- Kategorie bloga:
- Amicidebici.229
- do M..94
- jadę sam, jak palec albo coś tam.36
- ni to ni sio.36
- poŁodzi się.621
- Rekordy.6
- Wiedeń.90
- wycieczka.134
- Wypad.54
- Wyprawy i Wylewy ;).396
Wpisy archiwalne w kategorii
wycieczka
Dystans całkowity: | 7213.11 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 359:19 |
Średnia prędkość: | 20.02 km/h |
Maksymalna prędkość: | 50.80 km/h |
Suma podjazdów: | 23190 m |
Suma kalorii: | 68734 kcal |
Liczba aktywności: | 133 |
Średnio na aktywność: | 54.23 km i 2h 43m |
Więcej statystyk |
Mazury dzień 4
Wtorek, 21 września 2010 | dodano:26.09.2010 Kategoria wycieczka
- DST: 107.64km
- Czas: 05:44
- VAVG 18.77km/h
- VMAX 44.10km/h
- Temp.: 16.0°C
- Kalorie: 1583kcal
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Lidzbark Warmiński - Bisztynek - Reszel - Kętrzyn - Gierłoż - Radzieje - Trygort
Szczęśliwie M. czuł się lepiej, za to ja tak sobie;)
Ruszyliśmy na dobre koło godziny 10, przeczekując wcześniej deszcz pod sklepem, na szczęście więcej opadów nie uświadczyliśmy ;)
W Bisztynku przedarliśmy się przez kolejnych panów budowniczych i rozpirzony ;) chodnik do głazu narzutowego który tam miał upuścić diabeł;)
Dalej Reszel i Kętrzyn z zamkami oraz bunkry w Gierłoży.
Zaczęło się robić pod górę i przy okazji naprawdę pięknie.
Ale takie pod górę okazało się być pryszczem później. a nawet zaskórniakiem zwykłym;) ot, wągrem;))
Gdzieś koło 70 km zaczęło mnie znowu boleć lewe kolano (miejsce analogiczne do tego co "zawsze" w prawym)
ale ja jestem twarda kobita i stwierdziłam, że skoro mamy dojechać do Węgorzewa (lub pod) to do Węgorzewa i koniec.
Skończyło się na Trygorcie, czyli tuż tuż.
Do dyspozycji dostaliśmy całe osobne mieszkanie,łazienka, kuchnia, pokój, telewizor nawet! ;D
Jednakowoż w pokoju było co najwyżej 16 stopni.
A i z ciepłą wodą nie było za różowo jak się okazało nazajutrz.
Tymczasem wleźliśmy pod dwie kołdry, żeby jakoś spać.
Szczęśliwie M. czuł się lepiej, za to ja tak sobie;)
Ruszyliśmy na dobre koło godziny 10, przeczekując wcześniej deszcz pod sklepem, na szczęście więcej opadów nie uświadczyliśmy ;)
W Bisztynku przedarliśmy się przez kolejnych panów budowniczych i rozpirzony ;) chodnik do głazu narzutowego który tam miał upuścić diabeł;)
Dalej Reszel i Kętrzyn z zamkami oraz bunkry w Gierłoży.
Zaczęło się robić pod górę i przy okazji naprawdę pięknie.
Ale takie pod górę okazało się być pryszczem później. a nawet zaskórniakiem zwykłym;) ot, wągrem;))
Gdzieś koło 70 km zaczęło mnie znowu boleć lewe kolano (miejsce analogiczne do tego co "zawsze" w prawym)
ale ja jestem twarda kobita i stwierdziłam, że skoro mamy dojechać do Węgorzewa (lub pod) to do Węgorzewa i koniec.
Skończyło się na Trygorcie, czyli tuż tuż.
Do dyspozycji dostaliśmy całe osobne mieszkanie,łazienka, kuchnia, pokój, telewizor nawet! ;D
Jednakowoż w pokoju było co najwyżej 16 stopni.
A i z ciepłą wodą nie było za różowo jak się okazało nazajutrz.
Tymczasem wleźliśmy pod dwie kołdry, żeby jakoś spać.
Mazury dzień 2
Niedziela, 19 września 2010 | dodano:26.09.2010 Kategoria wycieczka
- DST: 135.62km
- Czas: 06:23
- VAVG 21.25km/h
- VMAX 44.80km/h
- Temp.: 13.0°C
- Kalorie: 2074kcal
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Malbork - Raczki Elbląskie - Elbląg - Pasłęk - Orneta - Lidzbark Warmiński
Z Malborka ruszyliśmy o zimnym bladym świcie,obejrzawszy go ruszyliśmy dalej, wpadając w Raczkach w depresję;)
Okoliczności przyrody jak malowane, zwłaszcza od PasaŁęk ;) choć dzień dość chłodny.
W Lidzbarku natrafiliśmy na festyn wojewódzki i wygłodniali liczyliśmy na lokalne przysmaki, niestety obeszliśmy się smakiem. skończyło się na pierogach i kiełbasie z grilla :p
Niestety kolano już pierwszego dnia dało znać o sobie, o dziwo lewe, z zupełnie niewiadomych przyczyn, czy to trochę mocniejszy nacisk ze względu na sakwy, czy przewiało, bo wiało nielicho, czy może po prostu Bóg nie istnieje?;);)
Tak czy inaczej udało nam się zmarzniętym, obolałym i zmęczonym, znaleźć nocleg z cieplutkim pokojem.
Z Malborka ruszyliśmy o zimnym bladym świcie,obejrzawszy go ruszyliśmy dalej, wpadając w Raczkach w depresję;)
Okoliczności przyrody jak malowane, zwłaszcza od PasaŁęk ;) choć dzień dość chłodny.
W Lidzbarku natrafiliśmy na festyn wojewódzki i wygłodniali liczyliśmy na lokalne przysmaki, niestety obeszliśmy się smakiem. skończyło się na pierogach i kiełbasie z grilla :p
Niestety kolano już pierwszego dnia dało znać o sobie, o dziwo lewe, z zupełnie niewiadomych przyczyn, czy to trochę mocniejszy nacisk ze względu na sakwy, czy przewiało, bo wiało nielicho, czy może po prostu Bóg nie istnieje?;);)
Tak czy inaczej udało nam się zmarzniętym, obolałym i zmęczonym, znaleźć nocleg z cieplutkim pokojem.
Asfalt czyli dobrodziejstwo cywilizacji ;)
Niedziela, 12 września 2010 | dodano:12.09.2010 Kategoria wycieczka
- DST: 87.45km
- Czas: 03:55
- VAVG 22.33km/h
- VMAX 42.40km/h
- Temp.: 17.0°C
- Kalorie: 1357kcal
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Trzeci tysiąc w sumie :)
Wiączyń - Nowosolna - Kalonka - Radary - Kalonka - Wódka - Okólna - Smardzew - Glinnik - Szczawin - Biała - Dzierżązna - Ciosny Sady - Biała - Zgierz - Łódź
z M. wybraliśmy się do opuszczonej szkoły którą to przyuważył podczas wczorajszego rajdu terenowego ;)
Z asfaltu M. pokazywał wczorajsze terenowe drogi, fajnie na nie popatrzeć z szosy :p
M. chyba wziął sobie do serca moje upodobanie do dróg asfaltowych i tak dostałam dzisiaj w dupę, że teraz najchętniej bym tylko leżała i nic nie robiła więcej :D (i tak też spędziłam wieczór ;D )
ciągle tylko pod górę i pod górę, jak nie Radary

