonania się do terenu, dochodzę do wniosku, że się po prostu do niego nie nadaję, może to też kwestia roweru, przystosowany do szosy cały grzechocze, co trochę denerwuje, a trochę dekoncentruje i mimo woli zwalniam, ale ja po prostu jadę w terenie wolno, drażni mnie, że się cały rower razem ze mną na wybojach trzęsie, no, po prostu nie kręci mnie teren i nie mam z tego takiej zabawy, jaką powinnam mieć ;)
No i oczywiście nie można pominąć moich dwóch spektakularnych gleb ;)
Jedna w kopnym piachu, którym zakończony był zjazd, niegroźna na szczęście ;)
A druga w lesie; przeskakując zwalone drzewo tylne koło się poślizgnęło na pniu, tak myślę, i ja się wyłożyłam, jakim cudem znalazłam się pod rowerem, to nie mam pojęcia, ale przez chwilę leżałam i jęczałam z bólu. Mam stłuczony łokieć, siniory na udach, które będą pięknie rozlane i fioletowe ;)
Ed.: mam jeszcze potłuczone ramię, lewą rękę ledwo mogę unieść w górę :P
No, więc teren i ja to raczej nie za często i nie za bardzo ;)
Teren: 34
Mieliśmy zrobić całość Setki, ale pętla okazała się nieszczególna, a ja miałam też trochę dość terenu, zatem na jednej się skończyło.
Udało się ją zaliczyć i jestem zadowolona, że nie miunczałam ;) byśmy dali sobie spokój ;) ale tylko z tego jestem zadowolona ;) niestety, mimo usilnych prób przekonania się do terenu, dochodzę do wniosku, że się po prostu do niego nie nadaję, może to też kwestia roweru, przystosowany do szosy cały grzechocze, co trochę denerwuje, a trochę dekoncentruje i mimo woli zwalniam, ale ja po prostu jadę w terenie wolno, drażni mnie, że się cały rower razem ze mną na wybojach trzęsie, no, po prostu nie kręci mnie teren i nie mam z tego takiej zabawy, jaką powinnam mieć ;)
No i oczywiście nie można pominąć moich dwóch spektakularnych gleb ;)
Jedna w kopnym piachu, którym zakończony był zjazd, niegroźna na szczęście ;)
A druga w lesie; przeskakując zwalone drzewo tylne koło się poślizgnęło na pniu, tak myślę, i ja się wyłożyłam, jakim cudem znalazłam się pod rowerem, to nie mam pojęcia, ale przez chwilę leżałam i jęczałam z bólu. Mam stłuczony łokieć, siniory na udach, które będą pięknie rozlane i fioletowe ;)
Ed.: mam jeszcze potłuczone ramię, lewą rękę ledwo mogę unieść w górę :P
No, więc teren i ja to raczej nie za często i nie za bardzo ;)
Miało być jak nigdy, wyszło jak zwykle ;)
Sobota, 10 września 2011 | dodano:10.09.2011 Kategoria wycieczka
- DST: 76.46km
- Czas: 03:47
- VAVG 20.21km/h
- VMAX 40.50km/h
- Temp.: 21.0°C
- Kalorie: 1122kcal
- Podjazdy: 437m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Teren: 17.80
Czyli mieliśmy z M. machnąć jedną z pętli Setki Po Łódzku (jedną, bo na dwie za późno zaczęliśmy), ale udało nam się tylko zrobić połowę jej. Trasa super :)
ale oczywiście, ja, jak to ja, dałam... nie popisałam się :p ;)
Już wczoraj byłam porządnie przeziębiona, więc dziś w terenie siły odeszły mnie jeszcze szybciej niż zwykle.
Po dojechaniu do domu czułam się, jakbym nie wiem ile zrobiła, 300?:P