to inne podjazdy ;)
ale wolę sobie podjechać i ledwo żyć niż się denerwować na teren. Zmęczenie podjazdowe jakoś mnie nie wkurwia (już), natomiast terenowe owszem.
Opuszczając miejsce z radarami zapuściłam się jeszcze w las żeby poszukać pradawnego miejsca kultu kosmitów, M. powiedział,żebym polazła szukać, no to poszłam. ;)

a podczas postoju napotkaliśmy rower o wdzięcznym imieniu

Koniec końców dotarliśmy do opuszczonej szkoły


do której oczywiście weszliśmy :) chociaż ja się trochę bałam ;) drewniana pozapadana i dziurawa podłoga, oraz uginający się sufit, kiedy po piętrze chodził M. ;) nie rozbudziły we mnie zaufania;)
Ale żeby do niej dojść, to musieliśmy się przedrzeć przez trawy i inne chynchy pomiędzy którymi wisiało mnóstwo, ale to mnóstwo, na każdym kroku, pająków wielkich jak bochny chleba;)
obrzydlistwo, parę razy mi się zrobiło w zasadzie, aż słabo ;) kiedy patrząc pod nogi w ostatnich chwilach zauważałam wielką pajęczynę i tłustego pająka z wielkim tyłkiem;) na wysokości mojej twarzy. ble.
No, a z powrotem bez szaleństw pod kątem atrakcji, za to ładnie sunąc.
wiadomo - szosa ;D
Wiączyń - Nowosolna - Kalonka - Radary - Kalonka - Wódka - Okólna - Smardzew - Glinnik - Szczawin - Biała - Dzierżązna - Ciosny Sady - Biała - Zgierz - Łódź
z M. wybraliśmy się do opuszczonej szkoły którą to przyuważył podczas wczorajszego rajdu terenowego ;)
Z asfaltu M. pokazywał wczorajsze terenowe drogi, fajnie na nie popatrzeć z szosy :p
M. chyba wziął sobie do serca moje upodobanie do dróg asfaltowych i tak dostałam dzisiaj w dupę, że teraz najchętniej bym tylko leżała i nic nie robiła więcej :D (i tak też spędziłam wieczór ;D )
ciągle tylko pod górę i pod górę, jak nie Radary

to inne podjazdy ;)
ale wolę sobie podjechać i ledwo żyć niż się denerwować na teren. Zmęczenie podjazdowe jakoś mnie nie wkurwia (już), natomiast terenowe owszem.
Opuszczając miejsce z radarami zapuściłam się jeszcze w las żeby poszukać pradawnego miejsca kultu kosmitów, M. powiedział,żebym polazła szukać, no to poszłam. ;)

a podczas postoju napotkaliśmy rower o wdzięcznym imieniu

Koniec końców dotarliśmy do opuszczonej szkoły


do której oczywiście weszliśmy :) chociaż ja się trochę bałam ;) drewniana pozapadana i dziurawa podłoga, oraz uginający się sufit, kiedy po piętrze chodził M. ;) nie rozbudziły we mnie zaufania;)
Ale żeby do niej dojść, to musieliśmy się przedrzeć przez trawy i inne chynchy pomiędzy którymi wisiało mnóstwo, ale to mnóstwo, na każdym kroku, pająków wielkich jak bochny chleba;)
obrzydlistwo, parę razy mi się zrobiło w zasadzie, aż słabo ;) kiedy patrząc pod nogi w ostatnich chwilach zauważałam wielką pajęczynę i tłustego pająka z wielkim tyłkiem;) na wysokości mojej twarzy. ble.
No, a z powrotem bez szaleństw pod kątem atrakcji, za to ładnie sunąc.
wiadomo - szosa ;D
wszystko, tylko nie teren;)
Sobota, 11 września 2010 | dodano:12.09.2010 Kategoria wycieczka
- DST: 37.07km
- Czas: 01:49
- VAVG 20.41km/h
- VMAX 41.40km/h
- Temp.: 19.0°C
- Kalorie: 574kcal
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Do Łagiewnik (zholowana po drodze przez M.)
i do domu z M.
Odrobina łagiewnickiego terenu ostatecznie utwierdziła mnie w przekonaniu, że terenu nie lubię ;)
Może to wina opon też, w tamtych jechało mi się jakoś lepiej? a może teren wolę sobie dobierać indywidualnie w indywidualnej jeździe.
i do domu z M.
Odrobina łagiewnickiego terenu ostatecznie utwierdziła mnie w przekonaniu, że terenu nie lubię ;)
Może to wina opon też, w tamtych jechało mi się jakoś lepiej? a może teren wolę sobie dobierać indywidualnie w indywidualnej jeździe.
Jeżdżę se w terenie ....
Niedziela, 5 września 2010 | dodano:05.09.2010 Kategoria wycieczka
- DST: 80.42km
- Czas: 04:10
- VAVG 19.30km/h
- VMAX 35.60km/h
- Temp.: 16.0°C
- Kalorie: 1877kcal
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
... i coraz większe ogarnia mnie wkurwienie ;D
Z M. wybraliśmy się w teren (wyszło chyba około 40%)
No i z początku było super, zwłaszcza w lesie, który mi najbardziej podchodzi, ale dość szybko zrobiłam się zmęczona terenem i zaczął mnie wkurwiać ;)
zwłaszcza piach (który jest fajny, ale kiedy mam siłę i nie w za dużych ilościach :p) i jakieś gruntowe drogi całe w kamieniach.
Ponadto w terenie poruszam się tempem ślimaczym, niczym żółw stepowy (tylko nie stepuję:P). Więc w końcu z niecierpliwością oczekiwałam asfaltu.
Kiedy wreszcie wyjechaliśmy nań, ja z wywieszonym ozorem, to owszem było lepiej, ale bez szaleństw, poruszałam się prędkością wręcz haniebną ;)
Dotarłszy do domu byłam głodna okrutnie, senna i zmarznięta.
Przewiało mnie do tego stopnia, że leżałam w swetrze pod kocem! :o
Na niewiele się zdały gorąca herbata i porządna kolacja;)
Koniec końców padłam jak kawka i przespałam wieczór ;)
Morał z tego taki, że ciężko mi się współpracuje z taką pogodą ;)
ale ale, zdarzyły się też ciekawe osobliwości osadnicze;)
Z M. wybraliśmy się w teren (wyszło chyba około 40%)
No i z początku było super, zwłaszcza w lesie, który mi najbardziej podchodzi, ale dość szybko zrobiłam się zmęczona terenem i zaczął mnie wkurwiać ;)
zwłaszcza piach (który jest fajny, ale kiedy mam siłę i nie w za dużych ilościach :p) i jakieś gruntowe drogi całe w kamieniach.
Ponadto w terenie poruszam się tempem ślimaczym, niczym żółw stepowy (tylko nie stepuję:P). Więc w końcu z niecierpliwością oczekiwałam asfaltu.
Kiedy wreszcie wyjechaliśmy nań, ja z wywieszonym ozorem, to owszem było lepiej, ale bez szaleństw, poruszałam się prędkością wręcz haniebną ;)
Dotarłszy do domu byłam głodna okrutnie, senna i zmarznięta.
Przewiało mnie do tego stopnia, że leżałam w swetrze pod kocem! :o
Na niewiele się zdały gorąca herbata i porządna kolacja;)
Koniec końców padłam jak kawka i przespałam wieczór ;)
Morał z tego taki, że ciężko mi się współpracuje z taką pogodą ;)
ale ale, zdarzyły się też ciekawe osobliwości osadnicze;)