Szkoda tylko, że M. przeze mnie ani nie zrobił setki, ani nawet pięćdziesiątki, tylko musieliśmy wrócić.
Bida z nędzą ze mnie i tyle. nadaję się tylko na asfalt ;)
Czyli mieliśmy z M. machnąć jedną z pętli Setki Po Łódzku (jedną, bo na dwie za późno zaczęliśmy), ale udało nam się tylko zrobić połowę jej. Trasa super :)
ale oczywiście, ja, jak to ja, dałam... nie popisałam się :p ;)
Już wczoraj byłam porządnie przeziębiona, więc dziś w terenie siły odeszły mnie jeszcze szybciej niż zwykle.
Po dojechaniu do domu czułam się, jakbym nie wiem ile zrobiła, 300?:P
Szkoda tylko, że M. przeze mnie ani nie zrobił setki, ani nawet pięćdziesiątki, tylko musieliśmy wrócić.
Bida z nędzą ze mnie i tyle. nadaję się tylko na asfalt ;)
Dolina Mrogi
Niedziela, 4 września 2011 | dodano:04.09.2011 Kategoria wycieczka
- DST: 96.36km
- Czas: 05:13
- VAVG 18.47km/h
- VMAX 43.70km/h
- Temp.: 25.0°C
- Kalorie: 1416kcal
- Podjazdy: 614m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
z M. :)
Łódź - Andrzejów - Wiączyń - Las Wiączyński - Adamów - Doliną Mrogi do Bogdanki - Tworzyjanki - Wągry - Doliną Mrogi do Kołacina - Syberia - Górna Mrożyca - Grzmiąca - Polik - Moskwa - Plichtów - Nowosolna - Łódź
Teren: 36.5
Zachciało mi się górek ;) i żeby się tak sponiewierać i upocić jak na wyprawie :P ;);)
Zatem wybraliśmy się się w teren, zjechać Dolinę Morgi o tyle o ile się da ;)
te 33 w terenie są dwa razy gorsze od asfaltowej dwusetki :P
Jednakowoż jestem dzieckiem szosy :P za każdym razem wypadając z terenu na ulicę oddychałam z ulgą :P
Aczkolwiek sam teren i wycieczka nasza bardzo była fajna :)
A terenowe zjazdy są fajniejsze niż asfaltowe ;) chociaż pokonuję je raczej w stylu emeryta - rencisty, ale i tak świetnie:)
Ale co mi się dziwić,, jak na prostej drodze wyleciałam z roweru :P koło omsknęło się na kamieniu i trzasnęłam o ziemię, zbijając sobie kość poniżej biodra, mogę zapomnieć o spaniu na prawym boku w najbliższym czasie :P ;)
Łódź - Andrzejów - Wiączyń - Las Wiączyński - Adamów - Doliną Mrogi do Bogdanki - Tworzyjanki - Wągry - Doliną Mrogi do Kołacina - Syberia - Górna Mrożyca - Grzmiąca - Polik - Moskwa - Plichtów - Nowosolna - Łódź
Teren: 36.5
Zachciało mi się górek ;) i żeby się tak sponiewierać i upocić jak na wyprawie :P ;);)
Zatem wybraliśmy się się w teren, zjechać Dolinę Morgi o tyle o ile się da ;)
te 33 w terenie są dwa razy gorsze od asfaltowej dwusetki :P
Jednakowoż jestem dzieckiem szosy :P za każdym razem wypadając z terenu na ulicę oddychałam z ulgą :P
Aczkolwiek sam teren i wycieczka nasza bardzo była fajna :)
A terenowe zjazdy są fajniejsze niż asfaltowe ;) chociaż pokonuję je raczej w stylu emeryta - rencisty, ale i tak świetnie:)
Ale co mi się dziwić,, jak na prostej drodze wyleciałam z roweru :P koło omsknęło się na kamieniu i trzasnęłam o ziemię, zbijając sobie kość poniżej biodra, mogę zapomnieć o spaniu na prawym boku w najbliższym czasie :P ;)