Pierwsza ponad setka;)
Niedziela, 22 sierpnia 2010 | dodano:22.08.2010 Kategoria wycieczka
- DST: 127.34km
- Czas: 05:25
- VAVG 23.51km/h
- VMAX 38.00km/h
- Temp.: 30.0°C
- Kalorie: 1981kcal
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Z M. J. i D. ;)
Łódź - Baby - Poniatów - Przygłów - Piotrków Tryb. - Czarnocin - Wola Rakowa - Łódź
(zupełnie nie pamiętam, przez jakie jeszcze wsie jechaliśmy ;p )
Rekord, ale nie taki, żebym pękła z dumy, jednak wystarczający, do bycia z siebie naprawdę zadowoloną, zwłaszcza, że ma ładną średnią a dzień wcześniej zrobiłam setkę:) (za jakiś czas to będzie żadne wyzwanie ;) )i byłabym w stanie jeszcze trochę ujechać:)
Szczerze mówiąc około 50tki myślałam, czy by nie zgłosić zmęczenia i zawrócić, a na 60tce sądziłam, że z powrotem będę się wlokła tempem leniwca ;)
Ale stwierdziłam weź nie pierdol, bejbe ;) i że chcę zrobić cały dystans i zobaczyć jak sobie z nim poradzę.
Kiedy zatrzymaliśmy się na postój, posilenie się i napojenie oraz na odpoczynek pod - myślę, że to miało jednak największe znaczenie ;) - kapliczką to zrobiliśmy tylko wzium i tyle nas było;) (no dobra, wiatr też pomógł ;) )
Mam trochę zmęczone uda i kolana, ale nic nie boli:))
Nie wiem z jakich przyczyn, czy dobry rower i pozycja, czy kolana nabrały formy, czy jeszcze coś innego.
no, ale generalnie jestem super i już:D ;)
Łódź - Baby - Poniatów - Przygłów - Piotrków Tryb. - Czarnocin - Wola Rakowa - Łódź
(zupełnie nie pamiętam, przez jakie jeszcze wsie jechaliśmy ;p )
Rekord, ale nie taki, żebym pękła z dumy, jednak wystarczający, do bycia z siebie naprawdę zadowoloną, zwłaszcza, że ma ładną średnią a dzień wcześniej zrobiłam setkę:) (za jakiś czas to będzie żadne wyzwanie ;) )i byłabym w stanie jeszcze trochę ujechać:)
Szczerze mówiąc około 50tki myślałam, czy by nie zgłosić zmęczenia i zawrócić, a na 60tce sądziłam, że z powrotem będę się wlokła tempem leniwca ;)
Ale stwierdziłam weź nie pierdol, bejbe ;) i że chcę zrobić cały dystans i zobaczyć jak sobie z nim poradzę.
Kiedy zatrzymaliśmy się na postój, posilenie się i napojenie oraz na odpoczynek pod - myślę, że to miało jednak największe znaczenie ;) - kapliczką to zrobiliśmy tylko wzium i tyle nas było;) (no dobra, wiatr też pomógł ;) )
Mam trochę zmęczone uda i kolana, ale nic nie boli:))
Nie wiem z jakich przyczyn, czy dobry rower i pozycja, czy kolana nabrały formy, czy jeszcze coś innego.
no, ale generalnie jestem super i już:D ;)
Hej szable w dłoń! Hajda na koń!
Sobota, 21 sierpnia 2010 | dodano:21.08.2010 Kategoria wycieczka
- DST: 106.34km
- Czas: 05:44
- VAVG 18.55km/h
- VMAX 35.60km/h
- Temp.: 28.0°C
- Kalorie: 1561kcal
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
Łuki w juki, a łupy wziąć w troki
:D
czyli XII Turniej Rycerski na Zamku w Łęczycy :)
Łódź - Zgierz - Grotniki (las) - Ozorków - Łęczyca - Borki - Parzęczew - Orła - Grotniki (asfalt;) ) - Jedlicze - Zgierz - Łódź
z Marcinem
Najpierw Marcin urządził pokaz mody "ochraniaczy górskich" ;) a potem ruszyliśmy do Łęczycy.
Zahaczając o Jeża Ze Zgierza :D:D:D

Przez las grotnicki, gdzie okazałam się cieniasem do kwadratu ;p
no ale co, miałam przejechać przez błoto po pas?:P albo zjechać z krótkiego zjazdu w dołek i od razu w ostry podjazd i się zabić po drodze? hę? no chyba nie! :P
dalej już jechaliśmy szosą (uf;) teren z Marcinem jeszcze nie dla mnie ;P )
aż dotarliśmy do Łęczycy:)

i obejrzeliśmy turniej łuczniczy ;) ale trochę byliśmy strudzeni i ulokowaliśmy się za straganami z mieczami i innymi wyrobami rzemieślniczymi ;)

z zimnymi piwami (ja się raczyłam prosto z ziemi łęczyckiej wyrobem warmińsko-mazurskim :D:D Rześkim;) przepyszny:) )
I obejrzeliśmy też turniej konny:) fajny :) ale szkoda, że tak mało miejsca było na cały turniej, no i był tak trochę amatorski,
ale,
jaki zamek, taki turniej;)

a tu zamek we własnej osobie i nasze rumaki :D

a później jeszcze obejrzeliśmy uroki Łęczycy:)
tu: Natalia przypomina sobie, że kiedyś była małą modelką:D (poważnie:p)

następnie ruszyliśmy ile sił w nogach, w szaleńczym pędzie 22km/h :D


a po drodze wpadliśmy na wioskę indiańską :D


Kiedy mieliśmy odjeżdżać, z wioski wyszła pani i spytała
czy nie biegała tędy świnia?
właściwie, tośmy się tarzali ze śmiechu:D
dalsza droga przebiegła już bez sensacji, choć wracaliśmy po zmierzchu w końcu, a ja nawet po ciemku ;)
a kolano dalej nie boli :D
:D
czyli XII Turniej Rycerski na Zamku w Łęczycy :)
Łódź - Zgierz - Grotniki (las) - Ozorków - Łęczyca - Borki - Parzęczew - Orła - Grotniki (asfalt;) ) - Jedlicze - Zgierz - Łódź
z Marcinem
Najpierw Marcin urządził pokaz mody "ochraniaczy górskich" ;) a potem ruszyliśmy do Łęczycy.
Zahaczając o Jeża Ze Zgierza :D:D:D