Pozostałości po młynie z 2 poł. XIX w.© Carmelliana
Polacy naziści, każdy to powie? ;)
Niedziela, 7 sierpnia 2011 | dodano:07.08.2011 Kategoria wycieczka
- DST: 96.08km
- Czas: 04:23
- VAVG 21.92km/h
- VMAX 38.70km/h
- Temp.: 29.0°C
- Kalorie: 1428kcal
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
z M.:)
Łódź - Zgierz - Rosanów - Sokolniki - Modlna - Skotniki - Ambrożew - Góra Św. Małgorzaty - Bryski - Żabokrzeki - Warszyce - Biała - Szczawin - Janów - Łagiewniki - Łódź.
Onegdaj ;) w Skotnikach M. wypatrzył bardzo interesujący pałacyk, zatem dziś go odwiedziliśmy. Rzeczywiście z zewnątrz wyglądał bardzo zachęcająco. (z roku 1843)

Jednak póki sobie chodziliśmy po parterze nic nie wzbudziło naszego większego zainteresowania. Cóż, zwykły ogołocony dom.
Na półpiętrze jednak przywitał nas Dante...

.... a na samym piętrze...




Muszę przyznać, że wszystkie te napisy i parę innych, swastyk i anarchistycznych, oraz trzy szóstki

Trochę mnie przestraszyły, porobiłam więc zdjęcia w pośpiechu i bardzo mi zależało, żeby stamtąd wyjść jak najszybciej ;)
Kolejnym punktem na trasie była Góra Św. Małgorzaty (ale tu bez szaleństw, zdjęć nie ma :P ), podjazd pod kościół był dość męczący, ale fajny :) i to chyba była jedyna motywująca chwila w całej trasie.
Generalnie jechało mi się koszmarnie, bez motywacji i sensu. Miałam ochotę zsiąść z roweru i go prowadzić (chociaż później stwierdziłam, że już nawet iść mi się nie chce, to już lepiej jechać bo nieco szybciej :P )
No okropnie po prostu dziś ze mną było, wlokłam się daleko w tyle za M.
Nawet nie miałam ochoty dokręcać do 100, już tylko marzyłam, żeby wreszcie dojechać do domu. W dodatku upał był okropny, bardzo lepki, który potęgowała duchota.
Czyżbym tak szybko przestała mieć przyjemność z jeżdżenia, że muszę mieć sensowny cel? Nędznie ;)
Łódź - Zgierz - Rosanów - Sokolniki - Modlna - Skotniki - Ambrożew - Góra Św. Małgorzaty - Bryski - Żabokrzeki - Warszyce - Biała - Szczawin - Janów - Łagiewniki - Łódź.
Onegdaj ;) w Skotnikach M. wypatrzył bardzo interesujący pałacyk, zatem dziś go odwiedziliśmy. Rzeczywiście z zewnątrz wyglądał bardzo zachęcająco. (z roku 1843)

Skotniki - pałacyk© Carmelliana
Jednak póki sobie chodziliśmy po parterze nic nie wzbudziło naszego większego zainteresowania. Cóż, zwykły ogołocony dom.
Na półpiętrze jednak przywitał nas Dante...

Dante© Carmelliana
.... a na samym piętrze...

Swastyka© Carmelliana

Have a nazi day© Carmelliana

Homo sum...© Carmelliana

Deus deus kosmateus:P© Carmelliana
Muszę przyznać, że wszystkie te napisy i parę innych, swastyk i anarchistycznych, oraz trzy szóstki

ave© Carmelliana
Trochę mnie przestraszyły, porobiłam więc zdjęcia w pośpiechu i bardzo mi zależało, żeby stamtąd wyjść jak najszybciej ;)
Kolejnym punktem na trasie była Góra Św. Małgorzaty (ale tu bez szaleństw, zdjęć nie ma :P ), podjazd pod kościół był dość męczący, ale fajny :) i to chyba była jedyna motywująca chwila w całej trasie.
Generalnie jechało mi się koszmarnie, bez motywacji i sensu. Miałam ochotę zsiąść z roweru i go prowadzić (chociaż później stwierdziłam, że już nawet iść mi się nie chce, to już lepiej jechać bo nieco szybciej :P )
No okropnie po prostu dziś ze mną było, wlokłam się daleko w tyle za M.
Nawet nie miałam ochoty dokręcać do 100, już tylko marzyłam, żeby wreszcie dojechać do domu. W dodatku upał był okropny, bardzo lepki, który potęgowała duchota.
Czyżbym tak szybko przestała mieć przyjemność z jeżdżenia, że muszę mieć sensowny cel? Nędznie ;)
wycieczka spacerowa
Sobota, 9 lipca 2011 | dodano:09.07.2011 Kategoria ni to ni sio, wycieczka
- DST: 55.98km
- Czas: 03:08
- VAVG 17.87km/h
- VMAX 38.70km/h
- Temp.: 27.0°C
- Kalorie: 789kcal
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Łódź - Łagiewniki - Smardzew - Zgierz - Łagiewniki - Łódź
Z forumowymi Bitelsami oraz Borafu.
Z Bitelsami tempo spacerowe, które później poprawiliśmy z Borafu o tyle o ile dało radę ;)
Aczkolwiek było bardzo sympatycznie :)
Z forumowymi Bitelsami oraz Borafu.
Z Bitelsami tempo spacerowe, które później poprawiliśmy z Borafu o tyle o ile dało radę ;)
Aczkolwiek było bardzo sympatycznie :)