Przez las grotnicki, gdzie okazałam się cieniasem do kwadratu ;p
no ale co, miałam przejechać przez błoto po pas?:P albo zjechać z krótkiego zjazdu w dołek i od razu w ostry podjazd i się zabić po drodze? hę? no chyba nie! :P
dalej już jechaliśmy szosą (uf;) teren z Marcinem jeszcze nie dla mnie ;P )
aż dotarliśmy do Łęczycy:)

i obejrzeliśmy turniej łuczniczy ;) ale trochę byliśmy strudzeni i ulokowaliśmy się za straganami z mieczami i innymi wyrobami rzemieślniczymi ;)

z zimnymi piwami (ja się raczyłam prosto z ziemi łęczyckiej wyrobem warmińsko-mazurskim :D:D Rześkim;) przepyszny:) )
I obejrzeliśmy też turniej konny:) fajny :) ale szkoda, że tak mało miejsca było na cały turniej, no i był tak trochę amatorski,
ale,
jaki zamek, taki turniej;)

a tu zamek we własnej osobie i nasze rumaki :D

a później jeszcze obejrzeliśmy uroki Łęczycy:)
tu: Natalia przypomina sobie, że kiedyś była małą modelką:D (poważnie:p)

następnie ruszyliśmy ile sił w nogach, w szaleńczym pędzie 22km/h :D


a po drodze wpadliśmy na wioskę indiańską :D


Kiedy mieliśmy odjeżdżać, z wioski wyszła pani i spytała
czy nie biegała tędy świnia?
właściwie, tośmy się tarzali ze śmiechu:D
dalsza droga przebiegła już bez sensacji, choć wracaliśmy po zmierzchu w końcu, a ja nawet po ciemku ;)
a kolano dalej nie boli :D
prawie jak setka;)
Niedziela, 15 sierpnia 2010 | dodano:15.08.2010 Kategoria wycieczka
- DST: 93.47km
- Czas: 04:03
- VAVG 23.08km/h
- VMAX 41.95km/h
- Temp.: 26.1°C
- Podjazdy: 321m
- Sprzęt: Rower Czarny
- Aktywność: Jazda na rowerze
z M. :)
Łódź - Pabianice - Pawłówek - Bełchatów - Pabianice - Łódź
Pierwszy dłuższy dystans na treku, który buczy jak autobus ;) i przez to stawia pewne opory (też jak autobus;) )
i nie boli mnie kolano! :D
a podczas drogi trafił się opuszczony dom (właściwie sam się nie trafił, M. o nim wiedział wcześniej;)) który zwiedziliśmy od środka :))
o, a tu jeszcze przed środkiem;)

i Krasna Kanioła (czy jak kto woli Krasnaja Szapoczka :D), czyli M. :P ;)
Łódź - Pabianice - Pawłówek - Bełchatów - Pabianice - Łódź
Pierwszy dłuższy dystans na treku, który buczy jak autobus ;) i przez to stawia pewne opory (też jak autobus;) )
i nie boli mnie kolano! :D
a podczas drogi trafił się opuszczony dom (właściwie sam się nie trafił, M. o nim wiedział wcześniej;)) który zwiedziliśmy od środka :))
o, a tu jeszcze przed środkiem;)

i Krasna Kanioła (czy jak kto woli Krasnaja Szapoczka :D), czyli M. :P ;)
zusammen do kupy dwa tysiące ;)
Niedziela, 8 sierpnia 2010 | dodano:08.08.2010 Kategoria wycieczka
- DST: 105.19km
- Czas: 04:19
- VAVG 24.37km/h
- VMAX 42.60km/h
- Sprzęt: Rower Czerwony
- Aktywność: Jazda na rowerze
setka z M. :)
Łódź - Eufeminów - Gałkówek - Brzeziny - Rogów - Jeżów - Wierzchy - Koluszki - Różyca - Gałków - Andrespol - Wiśniowa Góra - Kolumny - Łódź.
mimo tego, że ruszyliśmy po 14 zrobiliśmy setkę z ładną średnią :)
nawet zahaczyliśmy o dwa stare cmentarze:)
ale niestety koło 50 kilometra zaczęło boleć kolano, mimo opaski. no i bolało momentami tak, że wyrwało mi się nie raz i nie dwa jęknięcie z bólu, ale na tyle ciche, że nie zakłóciło to pedałowania ;D
i mimo tego, udało się nam utrzymać ładną prędkość, ba, nawet przegoniliśmy jakiegoś rowerzystę.
a co dziwne, kolano w pewnym momencie przestało boleć.
i teraz boli trochę tylko.
może nabrałam formy szybciej niż kolano?;D
Łódź - Eufeminów - Gałkówek - Brzeziny - Rogów - Jeżów - Wierzchy - Koluszki - Różyca - Gałków - Andrespol - Wiśniowa Góra - Kolumny - Łódź.
mimo tego, że ruszyliśmy po 14 zrobiliśmy setkę z ładną średnią :)
nawet zahaczyliśmy o dwa stare cmentarze:)
ale niestety koło 50 kilometra zaczęło boleć kolano, mimo opaski. no i bolało momentami tak, że wyrwało mi się nie raz i nie dwa jęknięcie z bólu, ale na tyle ciche, że nie zakłóciło to pedałowania ;D
i mimo tego, udało się nam utrzymać ładną prędkość, ba, nawet przegoniliśmy jakiegoś rowerzystę.
a co dziwne, kolano w pewnym momencie przestało boleć.
i teraz boli trochę tylko.
może nabrałam formy szybciej niż kolano?;D
poPrawdzie ... ;)
Sobota, 31 lipca 2010 | dodano:31.07.2010 Kategoria wycieczka
- DST: 80.08km
- Czas: 03:41
- VAVG 21.74km/h
- VMAX 36.00km/h
- Sprzęt: Rower Czerwony
- Aktywność: Jazda na rowerze
dom - coś - Pabianice - dom M. - Prawda - Tuszyn - Modlica - dom
z M. wybraliśmy się na wycieczkę (oczywiście M. nie byłby sobą gdyby na dzień dobry nie wciągnął mnie na jakieś podwyższenie, więc tym razem, z językiem u ziemi, wjechałam na Raduńską, tylko po to, żeby się dowiedzieć, że to tak sobie o, bo się musimy wrócić, bo jedziemy w przeciwnym kierunku :D
no tak to się nie robi! ;) )
ale mniej więcej w połowie drogi złapał nas deszcz i stwierdziliśmy, że tak to my nie chcemy i pojechaliśmy do domu :)
i może byśmy leniuchowali resztę dnia, ale wyciągnął nas Janusz, coby mu stuknął lipcowy tysiąc :)
więc jemu stuknął, mnie prawie osiemset, a M.-owi;) jakieś milion pięćset sto dziewięćset chyba :D ;)
tylko, że znowu boli kolano :/
właściwie ponad połowę trasy przejechałam w opasce na owe kolano, może dzięki niej teraz już prawie nie boli, i nie rozbolało się;) w czasie jazdy, tak, żeby doprowadzić mnie chociaż do krzywienia się z bólu:)
z M. wybraliśmy się na wycieczkę (oczywiście M. nie byłby sobą gdyby na dzień dobry nie wciągnął mnie na jakieś podwyższenie, więc tym razem, z językiem u ziemi, wjechałam na Raduńską, tylko po to, żeby się dowiedzieć, że to tak sobie o, bo się musimy wrócić, bo jedziemy w przeciwnym kierunku :D
no tak to się nie robi! ;) )
ale mniej więcej w połowie drogi złapał nas deszcz i stwierdziliśmy, że tak to my nie chcemy i pojechaliśmy do domu :)
i może byśmy leniuchowali resztę dnia, ale wyciągnął nas Janusz, coby mu stuknął lipcowy tysiąc :)
więc jemu stuknął, mnie prawie osiemset, a M.-owi;) jakieś milion pięćset sto dziewięćset chyba :D ;)
tylko, że znowu boli kolano :/
właściwie ponad połowę trasy przejechałam w opasce na owe kolano, może dzięki niej teraz już prawie nie boli, i nie rozbolało się;) w czasie jazdy, tak, żeby doprowadzić mnie chociaż do krzywienia się z bólu:)